Recenzja filmu

Joshua (2007)
George Ratliff
Sam Rockwell
Vera Farmiga

Nie ma bata na starszego brata

USA to nie jest już kraj starych ludzi. Ameryką rządzą złe i wredne bachory w typie "Joshuy"
Każdy, kto posiada młodsze rodzeństwo, zrozumie Joshuę. To biedne dziecko, któremu pozornie sympatyczni rodzice nie dostarczyli dostatecznie dużo ciepła i miłości. Matka (Vera Farminga) – rozhisteryzowana lekomanka; ojciec (dobry Sam Rockwell) – niedojrzały harcerz; babka (Celia Weston) – fanatyczna chrześcijanka. Czy w takim towarzystwie nieprzeciętnie inteligentny dziewięciolatek może spokojnie rozwijać wybitną osobowość?! Jakby tego było mało, w mieszkaniu pojawiło się pomarszczone niemowlę, które skupiło na sobie uwagę całej rodzinki. Joshua stara się jak może, by choć na chwilę zaakcentować swą obecność: wymiotuje, mdleje w trakcie koncertu szkolnych talentów. Gdy standardowe metody nie skutkują, małoletni bohater zaczyna korzystać z bardziej niekonwencjonalnych sposobów... Początkowe partie filmu George'a Ratliffa stanowią satyrę na dobre towarzystwo z Manhattanu, które zachwyca się bez umiaru własnymi pociechami. Stopniowo jednak ta dziecięca zupka gęstnieje, a delikatne łaskotki tężeją pod nadmiarem ukrytych pretensji. Reżyserowi marzyła się inteligentna trawestacja "Dziecka Rosemary" - kamera penetruje wnętrza eleganckiego mieszkania rodziny Cairnów, wydobywając ich klaustrofobiczny charakter. Na pierwszy plan wysuwają się też paranoiczne lęki matki próbującej za wszelką cenę chronić nowo narodzoną córeczkę. Psychologia ustępuje w pewnym momencie chęci zaspokojenia potrzeb widzów, a ciekawe portrety bohaterów rozpływają się w oparach suspensu. Twórcy osiągają go za pomocą masochistycznej muzyki fortepianowej, która wyznacza rytm kolejnych ujęć. Reżyser traci cenne minuty na budowanie scen-straszaków nie wnoszących niczego ciekawego do opowiadanej historii. Warto jednak przeczekać tę partię filmu dla kapitalnego zakończenia, które rzuca na "Joshuę" zupełnie nowe światło. Dzieła Ratliffa zdecydowanie nie powinni oglądać planujący powiększenie rodziny małżonkowie - "Joshua" wzbudza silne odruchy anty-dziecięce. Finałowa piosenka w wykonaniu tytułowego bohatera brzmi jak połączenie wodewilu z wyznaniem o byciu maltretowanym przez dorosłych. W rzeczywistości jest to jednak wredny chichot nad upadającym autorytetem dorosłych. Skończyły się piękne czasy, gdy rodzice mieli władzę nad zdyscyplinowanym potomstwem. Cytując nowy film braci Cohen: Stany Zjednoczone to nie kraj dla starych ludzi. Prawdziwym tronem jest dziś kołyska.
1 10 6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones