Recenzja filmu

Kung Fu Panda 4 (2024)
Mike Mitchell
Elżbieta Kopocińska
Jack Black
Awkwafina

Zejście smoka

Twórcy nazbyt chętnie odwołują się do wcześniejszych przygód Po i jeżeli ich celem było sklecenie składanki "the best of", to niestety zdarli płytę. 
Zejście smoka
Kung-fu można mieć zarówno w gotowaniu, jak i żonglowaniu. Przecież w wolnym tłumaczeniu oznacza ono nie tyle sztukę walki, co wypracowaną latami mozolnej praktyki umiejętność. Tymczasem minęła dekada z okładem od premiery pierwszej części przygód Smoczego Wojownika. Po drodze światło dzienne ujrzały dwa znakomite sequele i trzy zrobione na rympał serialowe spin-offy. Zdawać by się mogło, że po tylu próbach twórcy "Kung Fu Pandy 4" są gotowi, by przystąpić do egzaminu na czarny pas. Niestety, najnowsza odsłona perypetii wojowniczej pandy wcale nie jest popisem filmowego kung-fu, lecz wyścigiem w odcinaniu kuponów. 



W Dolinie Spokoju nigdy nie jest spokojnie. Po, legendarny wojownik, a zarazem nieco gapowata i nieprzeciętnie żarłoczna panda, przekonał się o tym nie raz. W swojej karierze zmierzył się z tabunem zakapiorów: od przerażającego Tai Lunga przez żądnego krwi Shena po szalonego Kaia. Tym razem bezpieczeństwu Chin zagraża władająca czarną magią Kameleona. Zajadła jaszczurka potrafi przybrać dowolną postać, co gorsza, wie, jak przejąć siłę i umiejętności dawnych mistrzów. Po będzie musiał nie tylko stawić czoła przeciwniczce znającej wszystkie sztuczki jego dotychczasowych wrogów, lecz także oswoić się z nową rolą – następcy Oogwaya, duchowego przywódcy Doliny Spokoju. W międzyczasie przyjdzie mu jeszcze wybrać kolejnego Smoczego Wojownika.    

"Kung Fu Panda 4" zaczyna się z wysokiego C, lecz im dalej w opowieść, tym łatwiej usłyszeć w niej fałsz. Odpowiedzialni za scenariusz całej tetralogii Jonathan Aibel i Glenn Berger od pierwszych minut zasypują nas nowinkami, ale nowe postacie, miejsca i wyzwania są zaledwie płaszczem, w który ubierają nie tyle elegancką fabułę, ile obdarty zlepek klisz. Animowany blockbuster Mike'a Mitchella (etatowego reżysera studia DreamWorks, a także osoby odpowiedzialnej za… "Boskiego żigolo") jest repetycją z poprzednich odsłon serii. Podobnie jak w dwójce Po przemierza zniewolone przez szwarccharakter miasto; identycznie jak w trójce wielki złol "wysysa" energię mistrzów kung-fu; wzorem całej trylogii wojownicza panda musi najpierw stoczyć walkę z samym sobą, aby móc stanąć w szranki ze złem na zewnątrz. Dość powiedzieć, że nawet gagom brakuje świeżości – nie mogło zabraknąć sceny z rozbiciem Urny Szepczących Wojowników. Twórcy nazbyt chętnie odwołują się do wcześniejszych przygód Po i jeżeli ich celem było sklecenie składanki "the best of", to niestety zdarli płytę. 



Poprzednie części sagi o kluskach i kung-fu obfitowały w umiejętnie poprowadzone i dojrzałe wątki. Wszak całą serię dałoby się wpisać w ramy opowieści o poszukiwaniu własnej tożsamości, dojrzewaniu do odpowiedzialności i konieczności wychodzenia naprzeciw własnym potrzebom. W "Kung Fu Pandzie 4" motywem przewodnim jest zmiana. To na niej opiera się moc Kameleony, to z nią związany jest dylemat niegdysiejszej złodziejki Zhen i w końcu to właśnie z nią pogodzić musi się Po, któremu przykazane zostało wejść w buty mistrza Oogwaya. Mimo że scenarzyści podchodzą do opisywanych wątków przygotowani i rozwiązują je w sposób nader kompetentny, poczucie wtórności zaburza radość z seansu. Trudno przejąć się rozterkami dobrodusznej pandy, skoro motyw zmiany – od kuchcika do wojownika, od ucznia do mistrza – wałkowany jest od pierwszej części. 

Siłą animowanej wuxii od DreamWorks zawsze była wesoła ferajna postaci. W "Kung Fu Pandzie 4" pierwsze skrzypce ponownie gra Po, a wtóruje mu Zhen, żyjąca na bakier z prawem bystra lisica. Towarzyszka Smoczego Wojownika wychowana została przez ulicę, a w życiu kieruje się trzema zasadami: ktoś zawsze musi ucierpieć, nigdy nikomu nie ufaj i nikogo nie obchodzą twoje uczucia. Mimo łotrzykowej fasady panda prędko dostrzega w Zhen dobrotliwość i furę potencjału. Dynamika między tą dwójką jest spoiwem opowieści, w której zmiana oznacza także otwarcie się przed drugim zwierzakiem (można sobie tu podstawić człowieka). Na drugim planie brylują z kolei draczni ojcowie Po – Ping oraz Li. Ich przekomarzanki są źródłem niejednego udanego dowcipu czy gagu, a ich nieoczywista relacja urozmaica zasadniczo konserwatywny świat "Kung Fu Pandy", balansując, nie bez ryzyka, na granicy queer codingu i baitingu. O ile poprzednie części przebojowej serii mogły się pochwalić mniej (Kai) lub bardziej (Shen i Tai Lung) zapadającymi w pamięć antagonistami, o tyle czwarta odsłona wypada na ich tle chorobliwie blado. Kameleonie nie pomoże nawet tembr Violi Davis, bo jej motywacje są błahe, a manieryzmy wyjęte żywcem z podręcznika kreskówkowego złoczyńcy.



"Kung Fu Panda 4" oferuje dużo tego samego. Dlatego film obfituje w widowiskowe, dynamiczne sceny bijatyk, w których kamera tańczy w rytm wyprowadzanych ciosów. Obraz urozmaicają pojedyncze wstawki z użyciem animacji 2D oraz wywołujące skojarzenia z konsolowymi naparzankami pokroju "Tekkena" czy "Mortal Kombat" split screeny. Mimo to trudno nie odnieść wrażenia, że konkurencja pogalopowała naprzód, tymczasem "Kung Fu Panda" drałuje w miejscu. Nie oczekuję bynajmniej, że wszystkie filmy animowane zaczną wyglądać jak "Spider-Man: Poprzez multiwersum" czy "Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany chaos", lecz sam DreamWorks pokazał w "Kocie w butach: Ostatnim życzeniu", że do pozornie skostniałych franczyz można wnieść polot i eksperymentatorstwo. 

Nie wiem, kto wyjdzie z seansu najnowszej odsłony przygód Po bardziej rozczarowany – miłośnicy serii czy przypadkowi widzowie. "Kung Fu Panda 4" bywa zabawna i widowiskowa, a zarazem przeraźliwie nudna oraz karygodnie wtórna i zachowawcza. Film Mitchella, Aibela i Bergera jest jak odgrzewane kluski. O ile można je zjeść bez nieprzyjemności, o tyle po szesnastu latach chciałoby się po prostu spróbować czegoś nowego. Może przyszła pora na sajgonki?     
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones