Na froncie kulinarnym

Pomysł na film dokumentalny był w sumie prosty, lecz jak to z prostymi pomysłami bywa, w rezultacie solidnej pracy przyniósł przenikliwe obserwacje: reżyser zebrał relacje wojennych kucharzy, by
Coś tak pospolitego jak jedzenie też może zmienić historię świata. Szczególnie, że na wojnie, nawet to, co i jak się to gotuje, ma nie tylko znaczenie dla samopoczucia żołnierzy, ale także sens ideologiczny. Péter Kerekes w "Kucharzach historii" uzmysławia nam ten fakt posługując się  fascynującymi, choć czasem mrożących krew w żyłach przykładami. Pomysł na film dokumentalny był w sumie prosty, lecz jak to z prostymi pomysłami bywa, w rezultacie solidnej pracy przyniósł przenikliwe obserwacje: reżyser zebrał relacje wojennych kucharzy, by pokazać nam, jak przygotowywano posiłki dla kilkudziesięciu, czasem kilkuset tysięcy żołnierzy różnych wojen. Od II wojny światowej do XXI wieku; od Czeczenii, przez oblężony Leningrad, Węgry w 1956, kończąc na współczesnych Bałkanach.

Już same liczby z przepisów podawanych w filmie robią wrażenie (wyobraźcie sobie, ile ton mąki trzeba, by wyżywić armię). Ale przepisy to raczej formalny pretekst, by skontrastować stylistykę programów kulinarnych z dramatem o zabijaniu, na ich podawaniu się bowiem nie skończy. Nie spodziewajcie się też sentymentalnych opowieści weteranów. Kerekes potrafi swoich rozmówców wybić z utartych myślowych kolein, choćby pytając francuskiego kucharza, czy wojna w Algierii wyglądałaby inaczej, gdyby wszyscy kucharze odmówili pracy. Rzeczony kucharz sam uważa siebie za pacyfistę, ale do buntu się nie posunął.

Niemieckiemu dziadkowi, dumnemu ze służby w Wehrmachcie, reżyser za to podsuwa takie zagadnienie: – Czy przepis jest jak rozkaz i trzeba za nim bezwzględnie podążać? – Nie rozumiem pytania – odpowiada ten, wciąż tkwiąc w wyprostowanej wojskowej postawie. Jego postawa ideologiczna, oraz jego kolegów z jednostki, czyli innych osiemdziesięcioletnich dziadków, jest w całym filmie chyba najbardziej szokująca. Wciąż przebija z nich duma, że służyli nazistowskim Niemcom, co w wymiarze kulinarnym sprowadza się do powtarzania, że "niemiecki chleb jest najlepszy na świecie". Niegroźnie wyglądający pan przyznaje przed kamerą, że nie dał kostki cukru umierającej Rumunce, bo miał zakaz kontaktu z cywilami, a rozkazów przywódców nie wolno łamać. Reżyser wydobył ze swoich bohaterów szczere, czasem bolesne wyznania i wcale ich nie złagodził, by były łatwiejsze do przetrawienia przez publiczność, by wpisywały się w standardowy obraz wojen, za co należą mu się duże brawa. Przeżycia wspomnianego wyżej dziadka spod Leningradu zostają zestawione ze wspomnieniami rosyjskiej babci, która gotowała dla radzieckich wojsk, a w trakcie oblężenia żyła o dwóch kromkach czarnego chleba dziennie. Głód milionów przedstawić w sąsiedztwie przepisów na wojenne potrawy? Karkołomny pomysł, a jednak się sprawdził.

Kuchnia w wizji "Kucharzy historii" również wpływa na losy konfliktów zbrojnych. Czasem – w zaskakujący sposób. Jak w rozpadającej się Jugosławii, w której niepodległościowe dążenia republik miały także swój wymiar kulinarny, o czym opowiada nam dawny dietetyk Tity. Kerekes wzmocnił siłę tych opowieści poprzez zabiegi paradokumentalne: nie nakręcił gadających głów w przypadkowym otoczeniu. Większość rozmów toczy się, gdy bohaterowie gotują tam, gdzie odbywały się omawiane kuchenno-wojenne manewry, czasem wiele lat wcześniej. Taki Makłowicz w wersji ekstremalnej. Do pomysłowej inscenizacji dochodzi odważny montaż, na przykład opowieść francuskiego żołnierza o tym, jak Algierczycy barbarzyńsko mordowali Francuzów została  zmontowana równolegle z przygotowaniem coq au vin – z zarzynaniem koguta włącznie. I właśnie tu pojawia się moje jedyne zastrzeżenie do pomysłów reżysera: rzeczonego koguta, jak i wcześniej krowę zabija się w "Kucharzach historii" na oczach widza.

"Kucharze historii" prowokują w sposób inteligentny, bez wskazywania nam, co o wojnie mamy myśleć. Dostarczają spojrzenia na wojskowość z dystansu – bez jednoznacznego poparcia dla nacjonalistycznych czy też pacyfistycznych idei.
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones