Recenzja filmu

Biała jak mleko, czerwona jak krew (2013)
Giacomo Campiotti
Filippo Scicchitano
Aurora Ruffino

Miłość i śmierć w Turynie

"Biała jak mleko, czerwona jak krew" ma kilka zalet kina młodzieżowego (bezpretensjonalny urok i niegłupie przesłanie), ale ma też większość jego wad: jest naiwne, nazbyt rzewne, zbudowane z
"Biała jak mleko, czerwona jak krew" ma kilka zalet kina młodzieżowego (bezpretensjonalny urok i niegłupie przesłanie), ale ma też większość jego wad: jest naiwne, nazbyt rzewne, zbudowane z uproszczeń i niedobrze zagrane.



Giacomo Campiotti opowiada tu historię szesnastoletniego Leo (Filippo Scicchitano), przebojowego młodzieńca zakochanego w piłce nożnej, Francesco Tottim i Beatrice (Gaia Weiss), rok starszej rudowłosej dziewczynie z liceum. Wspierany przez dwoje przyjaciół – zakochaną w nim Silvię (Aurora Ruffino) i rudego okularnika (Romolo Guerreri) – dziarski młodzian zbiera się na odwagę, by powiedzieć dziewczynie o swoich uczuciach. Kiedy wreszcie przełamie strach, okaże się, że Beatrice mierzy się ze śmiertelną chorobą.

Rysując na ekranie szkolny mikrokosmos, twórcy "Białej jak mleko…" sięgają po grubą kreskę i stereotypowe obrazki. Obok rycerskiego dowcipnisia mamy więc ryżego giermka w okularach, klasowy prymus z nadwagą zawsze ubrany jest w kolorowe sweterki, a starsi uczniowie noszą skórzane kurtki, mają tatuaże, dziwne grzywki i spojrzenia mrożące krew w żyłach młodszych kolegów. Jest też nauczyciel-idealista, przy którym bohater "Stowarzyszenia umarłych poetów" okazuje się wyniosłym belfrem. Włoski reżyser sięga po sprawdzone schematy i nawet nie udaje, że ma ochotę choć trochę je odświeżyć. Próbuje wprawdzie wprowadzić do filmu tonacje komediowe, ale jedyną zabawną postacią okazuje się matka-histeryczka.



Przenosząc na ekran bestsellerową powieść Alessandra D'Avenii (wydaną po polsku w 2011 roku) Campiotti snuje opowieść o miłości i śmierci, o młodości, która musi zderzyć się z chorobą, a także o przyjaźni, która staje się życiowym oparciem. Włoski reżyser próbuje łączyć romans z dramatem o oswajaniu śmierci, ale robi to w sposób mechaniczny. Przejście od romantycznej humoreski do dramatu zajmuje mu ułamek sekundy, a "Biała jak mleko…" okazuje się obrazem wewnętrznie pękniętym. Twórcy nie robią nic, by zwieść widza i go zaskoczyć. "Biała jak mleko…" toczy się w dobrze znanym kierunku i w wielokrotnie sprawdzonym tempie. Nie doczekamy się tu ani jednej scenariuszowej wolty, a każdy względnie wyrobiony widz już od pierwszych scen będzie wiedział, co się wydarzy i w jakiej kolejności.

Przewidywalność można by jeszcze wybaczyć tej romantycznej opowiastce, gdyby została ona zagrana w sposób przekonujący. Tymczasem młodzi aktorzy zatrudnieni przez Campiottiego nie grzeszą talentem. O ile w scenkach rodzajowych z życia liceum radzą sobie względnie przyzwoicie, to podkręcenie emocjonalnego potencjometru sprawia, że zastygają w teatralnych pozach. "Biała jak mleko…" stacza się wówczas w stronę telenoweli, a kiczowaty romans bierze górę nad niegłupią opowieścią o znaczeniu przyjaźni i odpowiedzialności za drugiego człowieka.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones