Recenzja filmu

Jack (2014)
Edward Berger
Ivo Pietzcker
Georg Arms

Był sobie chłopiec

Narracja jest wyjątkowo oszczędna, zaś konstrukcja fabuły przypomina miejscami... thriller. Nic dzieje się tu bez przyczyny, a każdy wątek, postać i przedmiot są precyzyjnie wpisane we wciągającą
Jack skończył dopiero dziesięć lat, ale gdyby dowody osobiste wręczano za życiowe doświadczenia, a nie metrykę, chłopiec już dawno miałby własny. Ojca nie widział nigdy na oczy, a o jego matce Sannie można powiedzieć wszystko z wyjątkiem tego, że jest nadopiekuńcza. Zajęta sobą i kolejnymi adoratorami traktuje synów (Jack ma jeszcze młodszego przyrodniego brata Manuela) jako zło koniecznie. Czasem się z nimi pobawi albo doradzi, jak wrócić do domu metrem, podczas gdy ona będzie startowała w kolejnym imprezowym maratonie. A kiedy dzieciaki zgłodnieją, wespnie się na kulinarne wyżyny i przyrządzi kanapkę z margaryną. Na tym jednak koniec. Nawet jeśli Jack widzi, że Sanna nie jest wzorem cnót rodzicielskich, nie daje tego po sobie poznać. To w końcu jego matka. Kocha ją za wszystko i mimo wszystko. Wychowywać musi się jednak sam. 

Dramat Edwarda Bergera od razu skojarzył mi się ze swojskimi "Kochankami mojej mamy" Radosława Piwowarskiego. Podobna jest nie tylko tematyka obu filmów, ale i empatia, z jaką ich reżyserzy przyglądają się niedolom swoich małoletnich bohaterów. Na wątłe barki chłopców spada za duży ciężar: strach przed odrzuceniem ze strony rodzica, agresja rówieśników i znieczulica otoczenia. Berger w przeciwieństwie do Piwowarskiego nigdy nie uderza jednak w tony melodramatu. Narracja jest wyjątkowo oszczędna, zaś konstrukcja fabuły przypomina miejscami... thriller. Nic nie dzieje się tu bez przyczyny, a każdy wątek, postać i przedmiot są precyzyjnie wpisane we wciągającą historię. Więcej nie mogę zdradzić, ale ogląda się to wszystko znakomicie. Duża w tym zasługa odtwórcy tytułowej roli Ivo Pietzckera, który przez 100 minut seansu prawie w ogóle nie znika z ekranu. Na jego twarzy powaga i skupienie sąsiadują z dziecięcą naiwnością, a szczenięca niewinność potrafi w jednej sekundzie ustąpić miejsca wściekłości rottweilera.

Śledząc porzuconego, błąkającego się po mieście Jacka, Berger portretuje przy okazji współczesny Berlin. Miejsca, do których nas zabiera, nie mogłyby się znaleźć w turystycznej reklamówce: opuszczone parkingi, zaludnione przez narkomanów i wycieńczonych imprezowiczów skłoty, masarnie, zaniedbane jeziorka otoczone zewsząd morzem betonu etc. Ponury miejski pejzaż stanowi sugestywne tło dla opowieści o straconych złudzeniach i zawiedzionej miłości. Nie ma tu ani uprawianej przy pomocy kamery publicystyki, ani dobrych chęci, ani łatwych rozwiązań. Dobre, przygnębiające kino.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones