Być może dzieło Briana Trenchard-Smithama na świecie jakichś fanów. Niezbyt to prawdopodobne, ale teoretycznie możliwe. Możliwe też, iż są powody, byuważać ten film za dobry i czerpać przyjemność
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Facebook
X
Udostępnij
Skopiuj link
Bądź na bieżąco
Być może dzieło Briana Trenchard-Smithama na świecie jakichś fanów. Niezbyt to prawdopodobne, ale teoretycznie możliwe. Możliwe też, iż są powody, byuważać ten film za dobry i czerpać przyjemność z seansu. Ja jednak uznaję ten filmopodobny twór za totalny niewypał, i jedną z najgorszych telewizyjnych produkcji, jakie dane mi było oglądać. Mam nadzieję, że po lekturze niniejszej recenzji ci z Was, dla których"Tyrannosaurus Azteca"wydawał się interesujący, pozbędą się resztyzłudzeń.
Zachodzę w głowę, jak twórca wcale nie tak złego serialu"Mission: Impossible"mógł kilkanaście lat później poczynić takiego celuloidowego potworka. Fabułę można określić jako skrzyżowanie"Pocahontas"z"Parkiem Jurajskim". Od samego początku wiemy, jak dalej potoczy się akcja, kto zginie, a komu uda się przeżyć. Postacie są płaskie jak pysk edmontozaura, a o głębidialogów raczej wspominać nie będę, bo i nie ma o czym.
Przejdźmy do tego, co mogło stanowić o sukcesie"Azteckiego Tyranozaura", a tymczasem ostatecznie ów film pogrzebało. Przyjrzyjmy się jakości grafiki komputerowej i efektów specjalnych. A są one znacznie gorsze, niż te z "Jurrasic Park"czy"Walking With Dinosaurs". Nie muszę chyba wspominać, że obie produkcje powstały jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Gdy T-rex po raz pierwszy pojawił się na ekranie, odruchowo sięgnąłem po gazetę, by sprawdzić rok produkcji tego arcydzieła. 2007? Nie, musiałem coś źle przeczytać. A jednak... Gdy natomiast bohaterowie uciekają przed tą pokraczną, kiepsko animowaną"bestią"imitującą tyranozaura, pojawia się ironiczny uśmiech. A może to uśmiechpolitowania, sam już nie wiem. Ciekawe, jakie miny mieli aktorzy, kiedy zobaczyli efekt końcowy swojej walki z wirtualnym gadem. Zapewne czuli się przez reżysera oszukani, a występ w tym filmie raczej nie wpłynął pozytywnie na rozwój ich karier...
Zastanawia mnie, kto stanowi grupę docelową tego typu produkcji. Amerykańskie dzieciaki mają lepszą grafikę w grze"Turok", a tych trochę starszych odrzuci strona fabularna (choć pomysł sam w sobie jest dość ciekawy) i drewniane aktorstwo. Tak nieudolnej parodii kina dawno nie oglądałem. Zero realizmu i zero powodów, by po ten film sięgnąć. Stanowczo odradzam.