Yakuza z przeceny

Przełamanie opowieści drugą w "Hot As Hell" nic nie wnosi – uwydatnia jedynie fakt, że oba wątki były na tyle ubogie, że samodzielnie nie wystarczyłyby na pełnometrażowy film.
Przy odrobinie dobrych chęci można określić ten film mianem "niepokojący", jednak z pewnością dla wielu widzów jego wrzeszczący bohaterowie, pocięta narracja i surowa (albo tandetna) strona wizualna okażą się po prostu irytujące.

W "Hot As Hell" najpierw poznajemy dwóch potwornie nakoksowanych chłopaków zajętych porcjowaniem góry białego proszku. Histerycznie śmieją się ze swoich idiotycznych wypowiedzi i reagują kompletnie nielogicznie, gdy przychodzi odwiedzić ich szef. Poprowadzą nas oni jeszcze przez kilka scen, jednak szybko ich skrajna głupota zaprocentuje: zostaną aresztowani i znikną z centrum fabuły, by ustąpić miejsca nowym bohaterom. Ten japoński film jeszcze raz zafunduje nam taką voltę: nagle główną postacią okaże się jeszcze ktoś inny – młody chłopak, pracownik wodociągów, który w dziewczynie pracującej u mafiosów rozpozna swoją partię z czasów szkolnych. Jednak poza tym zabiegiem zmiany centralnej postaci, narracja nie jest tu zbyt nowatorska: śledzimy losy kilku osób – wszystkich tak czy inaczej zaangażowanych w działalność przestępczą. Prowadzą rozmowy o interesach, podejmują kilka typowych mafijnych akcji. Tylko od czasu do czasu pojawia się w ich dialogach i zachowaniu przebłysk absurdu, z niewyraźnym zamiarem podjęcia zgrywy z konwencji kina gangsterskiego i w efekcie – dość dalekie odbicie kina Tarantino.    

Na pewno fajne jest to, że nie zobaczymy w "Hot As Hell" stereotypowych mafiosów: potężnych, nurzających się w forsie i luksusach, a kilku podrzędnych przestępców, którzy upijają się w tanich barach i poruszają po obskurnych ulicach miasta. Jednak cały film sprawia wrażenie, jakby twórcy nie mogli się zdecydować, w którą stronę pójść: czy opowiedzieć o mafijnych żołnierzach, których życie wcale nie jest usłane różami, czy o pogrążonej w depresji dziewczynie, czy może skoncentrować na wątku romantycznym. Oczywiście, taki Scorsese czy bliżej geograficznie – Kitano, umieją obie rzeczy i dodatkowo kilka innych z gracją zmieścić w jednym filmie. Ale tu mamy przypadek z kinem nie o klasę, ale przynajmniej dwie klasy niżej niż ta, do której zaliczymy najgorsze filmy wymienionych powyżej reżyserów. Przełamanie opowieści drugą w "Hot As Hell" nic nie wnosi – uwydatnia jedynie fakt, że oba wątki były na tyle ubogie, że samodzielnie nie wystarczyłyby na pełnometrażowy film.

Jak dla mnie "Hot As Hell" pozbawione jest również uroku złego filmu. Nie jedzie po bandzie pod żadnym względem: nie jest ani drastyczne, ani skrajnie nonsensowne, ani kiczowate, lecz niesie nas coraz bardziej znudzonych od jednej do drugiej jeszcze bardziej nijakiej sceny. Z jednym wyjątkiem: znalazła się tu scena gore, ale nie wiadomo, czy przestraszyć się na niej, czy raczej z niej śmiać – bohater kryje się przed nadchodzącym wrogiem w... wannie krwi. Zobaczyć, jak się z niej wynurza, jest warte tego, by przetrwać przynajmniej kilka innych monotonnych fragmentów tej produkcji. Co nie zmienia faktu, że mamy tu do czynienia ze średnim rzemiosłem i grubo wyciosanym dziełem klasy B/C.
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones