Recenzja filmu

Sztuka znikania (2012)
Bartosz Konopka
Piotr Rosołowski

Voodoo w ręce ludu

Kolażowe formy, przeplatanie materiałów archiwalnych i inscenizowanych, ziarnista faktura obrazu, zmiany tonacji kolorystycznej – wszelkie te zabiegi dowodzą nie tylko stylistycznej maestrii
Daleko mi do Wujka Dobrej Rady, ale dla Bartosza Konopki muszę zrobić wyjątek: to twórca, którego po prostu szkoda na letnie psychodramy i dęte pogrobowce kina moralnego niepokoju; reżyser, który powinien rozliczać się z polską historią także w kinie fabularnym; jeden z niewielu artystów, którzy potrafią wpisać czasy PRL-u w jakiś popkulturowy mit, zbudować pomost pomiędzy bolesną historią a jej współczesną interpretacją. W oscarowym "Króliku po berlińsku" pokazał, jak zestroić wrażliwość kilku pokoleń widzów - głos Krystyny Czubówny był w nim zarówno kampowym żartem, satyrycznym skrótem, jak i elementem narracyjnym rodem z ezopowej bajki. W zrealizowanej wraz z Piotrem Rosołowskim "Sztuce znikania" dokumentalista idzie jeszcze dalej – rozciąga paralelę pomiędzy pętającą nas tradycją romantyczną a komunistycznym butem, pod którym walczyliśmy o każdy haust powietrza.  

Punktem wyjścia są perypetie haitańskiego szamana AmonaFremona, który przybył do Polski w 1980 roku. Fremona ściągnął do kraju Jerzy Grotowski, szukający w kulcie voodoo inspiracji dla swoich teatralnych eksperymentów. To, co dla innych byłoby zaledwie anegdotką, przywołującą mało znany fakt dezercji polskich legionistów z armii Napoleona i obrony przez nich haitańskiej ludności, w rękach Rosołowskiego i Konopki jest materiałem na wielkie kino. Co by było, gdyby Amon zajrzał w każdy kąt kraju i dał świadectwo tego, co zobaczył? Czym byłby dla niego kult maryjny bez bogini Erzulie Dantor o hebanowej twarzy, przyjmującej ofiary ze zwierząt? Jak zareagowałby na paradoksy szarej codzienności? Za pośrednictwem fantastycznie napisanego komentarza, wystylizowanego na strumień świadomości bohatera, twórcy zabierają nas gdzieś na pogranicze kina faktu, mockumentu i fabuły. Ich medium jest Inny – naiwny, wiecznie zdziwiony, obserwujący Polskę i Polaków z dystansu. Celem zaś – holistyczny obraz polskiej rzeczywistości lat 80.; postawienie widza przed lustrem, w którym dostrzeże on siebie jako spadkobiercę niezbywalnej tradycji romantycznej.

Kotły i tam-tamy Franciszka Kozłowskiego nadają filmowi transowy rytm, a Rosołowski i Konopka wraz ze świetnym montażystą Andrzejem Dąbrowskim otulają całość aurą pogańskiego obrządku. Kolażowe formy, przeplatanie materiałów archiwalnych i inscenizowanych, ziarnista faktura obrazu, zmiany tonacji kolorystycznej – wszelkie te zabiegi dowodzą nie tylko stylistycznej maestrii twórców, ale i dojrzałego podejścia do polskiej historii jako strefy zazębiających się mitów i konwencji artystycznych. Obyczajowe obserwacje, jak to zwykle u Konopki, są śmieszno-straszne i składają się na przenikliwą panoramę komunistycznego "piekiełka" – targanego sprzecznościami, przerażającego i absurdalnego zarazem. Parodystyczny ton jest silny – dożynki są tu niby mickiewiczowskie Dziady, Wałęsa wydaje się opętany przez duchy, a ludzie w kolejkach po mięso sprawiają wrażenie konduktu pogrzebowego – ale reżyserom nie jest do śmiechu. Szukając zbieżności między obłaskawianymi przez literaturę obrządkami a rytuałami życia w PRL-u, uderzają w nasz czuły punkt: na gruncie cierpienia nie zawsze kiełkują szlachetność, narodowa duma i honor. Zazwyczaj jest to po prostu marazm.
 
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones