Recenzja filmu

365 dni (2020)
Barbara Białowąs
Tomasz Mandes
Anna-Maria Sieklucka
Michele Morrone

Szacun dla tych, którzy wytrwali do końca

O ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że są ludzie, którym "powieść" Lipińskiej przypadła do gustu, tak nie jestem w stanie uwierzyć, że "film" mógł się komukolwiek szczerze podobać.
Do obejrzenia tego filmu podchodziłam trzy razy. Za pierwszym poddałam się po pięciu minutach, za drugim po niecałych dwudziestu i dopiero za trzecim przymusiłam się konkretnie, tylko po to, żeby z czystym sumieniem móc napisać tę recenzję. Nie należę do osób, które hejtują dla zasady. Dlatego zarówno przy ocenie książki, jak i filmu kierowałam się tylko swoją opinią. I o ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że są ludzie, którym "powieść" Lipińskiej przypadła do gustu, tak nie jestem w stanie uwierzyć, że "film" mógł się komukolwiek szczerze podobać.

Na początku myślałam, że gigantyczna ingerencja autorki w film jest podyktowana troską o rzetelne opowiedzenie historii z książki, zgodne z jej wizją. I tu moje pierwsze zaskoczenie - o ile w książce można mówić o fabule (nie oceniam tu jej jakości), to film jest połączeniem ujęć i scen, których nie łączy żaden związek! Oglądając, czułam się jakbym miała przed oczami blok reklamowy: reklama sex shopu, wakacji w Italii, ulubionego butiku polskich celebrytek... Sceny seksu, które miały wbić widza w fotel, są mocno pospolite... Włączając pierwszy film na dowolnej stronie dla dorosłych, można zobaczyć obejrzeć podobne scenki zupełnie na darmo - zero polotu, napięcia, finezji, ot, zwykłe "bzykanko", raz na jachcie, raz na umywalce, raz pod oknem.

Jakkolwiek nie chciałam spisywać młodziutkiej i ślicznej Anny-Marii Siekluckiej na straty, to niestety dla mnie jest ona aktorką jednego grymasu. Zastanawiam się tylko, czy wypadła tak fatalnie bo nie pasuje do tej roli, czy może dlatego, że Blanka Lipińska była tak bardzo zajęta wyeksponowaniem swojego włoskiego ogiera, że brakło już czasu na zajęcie się odtwórczynią roli Laury. Siekluckiej brakuje temperamentu i warsztatu. 

Świadomie nie wspominam tu reżyserki - jeśli w ogóle była z ekipą, to chyba zamykali ją w pokoju i pozwalali wychodzić tylko na posiłki. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić że tak miałki, byle jaki i denny film mógł mieć jakiegokolwiek reżysera. 

Gwoździem do trumny jest angielski aktorów, może z wyjątkiem Michele'a Morrone. Ogólnie podziwiam siebie samą, jak i tych, którzy dotrwali do końca. Jeśli zaś komuś ten film szczerze się podobał to... może zachowam opinię dla siebie.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W ostatnich latach coraz głośniej o polskim kinie jest w Hollywood. Na gali Oscarów nominowane były takie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones