Recenzja filmu

Dirty Dancing (1987)
Emile Ardolino
Jennifer Grey
Patrick Swayze

Bo do tanga trzeba dwojga

Jest to typowa komedia romantyczna. Młoda dziewczyna wyjeżdża wraz z rodzicami i siostrą do ekskluzywnego ośrodka. Tam poznaje Johnny'ego, bardzo przystojnego, uwodzicielskiego kobieciarza -
Jest to typowa komedia romantyczna. Młoda dziewczyna wyjeżdża wraz z rodzicami i siostrą do ekskluzywnego ośrodka. Tam poznaje Johnny'ego, bardzo przystojnego, uwodzicielskiego kobieciarza - tancerza. Frances z początku ten chłopak imponuje, jednak szybko się opamięta, i znów zaczyna żyć dawnym życiem, pomagając innym. Jednak jej złote serce drażni młodych ludzi w jej otoczeniu. Nie wieżą jej, coś za tą dobrocią musi stać. No i jeszcze sprawa ciągłego chowania się dziewczyny za ojcem. Wszystko to sprawia, że "Baby", typowa córeczka tatusia, jest mało lubiana. Ona sama jednak się tym mało przejmuje. Nadal oddaje się bez reszty innym, nie myśląc o sobie. Miesza się w sprawy przyjaciółki Johnny'ego. Nieoczekiwanie zostaje też przyjęta do grona jego przyjaciół. Jednak czy nie za bardzo się angażuje? Wkrótce stanie przed poważnym zadaniem, czy i tym razem schowa się za tatusiem? Czy może wbrew wszystkiemu wykaże się inicjatywą i pomoże potrzebującej, zupełnie obcej dziewczynie? No i czy okłamywanie ojca w tym wypadku jest właściwe? Niewielu wie, czym właściwie jest taniec. To nie jest tylko rytmiczne ruszanie się przy muzyce, jak pewnie wielu uważa. Taniec to pasja, pożądanie, to wyrażanie uczuć, smutku, żalu, radości, niezdecydowania, złości, a przede wszystkim, prawdziwy taniec, to czysta erotyka. I tu pewnie spotkam się z wieloma sprzeciwami. Bo co to w ogóle ma do seksu? Właściwie to niewiele, bo tak naprawdę sama erotyka nie ma zbyt wiele wspólnego z miłością (tą cielesną, bo z duchową jednak coś ją łączy). Otóż to nic innego, jak czysty ekshibicjonizm, ale ten pozytywny oczywiście. To tyle z teorii. Teraz zajmiemy się praktyką. W filmie, prawdę mówiąc, przykuwały mój wzrok tylko sceny muzyczne. Niesamowita choreografia, i, boże!, jakże seksowni tancerze. Bo co tu ukrywać, większość panów w tym filmie miała czym skupić uwagę damskiej części publiczności. I nie mówię tu tylko o talencie aktorskim. To głównie były plusy, ale niestety film nie jest doskonały (no i chyba też dzięki temu, że ma wady zajmuje tak wysoką pozycję w dziale "klasyki"). Zacznijmy najpierw od tytułu. Tu niestety polska, jak zazwyczaj w tej dziedzinie, nawaliła na całej długości. Prawda, prawda, to nie jest wada produkcji, ale też warto o tym wspomnieć. No przepraszam, ale.... "Wirujący seks"?! Przecież sama byłabym zdolna wymyślić lepszy tytuł. Już wiem, dlaczego film nie miał polskiego tytułu, jak leciał w telewizji. No, ale to jeszcze nie jest tragedia. W porównaniu do innego, dość młodego filmu, który w naszym kraju figurował pod nazwą "Sex i Pistol". Jak zobaczyłam w naszym kinie jego zapowiedź, byłam pewna, że do naszego miasta przyjedzie grupa rockowa o tej nazwie! Bo taka istnieje. No i jeszcze jedno: co wy Polacy macie z tym seksem? Może to jakiś krajowy kompleks? No, ale miałam mówić o wadach produkcji, a nie naszej narodowości. Ze zdziwieniem muszę zauważyć, że nie ma ich dużo (co też jest plusem). Przede wszystkim rzuciła mi się w oczy pierwszoplanowa para. Zupełnie do siebie nie pasują! To kuje w oczy, szczególnie gdy tańczą. On wysoki, dobrze zbudowany brunet, ona drobniutka, niziutka, o chudziutkich ramionach, z włosami do ramion, dość dziwacznie ułożonymi (wiem, wiem, wtedy była taka moda, tylko, że on jest, aż za bardzo współczesny). Nie ukrywajmy, piękna to ona nie była. Była tylko ładna, co romantyczności wcale nie dodaje, a wręcz odejmuje, a w tym przypadku to niedopuszczalne. Powinnam jeszcze napisać, że całość absolutnie da się przewidzieć, ale tak naprawdę, nie widzę w tym nic złego. Film nie musi zaskakiwać, by przyciągać uwagę. A przynajmniej nie ten. No i znów muszę napisać o tańcu. Nic nie poradzę, że tym żyję, i gdy go widzę, wariuję. A ta produkcja była, aż przepełniona ostrymi kąskami specjalnie dla mnie. Choć po obejrzeniu muszę przyznać, że czułam pewien niedosyt. Mimo wypieków na policzkach i radosnego bicia serca, czegoś mi brakowało. No cóż, jak to mówią: nie samym tańcem żyje człowiek (a przynajmniej ja mówię, ale to mało ważne). Film okazał się być klasyką, zdobył wiele nagród, było o nim głośno. Jednak dla mnie jest jeszcze czymś. Jest swoistego rodzaju pomnikiem. Porównam tu reżysera, Emile Ardolino, do Horacego, który nie był zapomniany właśnie dzięki swojej twórczości. To właśnie jego dzieło "Exegi monumennto eare pereniu" ("Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu") sprawiło, że o nim pamiętamy. Choć w tym przypadku Emile wystawił pomnik nie sobie, lecz tańcu i muzyce. A więc niech żyją!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdyby kino nie było magiczne, prawdopodobnie wcale bym do niego nie chodziła. Ominąwszy je szerokim... czytaj więcej
"Dirty Dancing" to wzruszająca historia miłości młodej dziewczyny - Baby i przystojnego instruktora... czytaj więcej
Właśnie dziś, w czasie półgodzinnych prób zabrania się do recenzji, uświadomiłam sobie, że istnieją na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones