"LARP" ratuje się silnym kręgosłupem fabularnym, zbudowanym ze sprawdzonych klisz kina coming of age. Dzięki temu całość utrzymuje tempo, strukturę i co za tym idzie – zainteresowanie widza.
Podczas gdy ekrany telewizorów, monitorów i laptopów w całej Polsce zdominowane są przez premierę drugiego sezonu "1670", jeden z jego reżyserów świętuje w Trójmieście. W pierwszej iteracji wspomnianego przeboju Netflixa Kordian Kądziela dał się pokazać jako ten znacznie zabawniejszy z artystycznego duetu i obdarzony lepszym zmysłem komediowym. Teraz przyszła pora na powiedzenie "Sprawdzam!" za sprawą produkcji "LARP. Miłość, trolle i inne questy". Czy jego pełnometrażowy debiut potwierdził wywiedzione ze streamingu przeczucia?
TFP
Mazowiecki i Warszawski Fundusz Filmowy
Dolnośląskie Centrum Filmowe
Canal+ Polska
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Tytułowy skrótowiec oznacza "Live action role-playing", czyli swoistą fuzję improwizowanego teatru z analogowymi grami RPG typu "Dungeons & Dragons" tudzież wyniesienie rozgrywki wyobraźni na wyższy artystycznie i wizualnie poziom. Zamiast standardowego opowiadania o wyimaginowanych losach postaci, które oglądamy, siedząc przy stole i popijając zimne piwo lub gorącą herbatę, LARP daje okazję stać się nią, przebierać, poczuć jej ból, zmęczenie i ryzyko. "Live action role-playing" jest zresztą bliżej nas, niż myślimy. Niedawno, gdy spacerowałem po Polach Mokotowskich, minąłem się z kawalkadą francuskiego rycerstwa, a i obecne na wszelkich rocznicach drugiej wojny światowej rekonstrukcje bitew są de facto jego formą.
Właśnie LARP, w formie "czystej", tej znanej z "lochów i smoków", fascynuje Sergiusza (Filip Zaręba, Stanisław z drugiego sezonu "1670" – powtarzalność obsady z serialem jest tu pewnym tematem przewodnim). Chłopak chodzi do liceum, mierzy się ze stereotypową, jakby wziętą z filmów Johna Hughesa ("Klub winowajców", "Wolny dzień pana Ferrisa Buellera") codzienną przemocą wobec "nerdów", i próbuje odnaleźć w zawiłym małomiasteczkowym świecie. Nie jest mu łatwo, po części ze względu na nieco zaborczego ojca Huberta (Andrzej Konopka), który przy okazji jest komendantem lokalnej policji, a po części ze względu na "przypałowych" znajomych, torpedujących wszelkie ambicje "społecznego" awansu. To wszystko nie ma jednak znaczenia, dopóki w szkole nie pojawia się piękna, fascynująca i charyzmatyczna Helena (Martyna Byczkowska, Aniela z wiadomego serialu), jawiąca się protagoniście z miejsca jako Afrodyta. Samo osadzanie niemal trzydziestoletnich aktorów jako nastolatków można mieć z resztą filmowi za złe lub potraktować jako kolejny metażart (tym razem nawiązujący do hollywoodzkich zwyczajów, na czele z nieśmiertelnym "Grease", w którym nieletnimi stali się m.in. 28-letni John Travolta i trzydziestoletnia piosenkarka Olivia Newton-John). Ta druga interpretacja uzupełnia się zresztą z generalnym tonem produkcji, w której każda scena to wielopoziomowy gag.
TFP
Mazowiecki i Warszawski Fundusz Filmowy
Dolnośląskie Centrum Filmowe
Canal+ Polska
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Pogoń za uczuciem Heleny (Trojańskiej, kolejny dowcip) nie tylko konfrontuje Sergiusza z łaknącym jej serca bananem Gonzo (Hubert Łapacz), ale także wiedzie na wojenną ścieżkę z najbliższymi larpowymi braćmi (i siostrami), na czele z Kostką (rewelacyjna Agnieszka Rajda). To wszystko w przeddzień powrotu do miasta jego najznamienitszego syna, Louisa Lacroix (Bartłomiej Topa, wiadomy Jan Paweł), który w tym uniwersum jest połączeniem Sapkowskiego z Terrym Goodkindem ("Miecz prawdy") – uwielbianym nad Wisłą krajanem, który spłodził mającą nieskończenie wiele części oraz światową sławę sagę recyklingującą najbardziej zajechane schematy fantasy. Klubowicze pragną skusić idola do udziału w swoim wydarzeniu, lecz niczym w "Ministrantach" – nie będzie to tanie. Gdzieś w tle triumfów i porażek, wielkich wzlotów i upadków licealnego życia (parafrazując kultowy cytat z serialu "Riverdale"), rozgrywa się zresztą analogiczny dramat starszego pokolenia – napędzanych emocjami sprzed lat i wzajemną znajomością swoich sekretów dawnych znajomych z klasy: Huberta, Lacroix i aktualnej dyrektorki szkoły Wiolety (Edyta Olszówka).
Dagmara Szewczuk
Postawienie na postkabaretową estetykę spopularyzowaną na Youtubie przez Grupę Filmową Darwin czy internetowe seriale, takie jak "Nieprzygotowani", może męczyć niektórych widzów, wszak skumulowane żarty nie zawsze i nie do każdego będą trafiać. W tę pułapkę wpadł chociażby tegoroczny "Wujek foliarz", którego ciągnące się gagi przeplatane milionem zwrotów akcji sprawiały, że całość stawała się chwilami morderczo nużąca. "LARP" ratuje się przed tym losem silnym kręgosłupem fabularnym, zbudowanym ze sprawdzonych klisz kina coming of age. Dzięki temu całość utrzymuje tempo, strukturę i co za tym idzie – zainteresowanie widza. Sergiusz, Helena oraz Hubert są pełnokrwistymi postaciami, a ich przygody chce się śledzić, bo nie stanowią jedyne pretekstu dla kolejnego dowcipu.
Tytułowy temat LARP-u stawiał wyzwania przede wszystkim przed pionami charakteryzatorskim i kostiumograficznym. Magdalena Tarka i Wiola Uliasz stanęły przed nie lada próbą, by stroje rekonstruktorów fantastyki wyglądały jednocześnie chałupniczo i amatorsko (by nie zburzyć wizualnej harmonii przedstawionego świata), a przy tym kreatywnie, zgrabnie i plastycznie (by nie sprawić, że cały film będzie się jawić tandetnie). To właśnie dzięki ich talentowi "LARP" może w pełni wybrzmieć – wciąż chodzić po linie, lecz nigdy z niej nie spaść. Wielką rolę odgrywają w tym przede wszystkim… peruki i plastikowe elfickie uszy przywdziewające głowy ekipy Sergiusza i Kostki, a także gumowe maski oraz emo makijaże orków przywodzące na myśl plastyczne efekty specjalne Kina Nowej Przygody i jego pochodnych. Nie brakuje także swetrów, myśliwskich strojów, policyjnych mundurów oraz garsonek i sukienek codziennego życia. Do całości dokładają się zdjęcia Cezarego Stoleckiego (stały współpracownik Bartosza M. Kowalskiego), który łączy pastelowość scen szkolnych z mocnymi cieniami oraz ogniem w trakcie gier. W tej kolorystycznej mozaice uwagę zwraca też scenografia (Agata Lepacka, Ewa Solecka), rozpięta między płachtami materiału w lesie a domową boazerią.
TFP
Mazowiecki i Warszawski Fundusz Filmowy
Dolnośląskie Centrum Filmowe
Canal+ Polska
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Między dojrzewaniem Sergiusza a pogubioną dorosłością i ojcostwem Huberta w "LARP. Miłość, trolle i inne questy" otrzymujemy międzypokoleniową komedię, świetnie uzupełniającą się z "1670". Nawet jeśli próżno w tym filmie szukać świeżości lub formalnie odważnych zabiegów (chyba że za taki uznamy specyficzne product placement Kolei Dolnośląskich), to do dobrej zabawy nie zawsze są one konieczne. Wraz z tłumaczącymi dylematy podświadomości wyobrażonymi rybkami akwariowymi otrzymujemy w debiucie Kordiana Kądzieli kawał szczerego i zabawnego coming of age, którego brakowało w skupionym na alkoholizmie i przeróżnych formach nostalgii polskim kinie. Bohaterów to wszystko kosztowało 5 000 dolarów kanadyjskich, trochę godności i bardzo wiele osobistej odwagi, a widzowie nie ryzykują nawet otrzymania burgera w mordę.