Film z tezą, zakłamany i uwiarygadniający to zakłamanie doskonałym warsztatem twórczym. Świetnie opowiedziane, wiarygodne łgarstwo. Fałsz skuteczny, bo estetycznie wyrafinowany, uwodzący
Film z tezą, zakłamany i uwiarygadniający to zakłamanie doskonałym warsztatem twórczym. Świetnie opowiedziane, wiarygodne łgarstwo. Fałsz skuteczny, bo estetycznie wyrafinowany, uwodzący wyobraźnię, hipnotyzujący i tłumiący krytycyzm. Kłamstwo bezpieczne, bo trudne do zweryfikowania i pasujące jak ulał do stereotypów na temat małych społeczności, zgodnie z kliszą, zawsze zamkniętych, zawsze kierowanych przez surową moralność i proste, ewangeliczne "tak, tak, nie nie". Kłamstwo trudne do odczarowania, bo uleżane i uklepane w potocznych wyobrażeniach o germańskiej mentalności, naznaczonej przez restrykcyjny protestantyzm, tłumione okrucieństwo i mieszczańską hipokryzję. Trudne do krytykowania, bo podparte autorytetem tysiąca wybitnych dzieł i twórców opowiadających o patologii zrodzonej z dewocji i opresji "systemu", religijnego rygoryzmu i "pruskiego drylu". Któż z nas nie pamięta biskupa Edwarda z "Fanny i Aleksander", siostry Ratched z "Lotu nad kukułczym gniazdem:" czy okrutnego tłumu bożych prostaczków z "Dogville"? Haneke jest nieodrodnym dzieckiem austriackiej bohemy, zafascynowanej psychoanalitycznymi baliwerniami, austriackiej marki narodowej, wielkiego demaskatora mieszczańskiej moralności - Freuda, oraz późniejszych freudoidów, stosujących jego instrumentarium do tłumaczenia właściwie wszystkiego - od zachowań jednostki, po kształt kultury, cywilizacji, historii, polityki i religii.
Nie wdając się w szczegóły. Portret ponurych, opętanych ideą czystości i bezwzględnego karania za grzech i odstępstwo od norm dzieciaków, z zabitej dechami germańskiej prowincji, to jeden z największych humbugów w historii kina. Nie dlatego, że dzieci nie bywają okrutne - owszem bywają, nawet bardzo. Nie dlatego, że dzieci nie potrafią się zorganizować i zmalować czegoś, co dorosłym zjeży włos na głowie. To oczywiście możliwe i czasem się zdarza. Problem w tym, że udało się zahipnotyzować jurorów i dziennikarzy w Cannes, wmawiając im, że ta patologia, to Wielka Metafora rodzącego się totalitaryzmu (tu wskazująca na nazizm). Wszyscy się pofajdali z zachwytu nad "trafną diagnozą kryzysu kulturowego" i dali się uwieść Don Juanowi od podrywu na mroczne piękno. Haneke pięknie wpisał się w obowiązującą aktualnie modę na wywodzenie wszelkiego zła z "atmosfery dusznej kruchty", "sankcjonowanego przez religię patriarchatu", "represjonowaniu inności", "braku inkluzywizmu i różnorodności", wreszcie, nad pojawiającą się rzekomo z automatu w homogenicznych społecznościach nietolerancją.
Oglądam dokumenty Rennie Riefenstahl i w jednej minucie filmu jej filmu widzę więcej prawdy o korzeniach nazizmu, niż w dwóch godzinach przewracania się w spoconej pościeli "Białej wstążki". Entuzjazm, radość, wzajemna życzliwość, uśmiechnięte, rozbawione dziewczęta, młodzi pełni energii, weseli sportowcy, wszyscy życzliwi, gotowi do pomocy, ludzie prości i profesorowie wymieszani w jednym wielkim "kochajmy się" i w tym co dzisiaj nazwiemy "pozytywną emocjonalnością". Kto nie rozumie, że do popełnienia najgorszych zbrodni przez zbiorowość, potrzebny jest ładunek przeżytego wspólnie szczęścia i dobra, wspólnotowego radosnego zjednoczenia, ten będzie bredził o dzieciństwie bitych i tresowanych, jako podstawowym źródle zbiorowego szaleństwa. Gdyby to było tak proste, że totalitaryzm rodzi w ludziach katowanych w dzieciństwie, klęczących na grochu, ponurych ofiarach "pastorów Edwardów", biczujących się za rzeczywiste i wymyślone grzechy i odreagowujących potem traumy, w bezwzględnym egzekwowaniu nakazów mieszczańskiej moralności, nigdy nie doszłoby do powstania Auschwitz, a Kierkegaard, tak właśnie wychowywany, nie byłby najbardziej znanym piewcą jedyności człowieczeństwa i miłości, jako dobra najwyższego, ale katem, albo sadystycznym oprawcą tubylców w Kongo.
Kto choć trochę czytał o obozach koncentracyjnych, panującym tam zdziczeniu moralnym, ale przede wszystkim powszechnej wśród esesmanów subkulturze drobnego cwaniactwa, przekupstwa, złodziejstwa, oszustwa i chciwości nie da się nabrać Hanekemu na jego freudowskie wydumki.