Recenzja filmu

Saint Laurent (2014)
Bertrand Bonello
Gaspard Ulliel
Jérémie Renier

Tandeta

"Saint Laurent" jest obrazem atrakcyjnym pod względem wizualnym. Jednak jego piękno pozostaje puste i niestety bardzo płytkie. Bonello bawi się w artystyczną ekwilibrystykę dla niej samej. Po
Jeśli bierzesz się za realizację trzeciego filmu na ten sam temat, to najpierw powinieneś się upewnić, że masz coś nowego i ciekawego do powiedzenia. Szkoda, że nikt nie powiedział powyższego zdania Bertrandowi Bonello. Być może nie musielibyśmy cierpieć dwóch godzin tandetnego pseudoartyzmu, jaki serwuje w filmie "Saint Laurent". Chociaż nie wykluczam, że jednak ktoś próbował przemówić mu do rozsądku. Widać bowiem wyraźnie, że Bonello starał się odejść od typowej konwencji filmu biograficznego. Niestety efekt jest ledwie przeciętny.



Już sam pomysł, by skoncentrować się na najbardziej znanym w biografii YSL okresie, czyli latach 60. i 70., nie wróżył filmowi najlepiej. W końcu o tym samym opowiadał niedawno pokazywany "Yves Saint Laurent". Znów więc oglądamy pracę kreatora nad swoimi najbardziej rewolucyjnymi kolekcjami. Ponownie przyglądamy się krzepnięciu związku z Pierre'em oraz wzloty i upadki uczuciowe związane z jego wielką miłością. Raz jeszcze to, co było wcześniej, jest ledwie wspominane, wykorzystywane w celu zaakcentowania tego, gdzie bohater jest obecnie. Kolejne dekady życia Saint Laurenta są równie beztrosko ignorowane, poza kilkoma wtrętami, które jednak mają dość oniryczny charakter, a przez co ich waga jest zdecydowanie mniejsza.

Bonello zdawał sobie sprawę z tego, że dla wielu widzów biografia kreatora mody będzie już doskonale znana. Dlatego też jego film ma wyraźnie introspektywny charakter. Wydarzenia z życia Saint Laurenta są tutaj punktem wyjścia dla tworzenia całych sekwencji mających na celu oddanie stanu ducha, wewnętrznych przeżyć czy też specyficznego spojrzenia na świat głównego bohatera. Dlatego też rządzą tu kadry do bólu stylizowane. Zdjęcia, montaż, scenografia podporządkowane są estetyce kolejnych kolekcji projektanta. Reżyser robi wszystko, by jego film wiązać raczej z konwencją prezentowaną przez Paolo Sorrentino w "Boskim", a nie z biografią YSL Jalila Lesperta. I choć wersja Bonello koniec końców jest filmem lepszym, to jednak jego przewaga jest niewielka.



"Saint Laurent"
jest obrazem atrakcyjnym pod względem wizualnym. Jednak jego piękno pozostaje puste i niestety bardzo płytkie. Bonello bawi się w artystyczną ekwilibrystykę dla niej samej. Po zakończeniu seansu poza wrażeniami estetycznymi nie zostaje z widzem nic. Portret psychologiczny, jaki kreśli reżyser, jest ledwie szkicem i to stworzonym z banałów, które można byłoby powiedzieć o YSL po przeczytaniu notki o nim na Wikipedii. Niewiele pomaga Gaspard Ulliel. Choć jego gra jest dobra, chwilami nawet bardzo, to nie potrafi przełamać ograniczeń scenariusza i tchnąć w postać prawdziwe życie. Pozostali bohaterowie są jednak jeszcze słabiej opracowani i miejscami można odnieść wrażenie, że są niczym więcej niż ruchomymi manekinami, żywą scenografią.

Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, jak bardzo skomplikowaną i niejednoznaczną postacią był Yves Saint Laurent (i jego związek z Pierre'em Bergé), ten powinien zamiast po film Bonello sięgnąć po dokument "Szalona miłość - Yves Saint Laurent".
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones