Recenzja filmu

Kto nigdy nie żył... (2006)
Andrzej Seweryn
Michał Żebrowski
Robert Janowski

Kto nigdy nie żył...

W filmie "Kto nigdy nie żył..." Andrzej Seweryn ukazuje obraz księdza Jana - duszpasterza narkomanów i byłego misjonarza, który jest zarażony wirusem HIV. Podejmuje trudny temat akceptacji przez
W filmie "Kto nigdy nie żył..." Andrzej Seweryn ukazuje obraz księdza Jana - duszpasterza narkomanów i byłego misjonarza, który jest zarażony wirusem HIV. Podejmuje trudny temat akceptacji przez polskie społeczeństwo ludzi zarażonych lub chorych na AIDS, co więcej ciekawie przedstawia konflikt i wzajemne niezrozumienie między rodziną i przyjaciółmi zmarłej Marysi, a także matki Jana. Reżyser jednak niezbyt precyzyjnie przedstawił klasztor i życie w nim. Można odnieść wrażenie, że przenosimy się o 100 lat wstecz. Zakonnicy (a w zasadzie mnisi, choć w habitach zakonnych) zostali ukazani dość schematycznie. Brakuje też konsekwencji w scenografii: raz pokazywany jest bardzo surowy wystrój celi Jana (ma się wrażenie jakby mieszkał w piwnicy), innym razem czyste i schludne łazienki. Seweryn chciał chyba pokazać surową dyscyplinę panującą w klasztorach, co jest raczej niezgodne z dzisiejszymi realiami. Film na końcu nagle się urywa, co sprawia wrażenie, jakby reżyserowi zabrakło pomysłu na dalszą historię życia bohaterów. Z drugiej strony takie zakończenie wymusza refleksję. Wielkim walorem filmu jest muzyka, chociaż finałowa piosenka została wpleciona niezgrabnie i wprowadza do całości chaos. Widz może mieć wątpliwości, jakie przesłanie niesie ze sobą ostatnia scena. Nie podobało mi się także, że Robert Janowski śpiewa podobnie do Marka Grechuty i zespołu Anawa. Michał Żebrowski wykazał się kunsztem aktorskim, który bardzo jest ukierunkowany na role dramatyczne, często gra ludzi poszukujących sensu i swojego miejsca w życiu. Postać Jana jest mało spójna. Jako ksiądz jest rozsądny i pewnie stąpający po ziemi, ale w murach klasztornych jego zachowanie jest nieadekwatne do pełnionej funkcji. Można wręcz odnieść wrażenie, że ksiądz przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Wydaje mi się, że Andrzej Seweryn zbyt często podejmuje tematy związane z religijnością, w związku z tym zaczyna mu brakować świeżego spojrzenia, a co więcej wykazuje nazbyt nachalne tendencje moralizatorskie. Nie daje widzowi szansy na własną interpretację, od razu ustala ramy, między którymi mamy się poruszać. Film Seweryna zmusza do zastanowienia się nad lękiem przed zarażonymi wirusem HIV. "Kto nigdy nie żył..." to dobry sposób na wejście w świat ludzi niezrozumianych, którzy mimo wszystko chcą żyć w tym nietolerancyjnym społeczeństwie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Kto nigdy nie żył...
Polska premiera dramatu Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył..." odbyła się podczas tegorocznego... czytaj więcej
Marcin Kamiński