"Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii", podobnie jak wcześniejszy spin-off o Kiryu, przynosi mi dużo mieszanych uczuć. Pomysł zrobienia z Majimy pirackiego króla udał się znacznie lepiej niż
Goro Majima. Człowiek-demon. Postrach Kamurocho, najlepszy przyjaciel Kazumy Kiryu i posiadacz najbardziej stylowej kurtałki z gumowego węża. To również postać, która z drugoplanowego antagonisty urosła swego czasu do rangi najpopularniejszej postaci w serii. Kwestią czasu pozostawało obsadzenie go w jego własnej grze. Problematyczne wydawało się znalezienie dla niego odpowiedniej historii. Fakt, "Yakuza 0" w przejmujący sposób przedstawiła początki jego znajomości z Kiryu, ale fani po cichu liczyli na coś więcej. Jednak tego, co przyszykowało dla nas studio Ryu Ga Gotoku, mało kto mógł się spodziewać.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Trailer "Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii" wywołał chyba u wszystkich oglądających jednakową reakcję. Co u licha brali Japończycy, że postanowili zrobić z Majimy Kapitana Sparrowa i wrzucić go prosto w cieplutkie, przejrzyste wody Hawajów? Z drugiej strony, który inny bohater mafijnej sagi jest na tyle charyzmatyczny, by dźwignąć te nietypowe okoliczności. W międzyczasie okazuje się, że naszego ekscentrycznego zabijakę dosięgnęła amnezja, co prowadzi do tego, że niespiesznie jest mu wracać do przytulnego Kamurocho.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Pewnego słonecznego dnia Majima wyrzucony zostaje na cieplutką plażę. Uratowany przez małego chłopca, szybko urasta do roli jego największego bohatera i jedynej nadziei na wyrwanie się z nudnego, pospolitego życia. Ambicją chłopca jest wystawienie nosa poza bar ojca, a co za tym idzie, przeżywanie ekscytujących i mrożących krew w żyłach przygód. Trzymanie sztamy z Szalonym Psem Shimano wydaje się jego przepustką do nowego, lepszego świata. Pęd do przygody stanie się poniekąd granatem z opóźnionym zapłonem, bo Noah, widząc siebie w roli obieżyświata, raczej nie miał na myśli wplątania w konflikt ze wszystkimi lokalnymi watażkami.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
A na wodach Hawajów konflikty rozwiązuje się w jeden sposób. Przy pomocy armat, pistoletów skałkowych i szybkich cięć kordelasem przez łeb. Co zaskakujące, Majima bez mrugnięcia okiem kupuje nową konwencję i ochoczo przywdziewa pirackie ciuszki, by ogniem i przemocą zaprowadzić porządek na lokalnym archipelagu. Opór stawiać będą mu nie tylko płotki, ale i lepiej zorganizowane mafijne konglomeraty, z których najgroźniejszy umościł się wygodnie w Madlantis, przybytku rozkoszy i hazardu.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Przyznam szczerze, że przerzucenie gros akcji "Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii" na śpiewanie szant i toczenie morskich walk nie przypadło mi z początku do gustu. Mając w pamięci niezbyt miłe doświadczenia związane z "Assassin's Creed IV: Black Flag", dostawałam lekkich drgawek na samą myśl o potencjalnej powtórce z nudnych i przeciągniętych morskich starć. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że potyczki dostarczają mnóstwo zabawy, a rozprawianie się z wrogimi statkami nie powoduje nerwowego ziewania. Pamiętajmy, kto jest odpowiedzialny za ten tytuł. To, że na ekranie dzieją się poważne rzeczy, nie wyklucza użycia niepoważnych środków do urozmaicania rozgrywki. I tak, wrogów nie tylko potraktujemy tradycyjnym hukiem armat, ale też przysmażymy ich miotaczami ognia, laserami, a w ostateczności gruchniemy w nich ładunkiem z wyrzutni rakiet.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Po unieruchomieniu statku przychodzi czas na abordaż. Sekwencje te przywodzą momentami na myśl te skromniejsze gry musou, gdyż liczba przeciwników na ekranie potrafi dobić do setki. Na pokładzie panuje duże zamieszanie, kule świszczą nam koło uszu, potężni bosmanowie przygważdżają do pokładu, a wrodzy kapitanowie śmieją się Majimie bezczelnie w twarz. W pojedynkę jesteśmy momentalnie skazani na porażkę. Stąd, istotnym elementem rozgrywki będzie rekrutowanie nowych członków załogi. Ci rozsiani są głównie w znanym już z przygód Ichibana Honolulu. Części z nich wystarczy pobicie w walce lub danie jakiegoś przedmiotu. Większość natomiast wymagać będzie osiągnięcia konkretnej pirackiej rangi lub wykonania bardziej skomplikowanych zleceń.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
W chwilach wolnych od walk zajmiemy się eksploracją okolicznych wysp. Te skrywają mnóstwo skarbów oraz pirackich artefaktów odblokowujących nowe umiejętności naszego krewkiego kapitana. Z uwagi na nieco bardziej kompaktowy charakter gry, Majima dysponuje tylko dwoma stylami walki. Mad Dog to styl bardziej miejski, opierający się na szybkich kombosach. Sea Dog z kolei łączy walkę kordelasem, pistoletem i bojowym hakiem, by po naładowaniu specjalnego paska przyzwać moc starożytnych bóstw.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Na początku mało kto będzie nas poważał, jednak z biegiem czasu wespniemy się na sam szczyt pirackiej drabiny. By tego dokonać, stoczymy szereg pojedynków w morskim koloseum, pobawimy się w łowcę głów, ukrócając wybryki przestępczych delikwentów, oraz wspomożemy zwykłych mieszkańców, przynosząc im remedium na codzienne troski. I tu muszę zwrócić uwagę na spory recykling zadań z "Like a Dragon: Infinite Wealth". Zresztą od całości gry czuć dużą budżetowość, zaczynając chociażby od wspomnianych przeze mnie zadań pobocznych, a kończąc na de facto jednym z ważniejszych elementów, czyli grafice. Od samego początku coś mi mocno nie grało. Kolory ze sobą nie współgrają, szczegółowość postaci jest zaskakująco niska, a sama gra wygląda jak twór z przełomu ósmej i dziewiątej generacji. Choć mam świadomość, że te spin-offy raczej nie powstają takim nakładem kosztów jak regularne odsłony, to jednak serce fana cierpi, gdy widzi się takie nieprzyjemne obrazki.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
Wydany dwa lata temu "Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name" poirytował mnie swoim DLC-kowym charakterem oraz uwstecznieniem dialogów. Niestety, przy przygodach pirackich mafiosów jest niewiele lepiej. Dialogi nadal są pełne postękiwań i mruczanda. Jeśli chodzi o fabułę – znów została ona zamknięta w pięciu rozdziałach, w których bujamy się tak naprawdę od jednego starcia z bossem do drugiego. Na szczęście, pływanie pod piracką banderą wprowadza na tyle duże urozmaicenie, że nie odczuwałam tak szybkiego zmęczenia materiału jak w przypadku pierwszego spin-offu.
Ryu ga Gotoku Studios
Sega
"Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii", podobnie jak wcześniejszy spin-off o Kiryu, przynosi mi dużo mieszanych uczuć. Pomysł zrobienia z Majimy pirackiego króla udał się znacznie lepiej niż zrobienie z Kazumy tajnego agenta. Szkoda tylko, że gra ponawia błędy poprzedniczki. I choć przygody Majimy mają swoje dobre momenty, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że po raz kolejny jemy tego samego kotleta.