Recenzja filmu

Niania w Nowym Jorku (2007)
Robert Pulcini
Shari Springer Berman
Scarlett Johansson
Laura Linney

Niania do bani

Antropologiczna wyprawa na górny Manhattan, czyli jak Scarlett Johansson cywilizuje nowojorskich bogaczy. Przeciętna ekranizacja wielkiego bestsellera.
Dwie amerykańskie dziennikarki postanowiły opisać swoje doświadczenia z pracy jako nianie u bogatych rodzin zamieszkujących górny Manhattan. Świetny pomysł, by pokazać życie amerykańskiej high ? class podobnie jak kulturę Papuasów, zaowocował zabawną książeczką "Nania w Nowym Jorku" oraz średnią komedyjką, która właśnie trafia na nasze ekrany. Pomysł na fabułę przypomina trochę punkt wyjścia "Diabeł ubiera się u Prady". Młoda dziewczyna z przedmieść trafia do wielkiego świata. W przypadku "Niani..." jest to zamożna rodzina Państwa X zamieszkująca górny Manhattan. Annie Braddock (Scarlett Johansson) nie wie za bardzo co ze sobą w życiu zrobić. Przypadkiem spotyka w parku Panią X (Laura Linney) a ta uznaje Annie za idealną kandydatkę na opiekunkę swojego czteroletniego synka. Dziewczyna z braku lepszych propozycji postanawia podjąć się zadania. Praca okazuje się dużym wyzwaniem, ale znacznie większym będzie odnalezienie się w specyficznej rodzinie Państwa X. Annie studiuje antropologię, traktuję więc swoją "misję" na zasadzie "obserwacji uczestniczącej, jaką można zastosować w przypadku poznawania egzotycznych kultur. To właśnie te quasi ? antropologiczne obserwacje Annie były najmocniejszym punktem książki "Niania w Nowym Jorku" i sprawiały, że nie była ona jedynie kolejnym seryjnym czytadłem z gatunku: "z kamerą wśród ludzi". Niestety w filmie nie wiele się z tego ostało. Wygłaszane z offu komentarze Annie nie powalają błyskotliwością. W pierwszej scenie widzimy Państwa X jako eksponaty w Muzeum Historii Naturalnej, szkoda, że ten ciekawy pomysł nie znajduje rozwinięcia. Film śmiało korzysta z klisz komedii romantycznej, wiadomo, że źli przejrzą na oczy, ci co mają się zakochać uczynią to itd. Zdarzają się na szczęście smaczki, jak chociażby scena ze skarżącymi się nianiami, ale przez większą część obraz nie wychodzi poza gatunkową sztampę. W tej dekoracji marnują się aktorzy, Linney jest świetna, choć wydaje się, że gra wyżej niż "staje" materiału. Paul Giamatti, jako jej bufonowaty mąż, jest odpowiednio przerysowany i groteskowy. Zawodzi za to zupełnie (w co trudno uwierzyć) Scarlett Johansson, jest tu kompletnie bezbarwna, i tym razem trudno zrucić winę na materiał wyjściowy - książkowa Annie to pełnokrwista, zadziorna postać. "Niania..." i tak jest na szczęście znacznie lepsza od zwyczajowych świątecznych produkcji jakimi częstują nas rok w rok dystrybutorzy, ale jednak żal zmarnowanego pomysłu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones