Te słowa padają w Kozielsku w obozie jenieckim z ust Jerzego, porucznika ósmego Pułku Ułanów w Krakowie w rozmowie z Andrzejem, rotmistrzem tegoż pułku. Jerzy (grany przez świetnego Andrzeja
Te słowa padają w Kozielsku w obozie jenieckim z ust Jerzego, porucznika ósmego Pułku Ułanów w Krakowie w rozmowie z Andrzejem, rotmistrzem tegoż pułku. Jerzy (grany przez świetnego Andrzeja Chyrę), mówiąc to zdanie, doskonale zdaje sobie sprawę, że wszystkich oficerów czeka nieubłagana śmierć, ale nie czuje strachu przed końcem, ponieważ jest dumny ze swojej roli dla narodu i ma nadzieję, że śmierć jego i reszty oficerów na coś się przyda i nigdy nie będzie zapomniana. Andrzej Wajda, realizując "Katyń", czuł, jak zbrodnia katyńska jest bolesna i okrutna, gdyż jego ojciec, oficer Wojska Polskiego, został rozstrzelany przez Sowietów w 1940 roku. Jego matka do końca życia czekała na powrót męża do domu. Dlatego właśnie reżyser dedykował ten film rodzicom. W zdaniu "Guziki... Zostaną po nas tylko guziki" reżyser wysłał ukłon do innego polskiego artysty - Zbigniewa Herberta, który stracił w Katyniu kuzyna - Edwarda Herberta. I napisał ku jego pamięci wiersz "Guziki". "Katyń" Andrzeja Wajdy rozpoczyna się wraz z początkiem drugiej wojny światowej. Po najeździe Niemców na Polskę 1 września 1939 Józef Stalin szesnaście dni później wydaje rozkaz najazdu armii rosyjskiej na nasz kraj, w wyniku czego polscy oficerowie zostają jeńcami sowieckiej niewoli. Rosjanie dewastują polskie symbole narodowe, dobitnie pokazując Polakom, że ich kraju już nie będzie. Polscy żołnierze i ich rodziny ukazani razem są tylko w pierwszych scenach filmu. Potem już akcja toczy się na dwóch osobnych płaszczyznach. Z jednej strony przedstawiono bezradnych, pojmanych oficerów oczekujących na nieuchronną śmierć, a z drugiej ich żony i dzieci, żyjące w nieustannym strachu, wszechobecnej nadziei. Oficerowie zostają wywiezieni do obozu w Kozielsku, a po pół roku - do lasu katyńskiego i "jeden po drugim" zamordowani bez najmniejszego nawet słowa wyjaśnienia. Giną, słysząc tylko odgłos wystrzału na ułamki sekund przed śmiercią. Ich żony, siostry, matki, córki w Polsce czekają w nadziei na ich powrót, dbają o dom i pielęgnują dobre imię ich mężczyzn. Gdy w 1943 roku radio podało informację o znalezieniu w lasach w okolicach Katynia i Smoleńska zwłok polskich oficerów cała Polska zamarła w przerażeniu o rodaków. Odkopano ponad 12 000 ciał osób, zastrzelonych z bliskiej odległości. W masowych grobach znaleziono odznaczenia, ordery, różne dokumenty i inne drobne przedmioty, które dały pewność, że są to poszukiwani od 1940 roku polscy oficerowie, którzy zniknęli bez śladu. Sporządzono też listę ofiar opublikowaną w "Gońcu Krakowskim". Polski rząd domagał się wyjaśnień, lecz władze rosyjskie winą za bestialski mord obarczyły naród niemiecki. Niemcy jednak nie przystali na miano katyńskich morderców, mówiąc (zgodnie z prawdą) że to Rosja stoi za mordem polskich oficerów. Uważam, że jest to świetnie zrealizowany film, zapadający w pamięć nie tylko z powodu przedstawionej historii i najbliższej prawdzie wersji tej zbrodni, ale również przez idealnie połączone elementy składające się na dobry obraz. Gra aktorów jest bardzo dobra, choć uważam, że od aktorów lepiej zaprezentowały się aktorki. Świetne kreacje Mai Ostaszewskiej w roli Anny, żony Andrzeja , Magdaleny Cieleckiej wcielającej się w siostrę pułkownika Pilota (Paweł Małaszyński), która ryzykowała własną wolność i życie po to, żeby na nagrobku widniała rzeczywista data śmierci jej brata, czyli 10 kwietnia 1940 roku, a nie 1941, jak podaje Rosja, i Danuty Stenki w roli pani Generałowej, która nie godzi się ze śmiercią męża i z Polską, w jakiej przyszło jej żyć. Najlepiej z aktorów prezentuje się Andrzej Chyra w roli Jerzego, cudem ocalałego porucznika, któremu udało się wydostać z Katynia. Aktor świetnie ukazuje rozłam w psychice bohatera. Gra Artura Żmijewskiego, grającego rotmistrza Andrzeja, nie spełniła moich oczekiwań. Aktor przez cały film grał bez głębszego wyrazu i nie pasował mi do roli, jaką mu powierzono. Na uwagę zasługuje tylko scena, w której jedzie do lasu katyńskiego i zapisuje w swoim dzienniku "...(...) Co z nami będzie...". Kolejny plus filmu to idealnie dopasowana muzyka skomponowana przez Krzysztofa Pendereckiego. Świetnym i bardzo efektownym zabiegiem jest wprowadzenie przez reżysera wszechobecnej i często wyłaniającej się na światło dzienne symboliki i powiązań, jak na przykład dziennik, w którym pisał Andrzej, urywa się, ukazując już tylko puste kartki, co nadaje symbolu nagłego zakończenia, przerwania, końca Polski, i symbole martwego Jezusa, rozerwanej polskiej flagi, dobrego Rosjanina, który ratuje życie Annie i córce. Zdziwił mnie plakat promujący film. Nie ma na nim żadnej kobiety, a to one właśnie odgrywają najważniejszą według mnie rolę. Dziwi mnie też fakt ustawienia na pierwszym planie - bardzo popularnego ostatnimi czasy - Pawła Małaszyńskiego. Grany przez niego bohater jest postacią drugoplanową, występującą w filmie zaledwie trzy razy i muszę przyznać, że nie spodobał mi się ten zabieg, gdyż prawdopodobnie twórcy pomyśleli też o komercyjnej stronie obrazu i "twarzą" Małaszyńskiego chcieli przyciągnąć większą ilość widzów. Całość składa się na zapadające w pamięć opowiadanie o Polakach, ludziach, okrucieństwach wojny i zbrodni katyńskiej. Największe wrażenie na widzu robi scena egzekucji polskich oficerów. Część z nich mordowana jest w piwnicy, gdzie wprowadzano pojedynczo każdego do niewielkiego pomieszczenia, stawiano przed ścianą tyłem do drzwi i strzelano w tył głowy. Następnie ciało wyrzucano na dwór za pomocą specjalnej "rynny" i ładowano ciała do ciężarówki, gdzie przewożono je do wielkiego dołu. Druga część oficerów przywożona była ciężarówkami pod sam dół, i każdego z osobna wyciągali z wozu przed wykopaną przez koparkę dziurę, gdzie przy brzegu stało dwóch Sowietów - jeden przeładowywał, drugi strzelał. Martwe ciała same spadały, jakby robiąc "przysługę" Rosjanom, by ci nie musieli rzucać ciał. Cały - zapełniony już - dół zasypywano ziemią. Scena zamykająca film to ujęcie, w którym widać zasypywaną dłoń jednego z oficerów, trzymającą różaniec... Podsumowując, uważam że na "Katyń" powinien wybrać się każdy, kto uważa się za Polaka. Obojętnie, czy wierzy w przedstawione wydarzenia, czy nie. Film pokazuje wycinek z układanki Polski w czasie wojny i każdy powinien zobaczyć ten "kontrowersyjny" wycinek prawdy. Jest to poruszający obraz, dający niesamowite wrażenia, a to, jak film mną wstrząsnął, czułem tymi kilkoma przemilczanymi minutami po wyjściu z sali kinowej.