Recenzja filmu

Wyspa doktora Moreau (1996)
John Frankenheimer
Marlon Brando
Val Kilmer

Nieudany eksperyment doktora Frankenheimera

Co otrzymamy, jeśli dodamy do siebie Marlona Brando, niezłą powieść sci-fi i świetnego reżysera? Niektórzy na pewno powiedzą, że świetny film i zapadającą w pamięć produkcję. Otóż muszę tych
Co otrzymamy, jeśli dodamy do siebie Marlona Brando, niezłą powieść sci-fi i świetnego reżysera? Niektórzy na pewno powiedzą, że świetny film i zapadającą w pamięć produkcję. Otóż muszę tych nielicznych srogo rozczarować. Film przeze mnie recenzowany nie dosięga do pięt innym produkcjom z tego samego gatunku, mówię tu choćby o obrazie "Mucha" czy jego równie dobrej kontynuacji. Nie ma w nim praktycznie nic godnego uwagi, czegoś, co pozwoliło by widzowi choćby trochę zainteresować się seansem. Żadnych dodatkowych bodźców, choćby poprawnych efektów specjalnych. Kompletna, głównie artystycznie, pustka gości w tym obrazie.   Materiał na film był bardzo dobry, bo taki pisarz jak H.G. Wells nie tworzy czegoś pospolitego. I rzeczywiście, powieść, na kanwie której powstał ów nieszczęsny horror, jest znakomita. Mamy w niej napięcie, szczegółowe opisy wyspy, na której znajdują się bohaterowie, wiarygodne portrety psychologiczne postaci. A w ekranizacji wszystko to znika, niczym w kiepskiej sztuczce magika. Napięcie ulatuje już w drugiej scenie, a postacie są plastikowe, niczym manekiny ze sklepowej wystawy. Nawet mistrz w swoim fachu, nieodżałowany Brando, stworzył w tym obrazie najgorszą swoją kreację, dostosowując się do poziomu prezentowanego przez produkcję. Pozostali aktorzy, tacy jak Val Kilmer czy David Thewlis, na pewno nie zaprezentowali pełni swoich możliwości, ale chyba na rozwinięcie skrzydeł nie pozwolił im słabiutki scenariusz, najwyraźniej pisany w wielkim pośpiechu, bo w wielu miejscach niezrozumiały.   O fabule. W roku 2010 pewien młody i mało doświadczony dyplomata, Edward Douglas, całkowicie przypadkowo i nie z własnej winy trafia na tajemniczą wyspę, gdzie obłąkany i szalenie niebezpieczny doktor Moreau przeprowadza zakazane eksperymenty. Doktorek ów pragnie stworzyć nadludzi - nową rasę. Jednak w efekcie jego nieudanych badań zostają powołane do życia przerażające swym wyglądem i zachowaniem zwierzoludy. Pewnego dnia eksperyment wymyka się spod kontroli...   Jak widać, fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Ba, jest prosta niczym umysł dresiarza. Ale autor powieści opakował nam tą nieco prostą historyjkę w zaskakujące zwroty akcji, świetne opisy miejsc i postaci oraz genialne dialogi. Natomiast reżyser filmu zadowolił się chyba efektami specjalnymi i obecnością w obsadzie kilku gwiazd, które i tak nie odratowały całego, kiepskiego zresztą, projektu.   Nie polecam "Wyspy doktora Moreau" ani fanom horroru sci-fi, ani tym bardziej zapalonym znawcom dobrej literatury, którzy chcieliby obejrzeć porządną ekranizację powieści. Dlaczego? Ponieważ obie te grupy byłyby srogo rozczarowane bardzo niskim poziomem filmu. Nawet pospolity, nie wymagający od obrazu za dużo, zjadacz popcornu wyłączy tą produkcję po upływie godziny seansu. Ja jakoś wytrzymałem do końca, choć sam się zastanawiam, w jaki sposób to uczyniłem. Być może jestem nadczłowiekiem?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones