Recenzja filmu

Kraina miodu i krwi (2011)
Angelina Jolie
Zana Marjanović
Goran Kostić

Pornografizacja wojennej mitologii

Szczytne cele i całkowite fiasko. Na samym końcu filmu pojawiają się plansze z liczbami ofiar, datami konfliktu i nazwiskami sprawców.
W 2006 roku Złotego Niedźwiedzia w Berlinie otrzymała Jasmila Zbanic za swój film "Grbavica". Powojenna historia bośniackich kobiet, które za wszelką cenę próbują walczyć z traumą okresu wojny była jedną z pierwszych prób filmowego rozliczenia konfliktu w byłej Jugosławii. Masowe gwałty kobiet, obozy przejściowe dla bośniackiej ludności i przede wszystkim próba powojennego funkcjonowania w podzielonym kraju.

Wszystkie te wątki pojawiają się również w debiutanckim filmie Angeliny Jolie "In the Land of Blood and Honey". Znana hollywoodzka aktorka, która również angażuje się w pomoc charytatywną, napisała scenariusz swojego filmu, wyprodukowała go i wyreżyserowała. Była samowystarczalna i niezależna. Wszyscy aktorzy pochodzą z Bośni. W związku z tym nie ma mowy o hollywoodzkim blichtrze i znanych nazwiskach w obsadzie. Film rozpoczyna się w 1992 roku bezpośrednio przed rozpoczęciem konfliktu w byłej Jugosławii.

Główni bohaterowie to para zakochanych – Alja i Danilej. Ona jest Bośniaczką, on – Serbem, synem serbskiego generała. Do ich pierwszego spotkania dochodzi w klubie. Para tańczy, aż do momentu wybuchu bomby. Kolejny raz Danilej natyka się na swoją bośniacką miłość w dość nietypowej sytuacji. W ostatnim momencie ratuje ją przed gwałtem. Po roku rozstania zmieniło się wszystko: Alja jest wrogiem "nowego serbskiego państwa", a Danilej – jednym z jego najwierniejszych obrońców. W tej romantyczno-wojennej opowieści zakochani spotykają się i rozstają kilkukrotnie. Kilka razy zmienia się również ich uczucie i nastawienie do tzw. "spraw politycznych".

W filmie Jolie wydarzyło się wszystko, co z wojną związane. Od początku "In The Land of Blood and Honey" miał być filmową przestrogą i przypomnieniem okropieństw ostatniej wojny XX wieku. Przemoc jest tutaj głównym bohaterem. Ciągłe gwałty, egzekucje, poniżanie zakładników i maskary ludności cywilnej. W tle serbska propaganda, mitologia "niezwyciężonego Kosowa" i niebezpiecznych Turków. Na dokładkę historia miłosna dwojga ludzi, którym rzecz jasna konflikt zbrojny odebrał wszystko.

W tym zaskakującym połączeniu romansu i odtwarzanych wojennych archiwaliów naprawdę trudno zachować spokój. Przemoc seksualna, mordowanie cywilów łącznie z niemowlakami po jakimś czasie przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. W scenie, w której jedna z kobiet pokazuje swoje zmasakrowane od gwałtów ciało, jej wypowiedź dotycząca wstydu przed mężem odbiera całkowicie sens obrazowi tej tragedii. Powtarzające się non stop egzekucje dla "zabawy" wykonywane przez serbskich żołnierzy z uśmiechem na twarzy stają się kolejnym elementem "wojenki", która równie dobrze mogłaby rozgrywać się wszędzie, bo przecież uniwersalne przesłanie dzieła jest w końcu najważniejsze. Mimo początkowych wyjaśnień, że Jugosławia była krajem bardzo "zróżnicowanym", w filmie Jolie non stop widzimy tylko dobrych i złych, których narodowość jest nie do pomylenia.

Niestety, najgorszym wyborem artystycznym Jolie jest wątek "wojennego uczucia" Alji i Danileja. Kobieta cudem unika gwałtów, ale oczywiście po dość krótkim czasie spędza noc ze swoim wybawicielem. On na początku kocha ją nad życie, ale w miarę upływu czasu okazuje się równie niebezpieczny jak wszyscy żołnierze w jego jednostce. Na dokładkę mamy wątek "sztuki", która pomaga zakochanym odnaleźć się na polu bitwy. Alja jest malarką, dzięki czemu jej romans z Serbem nabiera również romantycznego charakteru. Tak żeby przypadkiem nikt nie zapomniał, że prawdziwa miłość jest zawsze czysta i szlachetna.

Szczytne cele i całkowite fiasko. Na samym końcu filmu pojawiają się plansze z liczbami ofiar, datami konfliktu i nazwiskami sprawców. Wszystko, co można obejrzeć przed napisami końcowymi przeczy jakiejkolwiek logice tworzenia filmu rozliczeniowego. Epatowanie przemocą w myśl zasady: filmowa klisza miłosna obroni się bez względu na wszystko odnosi odwrotny od zamierzonego skutek. Momentami ociera się o pornografizację wojennej mitologii, co nie ma nic wspólnego z uczczeniem pamięci ofiar.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Kraina miodu i krwi
Gdy "Krainę miodu i krwi" pokazano na festiwalu w Berlinie, głosy krytyki były umiarkowanie sceptyczne. W... czytaj więcej
Bartosz Staszczyszyn
Bartosz Staszczyszyn