"Facet do dziecka" nie przynudza ani przez chwilę. Jeśli akurat nie rozśmiesza do łez, to rozczula wrażliwością głównego bohatera i jego metodami rozwiązywania problemów.
Jeśli widzieliście ostanie zdjęcia Jonah Hilla, zauważyliście na pewno, że aktor zrzucił jakieś 200 kilogramów i nie przypomina już siebie samego sprzed kilku miesięcy. Jego ekranowe emploi ciamajdy i pozornie poczciwego maminsynka mogło więc stracić na aktualności (jestem bardzo ciekawa jego kolejnej roli!). "Facet do dziecka" to chyba ostatni film, w którym Hill wykorzystuje swoje stare wcielenie, aby zyskać sympatię widza jeszcze przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa.
Noah Griffith ma to, czego brakuje innym – jest błyskotliwy, wrażliwy, inteligentny i zabawny, a nie ma tego, co inni dostają w standardzie – celu w życiu, pracy, dziewczyny i przyjaciół. Gdyby nie miłość do matki, która ma szansę poznać przystojnego i rokującego na stałego partnera mężczyznę, spędziłby kolejny wieczór przed telewizorem. A tak podjął się czegoś, czego w innych okolicznościach by nie zrobił – zgodził się niańczyć dzieci przyjaciółki, by ta mogła zabrać jego rodzicielkę na towarzyski bankiet. W ciągu kilku godzin Noah znajdzie się w co najmniej kliku śmiertelnie niebezpiecznych i zabawnych sytuacjach, a do tego wyprostuje swoje życie i rozwiąże problemy towarzyszy nocnej podróży.
Wszyscy bohaterowie nowego filmu Davida Gordona Greena chowają się za jakimiś maskami i nie przyznają do tego, kim są w rzeczywistości. W "Facecie do dziecka" nawet kilkuletni podopieczni Noah cierpią na zaburzenia osobowości, które biorą się albo z nadopiekuńczości rodziców, albo wręcz odwrotnie – z braku ich zainteresowania. Najciekawsza spośród nich jest mała Blithe grana przez Landry Bender (naprawdę świetna!). Jej postać, "wyprana" przez różnego rodzaju reality show i kult telewizyjnych gwiazd, chce tylko jednego – zostać celebrytką i pić wódkę z redbullem. Do tego zna na pamięć wszystkie rapowe piosenki i jest przedstawicielką "generacji" małych księżniczek.
"Facet do dziecka" nie przynudza ani przez chwilę. Jeśli akurat nie rozśmiesza do łez, to rozczula wrażliwością głównego bohatera i jego metodami rozwiązywania problemów. Nawet jeśli Noah nie przypadnie Wam do gustu, w filmie jest tyle barwnych postaci, że na pewno znajdziecie wśród nich swojego faworyta. Scenarzyści filmu – Brian Gatewood i Alessandro Tanaka – postarali się również o to, by "Facet do dziecka" dotykał mimochodem aktualnych kwestii społecznych. W sztampowej opowieści o pewnej "szalonej nocy", jakich w kinie wiele, tuż obok zabawnych gagów znalazło się miejsce na refleksję: obowiązek bycia "fajnym" i akceptowanym przysłania czasem prawdziwe potrzeby, w efekcie czego nikt nie jest tym, na kogo się kreuje. Bohaterowie pojmą to podczas jednej nocy, my – w półtorej godziny.
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu