Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Indiana Jones i Królestwo Dolarowej Czaszki

Wyobraźmy sobie taką sytuację: trzech panów po sześćdziesiątce popija obrzydliwie drogie drinki i przeraźliwie się nudzi. Wtedy jeden z nich, niech to będzie George Lucas, wpada na wspaniały pomysł „zaróbmy jeszcze więcej pieniędzy!”, drugi, załóżmy, że jest to Steven Spielberg, pyta: „Jak? Nie chce mi się wymyślać niczego nowego...” , wówczas do rozmowy włącza się trzeci – Harrison Ford i mówi: „po co wymyślać coś nowego zatrudnijcie mnie znowu, to się opłaci każdemu z nas”. To zapewne spore uproszczenie, ale po obejrzeniu „Indiany Jonesa i królestwa kryształowej czaszki” nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pieniądze były głównym motywem przyświecającym jego twórcom. Lecz jak inaczej to wytłumaczyć?


Dzieło Spielberga jest co najmniej odtwórcze i mam wrażenie, że autorzy scenariusza w młodości zaczytywali się w książkach Ericha von Danikena. W zasadzie swobodnie można by przemianować na „Indiana Jones i kosmiczne miasta w epoce kamiennej”, ponieważ, abstrahując od tego, że poprzednie części serii były kręcone z przymrużeniem oka, „Królestwo Kryształowej Czaszki” to piramidalna bzdura.




Załóżmy jednak, że to czasy się zmieniają i że dobry film przygodowy powinien mieć zupełnie inną konwencję. To jednak oznaczałoby, że poprzednie część przygód Indy’ego byłyby zupełnie niestrawne, a to przecież nieprawda. „Poszukiwaczy zaginionej arki”, „Ostatnią Krucjatę” i „Świątynię zagłady” dalej ogląda się z przyjemnością! W takim razie co oprócz scenariusza zawiodło w wypadku „Kryształowej Czaszki”? Z całą pewnością Shia LaBeouf – miał być jak młody Marlon Brando w „Dzikim” z domieszką gapowatości Indy’ego, ale niestety nie udało mu się. Brakowało mi w nim ironicznego poczucia humoru Indiany Jonesa. Konflikt na linii ojciec − syn wypada w jego wykonaniu wyjątkowo mdło. Zabrakło też Seana Connery’ego – pojawił się tylko na fotografii i to krótkie ujęcie uświadomiło mi, jak bardzo mógłby wzbogacić ten film.


Film posiada także niewątpliwe atuty. Pierwszym z nich jest Harrison Ford − upływ czasu nie odebrał mu szelmowskiego uroku. Ford wyszedł z tej roli obronną ręką. Podobała mi się Cate Blanchet – jej Irina Spalko była zagrana z przymrużeniem oka, w duchu „starych” filmów o przygodach Indiany”. Cieszy także powrót Karen Allen – najsympatyczniejszej z kobiet Indiany. Jak zwykle nie zawiódł Janusz Kamieński, który kolejny raz udowodnił, że jest mistrzem w swoim fachu.


Podsumowując, film Spielberga na pewno nie zasługuje na zaliczenie go w poczet filmów udanych. Krążą pogłoski o kontynuacji serii. Oby twórcy wyciągnęli wnioski i następnym razem zaserwowali widzom kawał porządnego kina przygodowego takiego jak za dawnych lat.

Moja ocena:
5
If there's a God or any kind of justice under the sky If there's a point, if there's a reason to live or die If there's an answer to the questions we feel bound to ask Show yourself - destroy... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje