Recenzja filmu

Koniec z Hollywood (2002)
Woody Allen
Woody Allen
Téa Leoni

Na szczęście Bóg stworzył Francuzów!

<a href="http://woody.allen.filmweb.pl/" class="text">Woody'ego Allena</a> można lubić bardzo bądź wcale. Ale nawet ci, którzy są prawdziwymi fanami jego talentu i z niecierpliwością czekają na
Woody'ego Allena można lubić bardzo bądź wcale. Ale nawet ci, którzy są prawdziwymi fanami jego talentu i z niecierpliwością czekają na każdą kolejną jego produkcję, przyznają, że ten filmowy geniusz troszkę się już postarzał i bije od niego blask raczej już przebrzmiałej sławy. Obcowanie z jego najnowszym dziełem zatytułowanym "Koniec z Hollywood" tylko utwierdza nas w tym przekonaniu. Głównym bohaterem filmu jest Val Waxman, reżyser, który lata świetności dawno ma już za sobą. Mimo iż zdobył aż dwa Oscary, teraz realizuje się jako twórca reklamówek w Kanadzie. Niemożność powrotu do kariery rodzi w nim wielką frustrację. Kiedy wreszcie nadarza się sposobność, by powrócić w wielkim stylu, Val ma ciężki orzech do zgryzienia. Propozycja pracy pochodzi bowiem od jego byłej żony, Ellie i jej partnera (człowieka, dla którego został porzucony), szefa studia filmowego o imieniu Hal. Nasz bohater musi więc dokonać wyboru: czy pracować z ludźmi, których nie cierpi, czy jednak odrzucić być może ostatnią szansę powrotu na plan filmowy byle tylko uniknąć nieprzyjemnej konfrontacji. Obraz Allena opiera się na bardzo znanym motywie filmu w filmie. Jest on drogą do ukazania przełomowego etapu w życiu Vala, który nie tylko ma szansę odzyskać swoją utraconą pozycję, ale też na powrót odnaleźć pasję do pracy za kamerą. Być może jest to także okazja do odzyskania utraconego uczucia, które kiedyś łączyło go z żoną. Ale i pozycję w filmowym świecie i serce kobiety jest w stanie wygrać tylko jednym sposobem - zrobić rewelacyjny film, nad którym pracę mu powierzono. Ta wielka odpowiedzialność jest jednak ponad jego siły - jeszcze przed pierwszym klapsem na planie Val zapada na psychosomatyczną ślepotę. Wszystko wskazuje więc na to, że nie może nakręcić filmu, ale skoro już powziął decyzję, by poświęcić swoje osobiste uprzedzenia i podjąć się zadania, nie może zrezygnować. Mając oparcie w swoim agencie i przypadkowym w tym kręgu tłumaczu chińskiego, decyduje się kręcić swój film jakby nigdy nic się nie stało. Oczywiście nagła i skrzętnie ukrywana przed pozostałymi bohaterami ślepota reżysera jest tu głównym źródłem gagów, chociaż Allen siłuje się na żart ze wszystkiego, nawet imion głównych bohaterów (Val, Hal i Al). W związku z tym, że akcja rozgrywa się w środowisku filmowym, nie brakuje też pikantnych dowcipów krytykujących przemysł filmowy i ostatnie trendy rządzące w Hollywood. Niestety nie ma ich wiele, a zdecydowanie najlepszy jest oczywiście ten o przyznaniu nagrody za osiągnięcia życiowe dla Haleya Joela Osmenta. W dodatku śmiesznie jest tylko w pierwszej części filmu, a im bliżej końca tym nudniej, pospoliciej i mało oryginalnie. Nikną też wyszukane dialogi na rzecz ogranych gagów sytuacyjnych i zwykłych pogaduszek. Tylko końcówka jest dość wymowna. Jak dla mnie to jeden z najsłabszych i najpłytszych filmów Allena, bo brak w nim tego, za co najbardziej kochamy reżysera - inteligentnych, głębokich dialogów. Val ze swoim ślepym przywiązaniem do reżyserskiego rzemiosła i pragnieniem robienia filmów jest przerysowanym portretem samego Allena. Twórca powszechnie znany jest z tego, że nie dopuszcza producentów na plan i aż do końca trudno jest wyciągnąć od niego jakiekolwiek wiadomości na temat tego, co aktualnie robi. Ale to nie jedyna spójność Allena i Waxmana. Trudno nie odnieść wrażenia, że sytuacja bohatera, który lata świetności ma już dawno za sobą, jest po trosze przyznaniem się Allena do tego, że magia, którą kiedyś nas raczył, już się wypaliła. Jednak ogólnie rzecz ujmując, problem tkwi w tym, że bohater "Końca z Hollywood" jest średnio interesujący. W poprzednich filmach kreowane przez Allena postacie, którymi byli w większości neurotyczni inteligenci w średnim wieku, choć nie były miłe w powszechnym tego słowa znaczeniu, potrafiły wzbudzać naszą sympatię i zainteresowanie. Zaś Val Waxman to typ, który raczej nie daje się lubić i w zasadzie widzowi jest obojętne, czy odniesie sukces czy też nie. Największymi atutami filmu są bez wątpienia ciekawe, ciepłe zdjęcia, za pomocą których udało się połączyć klimat współczesności ze światem lat 40. w których toczy się akcja filmu kręconego przez Vala. Bezapelacyjną gwiazdą jest zaś Tea Leoni w roli Ellie, byłej żony reżysera. To silna, mądra i zabawna kobieta, która ze wszystkich partnerek Allena z jego ostatnich filmów jest chyba najbardziej wiarygodna. "Koniec z Hollywood" bez wątpienia zawiera rewelacyjne momenty, ale to jednak nie wystarcza, by przyciągnąć uwagę widza na dwie godziny a już na pewno nie na to, by na dłużej pozostać w jego pamięci. W zasadzie jest to więc obraz wyłącznie dla fanów Woody'ego Allena. Dla innych będzie równie kiepski, jak dzieło filmowego Vala. Ale na szczęście dla reżysera Bóg stworzył też Francuzów :)
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Woody Allen jest jednym z moich ulubionych reżyserów. Przyznam, że nie znam się zbytnio w tej materii i... czytaj więcej
Przyszedł oto dzień, w którym pierwszy raz w pełnym stopniu zachłysnąłem się nowym filmem Woody'ego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones