Recenzja filmu

Ostatnie tango w Paryżu (1972)
Bernardo Bertolucci
Marlon Brando
Maria Schneider

Najbliżsi sobie obcy

Bernardo Bertolucci zaprezentował szerokiej publiczności w 1972 roku film, który staje się jego wizytówką. Perwersyjny, szokujący, ale tylko powierzchownie. Powstały z fuzji trzech różnych
Bernardo Bertolucci zaprezentował szerokiej publiczności w 1972 roku film, który staje się jego wizytówką. Perwersyjny, szokujący, ale tylko powierzchownie. Powstały z fuzji trzech różnych osobowości w świecie kina: obdarzonego niezwykłą fantazją reżysera i scenarzystę, najwybitniejszego aktora w całej historii kina oraz laika w dziedzinie, początkującą aktorkę, która grając w tym filmie ma ledwo dwadzieścia lat. Cóż z tego mogło wyniknąć? Bertolucci w niezliczonych wywiadach, jakie przeprowadzano z nim po pierwszych pokazach "Ostatniego tanga w Paryżu" przyznał, że film jest odzwierciedleniem jego własnych fantazji o niezobowiązującym seksie z nieznajomą, urodziwą kobietą, którą spotkałby na ulicy. Żadnych imion. Brak intymności duchowej. Tylko fizyczność. Ale Bertolucci to twórca ze zbyt wysokiej półki, aby nakręcić film porno z różnorodnymi formami seksu, o których wszyscy słyszeli, ale o których każdy boi się mówić nawet szeptem, i podpisać go "erotyczny", by potem zbierać widownię wśród rozpustnych zidiociałych głodujących na niedobór ostrych wrażeń. Każdy, kogo zachęcają po prostu roznegliżowane postacie Marlona Brando i Marii Schneider na promującym film plakacie i nie spodziewa się zobaczyć czegokolwiek poza tym, powinien odpuścić sobie ten film. Oto poznajemy dwoje ludzi. Ażeby było ciekawiej, krańcowo różnych. Jeanne (Maria Schneider w swojej najbardziej niezapomnianej roli) jest prowincjonalną dziewczyną, która przybywa do Paryża, gdzie widzi sobie przeznaczone miejsce. Niebawem na miejscu ma się też zjawić jej miejscowa miłość. Ale zanim to następuje, znajduje mieszkanie, które zamierza obrać sobie jako przystań. Na miejscu poznaje tajemniczego mężczyznę, Paula (Marlon Brando). Chwila krótkiej, niezbyt sympatycznej wymiany słów (bo trudno nazwać to konwersacją) kończy się krótkim, niemal zwierzęcym aktem seksualnym. Staje się on tylko wstępem do związku, w którym Jeanne i Paul, choć nie znają nawet swoich imion, tkwią bez szans na wolność. Jak już napisałam, uderza powierzchowność "Ostatniego tanga...". Ostre sceny erotyczne, wulgarny wręcz język, perwersja na każdym milimetrze kadru. Lata 70., choć domagały się wyzwolenia, na taką odsiecz nie były gotowe. Przynajmniej nie w pojęciu fizyczności człowieka. Dlatego na wiele lat i krytykom, i widzom umknęło to, co w tym filmie najważniejsze - jego ponadczasowa wartość. Główni twórcy, z Bertoluccim, Brando i Schneider na czele, stanęli przed sądem w Bolonii i stali się ofiarami sankcji za "rozpowszechnianie pornografii". Przede wszystkim nasuwa się pytanie, dlaczego Jeanne godzi się na to wszystko, na traktowanie siebie jak "materaca", przedmiotu? Bo motywy Paula są jasne. Chyba prowadzi ją ciekawość. Gdzie tkwi jednak ta wartość "Ostatniego tanga w Paryżu"? Odpowiedzią jest sam gatunek filmu: dramat psychologiczny. I to jeden z najlepszych, jaki świat widział. Największym atutem tego filmu jest genialna rola - nie zawaham się użyć tego stwierdzenia - największego aktora w historii kina. Rola Paula, zagubionego między paryskimi ulicami uczuć Amerykanina jest najlepszą rolą Brando, lepszą nawet od tych w "Tramwaju zwanym pożądaniem", "Na nabrzeżach" czy w końcu "Ojcu chrzestnym". A to wszystko dzięki jego niesamowitej umiejętności wyrażenia bólu. Paul to postać napiętnowana. Sam seks ma być tylko świadectwem obecności w nim jakiegoś zwierzęcia, które kąsa każdego, kto się do niego zbliży. Tylko wtedy nikt nie może dotrzeć do ogromów zachowanych gdzieś emocji, które uciskają jego duszę i nie pozwalają oddychać. Śmierć żony, jej kochanek, ból, który po sobie pozostawia, czynią go bestią. Apogeum wyładowania tego bólu dostrzega właśnie w osobie młodziutkiej Jeanne. Ona z kolei nie została doświadczona przez los w żaden traumatyczny sposób, bo o ile zginął jej ojciec, zawsze był ktoś, kto mógł ją pocieszyć. Związek z mężczyzną takim, jak Paul to dla Jeanne kolaboracja niezwykle podniecająca, pełna niebezpieczeństwa i tajemnicy. Wszystkiego tego, czego w swoim spokojnym życiu jej ciekawska dusza nie doznała nigdy wcześniej. Niezwykle dobra jest w swojej roli Maria Schneider. Całe szczęście, że Bertolucciemu nie przyszło do głowy zatrudnienie idealnie pięknej, acz drewnianej kukły, która poza rolą gumowej lalki nie mogłaby "wcielić się" zanadto w cokolwiek innego. Co dwojgu ludzi daje na dłuższą metę taki związek? I czy to w ogóle jest związek, to przywiązanie do odprężającej czynności na wspólnym materacu? Dlaczego Jeanne wciąż wraca, choć czuje się odepchnięta niczym samica, która po prokreacji przestaje być atrakcją dla samca. Paul nie oszczędza Jeanne, świadomie wypróbowuje jej wytrzymałość na ciosy. Pełne szokujących ludzkie zmysły i perwersyjnych scen "Ostatnie tango w Paryżu" to skuteczna i wyśmienita próba ukazania magicznych więzi międzyludzkich, które mogą narodzić się wszędzie: w budce telefonicznej, toalecie czy wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Seks nie jest podmiotem tego filmu. Jest co najwyżej przedmiotem, którego się używa. Środkiem stylistycznym, metaforą głębokiego związku, który nie potrzebuje żadnych słów, by się określić. Seks rodzi miłość, do której przeczuwający swój koniec Paul przyznaje się Jeanne, pragnie nawet poznać jej imię - dowiedzieć się tego, czego zwykli ludzi dowiadują się o sobie na początku pierwszego spotkania o jakimkolwiek charakterze. Ich pełne namiętności tango, pozbawione sztuczności i narzuconego profesjonalizmu jest wyznaniem miłości. Dyskrecja tych uczuć nie zostaje naruszona nawet po jego śmierci. Poza Jeanne i Paulem nikt niczego o nich nie wiedział. Wszystko to, co pozornie powierzchowne, staje się uczuciem wyższym, bo pozostaje w sercu kobiety, która może żyć tym wspomnieniem ostatniego tanga w Paryżu. W jednym z "nowszych" wywiadów Maria Schneider stwierdziła, że "Ostatnie tango w Paryżu" może wydawać się współczesnym kiczowate. Pozwolę sobie się z nią nie zgodzić. Film Bertolucciego był, jest i pozostanie ponadczasowym.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kontrowersyjny obraz Bernarda Bertolucciego "Ostatnie tango w Paryżu" na pierwszy rzut oka odpycha... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones