Są takie filmy, które przyciągają już samym tytułem. "Clown in a Cornfield" brzmi jak coś pomiędzy absurdalnym żartem a obietnicą krwawej zabawy w duchu klasycznych horrorów z lat 80. I
Są takie filmy, które przyciągają już samym tytułem. "Clown in a Cornfield" brzmi jak coś pomiędzy absurdalnym żartem a obietnicą krwawej zabawy w duchu klasycznych horrorów z lat 80. I rzeczywiście - produkcja z 2025 roku w reżyserii Eli Craiga, twórcy znanego z czarnej komedii "Porąbani", to podróż w samo serce amerykańskiego koszmaru: prowincji, która tonie w nostalgii, gniewie i... kukurydzy.
Film oparty został na bestsellerowej powieści Adama Cesare'a, która już w 2020 roku zyskała status kultowego teen-slashera wśród miłośników grozy. Wersja filmowa - o dziwo - nie jest prostą adaptacją, a raczej interpretacją: łączy ducha klasycznego horroru młodzieżowego z ironicznym komentarzem społecznym, nadając opowieści nową warstwę emocjonalną.
Quinn Maybrook w tej roli Katie Douglas, przeprowadza się z ojcem do małego, podupadłego miasteczka Kettle Springs w Missouri. Kiedyś to miejsce tętniło życiem dzięki fabryce syropu kukurydzianego Baypen, której symbolem był radosny klaun Frendo - uśmiechnięta maskotka, pojawiająca się na każdym billboardzie i szkolnej imprezie. Dziś - fabryka leży w ruinie, a Frendo powraca... nie jako wesoła ikona, lecz jako zjawa z koszmarów.
Młodzi mieszkańcy Kettle Springs próbują żyć normalnie, ale między nimi a dorosłymi narasta konflikt. Dorośli tęsknią za dawnymi czasami, kiedy miasteczko miało porządek i wartości, młodzi - chcą wolności, zmian, zabawy. Gdy w Halloween ktoś w przebraniu Frendo zaczyna mordować nastolatków, napięcie między pokoleniami wybucha. Czy za maską klauna kryje się sfrustrowany mieszkaniec, duch fabryki, czy coś jeszcze bardziej przerażającego?
Eli Craig doskonale rozumie język horroru. Od pierwszych kadrów widać jego fascynację filmami pokroju "Halloween", "Krzyk" czy "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Ale zamiast tylko kopiować, Craig bawi się konwencją: łączy przerysowane sceny przemocy z ironicznym komentarzem społecznym.
Kettle Springs to metafora Ameryki podzielonej między przeszłością a przyszłością. Kukurydziane pola, które otaczają miasteczko, symbolizują monotonię, uwięzienie, prowincjonalne sekrety. Kamera często sunie nisko nad zbożem, pokazując, jak cienka jest granica między sielanką a koszmarem.
Największym atutem filmu jest jego światło i przestrzeń - pastelowe barwy dnia kontrastują z chłodem nocy, a żółć kukurydzy zestawiona z krwią i czerwienią stroju klauna tworzy wizualny spektakl, który przypomina obrazy z "Midsommar. W biały dzień", tylko że w wersji amerykańskiego slashera.
Postać Frendo to perełka w świecie horroru. Nie jest to zwykły morderca w masce - to symbol wszystkiego, co w tej społeczności pękło. Jego uśmiechnięta twarz, groteskowy makijaż i motyw klauna z przeszłości fabryki tworzą postać, która jest jednocześnie przerażająca i tragiczna. Craig nie robi z Frendo bezmyślnej maszyny do zabijania. W każdej scenie jego obecność niesie echo przeszłości - coś, co przypomina, że ten klaun był kiedyś znakiem radości, a teraz jest pomnikiem upadku. To potwór stworzony przez społeczeństwo, nie przez przypadek.
Temple Hill Entertainment
Choć film ma wiele zalet, nie jest pozbawiony mankamentów. Drugi akt momentami zbyt mocno zwalnia, a próby łączenia humoru z powagą nie zawsze są udane. Niektóre postacie giną zbyt szybko, by widz zdążył się z nimi zżyć, a finał - choć efektowny - pozostawia niedosyt w kwestii wyjaśnienia motywacji mordercy.
"Frendo" to stylowy, dynamiczny i pełen czarnego humoru horror, który łączy klasykę z nowoczesnością. To film o młodych ludziach, którzy próbują przetrwać w świecie dorosłych pełnym zakłamania, ale też o społeczności, która sama stworzyła swojego potwora.