Recenzja filmu

Broad Peak (2022)
Leszek Dawid
Ireneusz Czop
Maja Ostaszewska

Samotność wysokodystansowca

Muszę przyznać, że seans ani mnie nie znużył, ani nie rozczarował. Zadziałała magia wielkiego ekranu i być może niezbyt wygórowane oczekiwania; niewykluczone, że pomogła też moja prywatna,
Fabularne filmy górskie zwykle opierają się na jednym z dwóch schematów. Albo na kanwie autentycznych wypraw ukazują trud zdobycia niedostępnego wierzchołka, nierzadko splatając chwalebność wyczynu z tragicznym finałem (by wspomnieć choćby "Everest" z 2015), albo zawiązują akcję wypadkiem czy niepowodzeniem, a za główną oś dramaturgiczną obierają przetrwanie czy akcję ratunkową. Zresztą te drugie obrazy, raczej survivalowe i zwykle o bardziej emocjonującym potencjale, też częściej niż na fikcji ("Pomiędzy nami góry") opierają się na prawdziwych historiach ("127 godzin" czy tegoroczna "Infinite Storm"). Scenariusze kina górskiego pisze więc przede wszystkim życie.


Nie inaczej jest w wypadku "Broad Peak" – główny bohater, Maciej Berbeka, to legenda polskiej himalaistyki z niejednym wysokogórskim rekordem. I choć film Leszka Dawida trzyma się faktów (aż nazbyt kurczowo), udaje mu się rozbić tradycyjne wzorce fabularne filmów górskich. Wydawać by się mogło, że wznosi to opowieść o ustalonej ikonografii na nowy poziom, ale nie do końca się to udaje. Dawid co prawda odważnie kroczy nieprzetartym szlakiem, żonglując gatunkowymi tropami, ale widzom każe przedzierać się za nim po omacku i bez asekuracji. Doceniam strukturę fabularną "Broad Peak", która – zwłaszcza przy nieznajomości kolei losu Berbeki – daje sporo satysfakcji i daleka jest od przewidywalności. Mam jednak wrażenie, że nie wykorzystano emocjonalnego i dramaturgicznego potencjału następujących w historii zwrotów akcji. Znając szczegóły wysokogórskich dokonań polskiego himalaisty, "Broad Peak" zapewne rozczarowuje jeszcze bardziej. 

To właśnie scenariusz, a w zasadzie jego słabość, mimo sprawnej reżyserii, utrudnia sympatyzowanie z protagonistą. Grający Berbekę Ireneusz Czop wprawdzie staje na wysokości zadania i – zwłaszcza w drugim akcie – strzępkami dialogów próbuje uwiarygodnić psychologię swojego rozchwianego w galimatiasie połowicznego sukcesu i niezaspokojonej pychy bohatera. Nie wystarcza to jednak byśmy odczuli skalę tego przeżycia. Nam śmiertelnikom może być trudno zrozumieć tę piękną, lecz niezwykle ryzykowną pasję, czy wręcz obsesję, by dotrzeć za wszelką cenę na dach świata. U Dawida samotność owego doświadczenia wydaje się kluczowa, jednak jeśli nie jest podparta solidną dawką dramaturgii, to – mimo swojej wysokogórskiej spektakularności – nie należy do najbardziej atrakcyjnych filmowo motywów. 

Czymże jest bowiem himalaistyka dla kinowej – czy w tym wypadku netflixowej – publiczności? Sportem ekstremalnym, który chcemy oglądać z zapartym tchem, spektaklem walki człowieka z naturą, wyścigiem z warunkami atmosferycznymi, podczas którego nie każdemu dane będzie wrócić z tarczą. Tak jak filmy o emocjonujących wyścigach samochodowych lub podniebnych akrobacjach, tak kino górskie zazwyczaj dociera do nas dzięki mieszaninie perspektywy jednostkowej, widowiskowości i meandrowaniu między niebezpieczeństwem a triumfem na rozmaicie postrzeganej mecie. "Broad Peak" prezentuje imponujące i autentyczne ujęcia łańcuchów Karakorum skrzętnie zblendowane z materiałem alpejskim, znakomicie i przekonująco buduje warstwę akustyczną himalajskiej wyprawy, zaś w swoją strukturę wpisanych ma kilka potencjalnych momentów prawdziwej grozy i poruszenia, a jednak zawodzi. Nie potrafi wszystkich tych elementów połączyć w całość, jak czynił to nieco generyczny, ale perfekcyjnie operujący napięciem efektowny "Everest".


Czekając na premierą filmu Dawida, zakładałem, że największym wyzwaniem dla twórców okaże się warstwa wizualna, że obrazowi bliżej będzie do dziś archaicznego hollywoodzkiego kina górskiego z lat 50., takiego jak "Śniegi w żałobie", aniżeli współczesnych superprodukcji. Tymczasem "Broad Peak" w swoich himalajskich scenach jest naprawdę dobry. Jasne, budżet zapewne nie pozwolił na everestowy rozmach w wielowarstwowym kompozytowaniu materiału live action z i CGI, które może powołać do ekranowego życia ujęcia niemożliwe. Wciąż jednak polskiemu dramatowi trudno zarzucić coś od strony technicznej. 

Mimo wszystko muszę przyznać, że seans ani mnie nie znużył, ani nie rozczarował. Zadziałała magia wielkiego ekranu i być może niezbyt wygórowane oczekiwania; niewykluczone, że pomogła też moja prywatna, szczera pasja trekkingowa. Krytyczna refleksja niczym powolna mgła zstąpiła później, gdy próbowałem przypomnieć sobie choćby jedną ciekawą kwestię dialogową. Zdałem sobie też sprawę, że choć film wydał mi się szczerze imponujący, to dramaty protagonisty w drodze na tytułowy szczyt nie pozostawiły we mnie emocjonalnego śladu, nie mówiąc już o całkowicie rozpływających się w zamieci postaciach drugiego planu. Ostatecznie "Broad Peak" broni się jako film górski o biopickowym i raczej nie idealistycznym rysie, lecz potyka się przy swojej głównej motywacji – zobrazowaniu pasji i obsesji. Dotarcie do źródeł motywacji oraz pejzażu uczuć Berbeki jest tu chyba równie trudne, co zdobycie trzeciej góry Karakorum. A ewentualna satysfakcja jakby nieco mniejsza.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones