Recenzja filmu

Kick-Ass (2010)
Matthew Vaughn
Aaron Taylor-Johnson
Nicolas Cage

Uważaj na pupę

Jaki morał płynie z bardzo dobrego filmu Vaughna? Herosem każdy być może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Tylko po co?
Dave Lizewski (Johnson) prędzej nadawałby się na sprawcę masakry w Columbine niż superbohatera. Chudy okularnik, wychowywany przez owdowiałego ojca, jest szkolną ofermą, której nie zauważa żadna dziewczyna. Chłopak spędza wolne chwile na wytężonej masturbacji lub czytaniu komiksów. To właśnie ich lektura skłania nastolatka do zakupu w Internecie obcisłego zielonego kostiumu. Przywdziewając go, Dave staje  Kick-Assem – zamaskowanym herosem strzegącym porządku na ulicach Nowego Jorku. Choć pierwsza misja kończy się wizytą na intensywnej terapii, w żaden sposób nie zniechęca to nowicjusza do dalszych interwencji. Wkrótce zyskuje zresztą dwójkę sprzymierzeńców, którzy o wiele sprawniej radzą sobie z bandziorami.

To właśnie owa niekonwencjonalna para stanowi największą atrakcję filmu Matthew Vaughna. Byłego policjanta (doskonały auto-parodystyczny Cage) oraz jego jedenastoletnią córkę (Moretz) poznajemy w trakcie lekcji korzystania z kamizelki kuloodpornej. Jeszcze dwa razy i pójdziemy do cukierni – obiecuje troskliwy ojciec, a potem strzela do dziewczynki z pistoletu. Portretując relacje zabójczego duetu, reżyser zderza ze sobą ekstremalny brutalizm oraz czułostkowość rodem z familijnych seriali. Nie pozostaje wówczas nic innego, jak śmiać się do rozpuku. Nie da się przecież podejść na serio do  ubranej w skórę małolatki oraz jej przypominającego Batmana opiekuna, którzy z dziką satysfakcją masakrują tabuny łajdaków. Gdy Big Daddy i Hit Girl pojawiają się na ekranie, "Kick-Ass" musuje jak oranżada.

Historia prywatnej krucjaty tatusia i córki przeciwko potężnemu mafiozowi nie bardzo pasuje jednak do kluczowego dla filmu wątku Dave'a. "Kick-Ass" jest bowiem przede wszystkim opowieścią o dojrzewaniu. Fakt, podaną w prześmiewczy i przewrotny sposób, ale kończącą się tak  samo jak wszystkie produkcje młodzieżowe (bohater odkrywa, co w życiu najważniejsze i przestaje  być w końcu prawiczkiem).

Oba fabularne strumienie płyną obok siebie, by skrzyżować się dopiero w efektownym finale. Od czasów "Kill Billa" nikomu nie wyszło tak dobrze połączenie spaghetti westernu z kinem a la John Woo.  Hotelowa sekwencja zaczyna się utworem z "Za kilka dolarów więcej", by po chwili przekształcić się w radosną i przerysowaną do granic możliwości strzelaninę spuentowaną strzałem z bazooki.

Jaki morał płynie z bardzo dobrego filmu Vaughna? Herosem każdy być może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Tylko po co? Bieganie w fikuśnym kubraku jest z pewnością niezłą zabawą, dopóki ktoś nie zechce zmiażdżyć pałką twojej głowy. Lepiej więc porzucić rojenia o sławie i chwale, a następnie poszukać smaku prawdziwego życia.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kick-Ass" podejmuje temat niecodzienny, a - wydawałoby się - oczywisty, szczególnie dla Amerykanów.... czytaj więcej
Każdy z nas niegdyś marzył o tym, aby choć na chwilę przemienić się w superherosa rodem z amerykańskiego... czytaj więcej
Ekranizacje komiksów są ostatnio bardzo modne. Producenci liczą na łatwy zysk. Widzowie mają nadzieję, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones