Recenzja filmu

Fantozzi (1975)
Luciano Salce
Paolo Villaggio
Anna Mazzamauro

Pokaz okrucieństwa

Ludzkie nieszczęście i cierpienie jest przecież najlepszym motywem do żartów i dowcipów.
Wyobraźmy sobie grupę mężczyzn rzucających w małą dziewczynkę bananami, udających przy tym odgłosy, jakie wydają małpy. Ktoś może powiedzieć, że to zwyrodnienie, lecz "Fantozii" jest komedią. I numer z egzotycznymi owocami jest jednym z żartów obecnych w tym dziele. Co to zatem za komedia, w której upokarza się ludzi? Zwyczajna. Ludzkie nieszczęście i cierpienie jest przecież najlepszym motywem do żartów i dowcipów. 

Los tytułowego Fantozziego nie jest godny pozazdroszczenia. Jest nic nieznaczącym pionkiem, małym trybikiem systemu. Wykorzystywany w pracy, nieszczęśliwie zakochany nie w swojej żonie, bez perspektyw na przyszłość. Jego los nikogo nie obchodzi, oprócz może małżonki, której on nie dostrzega i nie docenia jej poświęcenia. Fantozzi to rasowy przykład życiowego fajtłapy. Nawet on jednak potrafi czasami unieść się honorem i pokazać resztki godności.

Film przedstawia nam życie prostego, włoskiego urzędnika. Jego upadki i jeszcze większe upadki. Bo o wzloty tu ciężko. Humor ma różne odcienie, od prostego slapsticku, przez absurd, aż po wnikliwą satyrę na społeczeństwo. Jest to wspaniałe studium konformizmu. Widz śmieje się z perypetii bohatera, zapominając jakby o fakcie, że on również jest częścią jakiegoś mechanizmu i śmieje się poniekąd sam z siebie. Ze swojej niedoli.

Gwiazdą obrazu jest Paolo Vilaggio. Aktor jednej roli można by rzec. Nie jest raczej znany szerokiej publiczności z innych produkcji. Idealnie pasuje on do roli życiowego pechowca. Jak to w komedii, zarówno on, jak i inne bohaterowie są mocno przerysowani. Noszą przyciasne bądź za duże ubrania, potykają się o własne nogi. To standardy, które znamy z najstarszych filmów komediowych. "Fantozzi" czerpie zatem z dobrze, znanych kanonów, wzbogacając je jednak o aktualne spojrzenie i dopasowując do świata wielkich miast i korporacji.

Gdy spojrzy się na akcje filmu chłodnym okiem, dostrzec można tragiczność jego losu. Jest to tak naprawdę smutna historia człowieka, który musi godzić się na poniżanie i frustracje dnia codziennego. Opinia innych jest dla niego ważniejsze niż dobro bliskich. Do tego ma ogromnego pecha. Kontakt z ludźmi na stanowiskach powoduje u niego niepohamowany stres. Do tego stopnia boi się zachować niestosownie, że woli zjeść kredę bilardową, niż narazić się wyżej postawionemu szefowi. W scenie tej zawiera się cały charakter i przesłanie filmu. Mimo że pochodzi on z połowy lat siedemdziesiątych, to nadal jest aktualny, a zjawiska, jakie prezentuje,, każdy chyba doświadcza w swoim życiu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?