Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Włoskie reminiscencje

Nienawidzę musicali! Są dla mnie zaprzeczeniem idei kinowości, języka obrazów. Męczy mnie już sama zasada fabularna łączenia numerów taneczno-wokalnych z rozwojem akcji. Brak spójności (poza nielicznymi wyjątkami, jak choćby "Kabaretem" Boba Fosse) niszczy jedność spektaklu filmowego, rozbijając go w konsekwencji na szereg mniej lub bardziej udanych mini-występów. Nie podzielam entuzjazmu dla "Tańca z gwiazdami" i innych tym podobnych przedsięwzięć, zwłaszcza na gruncie filmu. Z drugiej jednak strony, film musi być kinowy, a kino jest spektaklem. Nie sposób tego pominąć.

Rob Marshall, oprócz tego że jest reżyserem (jak na razie ma na swoim koncie jedynie cztery filmy), jest przede wszystkim uzdolnionym choreografem (kilkanaście sztuk na Broadwayu) – dwa z jego filmów są musicalami. W pierwszym z nich – "Chicago" – Marshall fenomenalnie oddał klimat Ameryki czasów prohibicji, a w drugim zagłębia się w iście włoskiej reinterpretacji dzieła Federico Felliniego "Osiem i półW czym wyraża się specyfika jego produkcji i czym wzbudza podziw, nie tylko wśród zwolenników kina muzycznego?

Odpowiedzią na powyższe pytanie jest fakt, że zarówno "Chicago", jak i "Nine", są twórczą metamorfozą znanych broadwayowskich sztuk. Marshall łączy kunszt i rozmach choreografów i muzyków z maestrią ludzi kina – przede wszystkim scenarzystów i aktorów, bez których spektakl pozbawiony byłby blasku. I rzeczywiście – to właśnie obsada jest gwarantem sukcesu, zarówno komercyjnego, jak i artystycznego. Nie sposób pominąć skali przedsięwzięcia i korzyści, jakie musi ze sobą przynieść zaangażowanie pierwszorzędnych aktorów. Co więcej, należy przyjrzeć się uważnie, z jak utalentowanym gronem mamy do czynienia.



Wydawać by się mogło, iż rzeczą największej wagi jest to, żeby musical miał piosenkę. Wbrew krytycznym opiniom na temat poziomu muzycznego, "Dziewiątka" ma swój przebój. To elektryzujący i sugestywnie wykonany przez Fergie utwór "Be ItalianNiemal każda piosenka, każdy występ wokalny w tym filmie ma w sobie to "cośCałość idealnie tworzy klimat znany ze "Słodkiego życia", i nie będzie w złym tonie powiedzieć, że Marshall stara się być w tym filmie bardziej włoski niż cała Italia. Jest w tym stwierdzeniu dużo racji, ponieważ proporcje fabuły i spektaklu rozłożono na tyle rozsądnie, że starczyło jeszcze miejsca na ukazanie fascynacji włoską kulturą i filmem.

Drażniące (i niesprawiedliwe) wydają się głosy krytyków, które oskarżają Roba Marshalla o świadomą profanację dzieła Mistrza. "Fellini przewraca się w grobie" – czytamy na łamach jednego z "kulturalnych" czasopism. A kimże dzisiaj jest Fellini, poza wąskim gronem ślepych wielbicieli? Dla wielu "Dziewięć" pozostanie brawurowo opowiedzianą historią człowieka, który nie radzi sobie z własnym życiem; którego sława i status gwiazdy nic nie znaczą w zestawieniu z wewnętrzną frustracją i brakiem emocjonalnej równowagi. Guido wciąż pozostaje małym chłopcem, błąkającym się po scenie pod nogami tancerek, schowanym bezpiecznie za wachlarzem sztucznych piór.

Na uwagę zasługuje wspaniałe aktorstwo z Danielem Day-Lewisem w roli Guida Contini na czele. Zaskakująco świetnie wypada rozchwytywana ostatnio Marion Cotillard w roli jego żony, ze swoją piosenką "Take It All", oraz dzika i nieokiełznana Penélope Cruz jako kochanka Carla. Poziom seksapilu i wysmakowane kadry w stu procentach rekompensują mi musicalową odrazę, a mistrzostwo, z jakim Rob Marshall oddaje klimat włoskiego Cinnecitta lat 60., wskazuje na nowy wymiar kinowego spektaklu.


Moja ocena:
7
. . . DREAM AS IF YOU'LL LIVE FOREVER, LIVE AS IF YOU'LL DIE TODAY . . .
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje