Recenzja filmu

Lulu (1990)
Bigas Luna
Francesca Neri

Perwesyjne bildungsroman

Jeśli o jakimś filmie Bigasa Luny można powiedzieć – prawdopodobnie niesprawiedliwie – że przedstawia szczyt jego (nie)artystycznych upodobań, to chyba właśnie o nakręconej w 1990 r. "Lulu". Film
Jeśli o jakimś filmie Bigasa Luny można powiedzieć – prawdopodobnie niesprawiedliwie – że przedstawia szczyt jego (nie)artystycznych upodobań, to chyba właśnie o nakręconej w 1990 r. "Lulu". Film na podstawie powieści Almudeny Grandes wydaje się leżeć na przecięciu dwóch faz twórczości hiszpańskiego reżysera – tej początkowej, mocno brudnej, ponurej i perwersyjnej, oraz tej późniejszej, która tematu dziwactw, perwersji i obsesji bynajmniej nie unika, ale jest w niej więcej bądź to ironii, bądź to pastiszu czy nawet melodramatyzmu. "Lulu" łączy jedno z drugim – sporo już w niej frywolności, a główni bohaterowie nie wydają się tak aspołeczni i zatopieni w sobie, jak chociażby zblazowane rodzeństwo z "Caniche" czy Leo z "Bilbao", z drugiej strony kulturowe peryferia, również w swych najmroczniejszych przejawach, nie są im obce.

Przede wszystkim zaś nie są obce głównej bohaterce, bo to film o Lulu (w tej roli Francesca Neri). Poznajemy ją jako nieletnią panienkę przebraną w szkolny mundurek, która tyleż nieśmiałym, co pożądliwym wzrokiem spogląda w stronę sporo starszego Pabla (Óscar Ladoire), przyjaciela jej brata. Sam Pablo bynajmniej nie jest obojętny na jej pensjonarskie wdzięki i bez skrupułów ją uwodzi, zabierając na koncert i pozbawiając dziewictwa, czemu zresztą towarzyszy wielce osobliwa scena golenia łona dziewczyny. Niebawem Pablo wyjeżdża do Ameryki i mogłoby się wydawać, że będzie to opowieść o zranionym młodzieńczym uczuciu, ale po powrocie dochodzi do kolejnych zbliżeń, które prowadzą do małżeństwa. Seks zdaje się wiązać na dobre i na złe dwoje ludzi, którzy przełamują kolejne granice, ale któregoś razu Pablo przesadza w figlach, nie pytając młodej żony o zgodę, i Lulu, w której dotychczasowe życie rozbudziło seksualny apetyt, zaczyna szukać wrażeń na własną rękę w "podziemnym" Madrycie. 

Jak widać, Luna centralnym punktem filmu uczynił seks, a rozwój i dojrzewanie kobiety połączył z jej seksualną ewolucją, właściwie przyjmując, że to ta sfera kształtuje osobowość bohaterki, trochę jak w "Nimfomance" von Triera, ale bez jawnej pornografii. W każdym razie Lulu poznajemy jeszcze jako niewinną i nieśmiałą panienkę, ale już gotową wypłynąć na szerokie wody erotycznych doznań. I rzeczywiście są to szerokie wody, bo w tym filmie będzie wszystko: od seksu oralnego przez analny, grupowy, kazirodczy, gejowski po sadomasochistyczny. Wprawdzie bez ostentacji w ukazywaniu aktów, szczególnie zaś genitaliów, ale z wystarczającą sugestywnością, by osoby wrażliwsze czy bardziej pruderyjne zniechęcić bądź zniesmaczyć. 

Mimo tej erotycznej bezkompromisowości nie da się powiedzieć, że Luna opowiada nam o tym z aprobatą, ba, od pewnego momentu aż nadto wyraźnie widzimy, że wspomniane szerokie wody stają się niebezpieczne i można w nich utonąć, innymi słowy, poszukiwanie kolejnych coraz silniejszych bodźców może mieć zgubne skutki – można się w nich zatracić. "Lulu" staje się przez to prawie opowieścią z morałem, co nawiasem mówiąc, łączy w pewnym sensie historię głównej bohaterki z historią jej imienniczki w słynnym dziele G.W. Pabsta – "Puszcze Pandory". Do samej relacji Pablo i tytułowej bohaterki też można mieć ambiwalentny stosunek, nosi ona bowiem znamiona tego, co dzisiaj określilibyśmy groomingiem. Mężczyzna wykorzystał pensjonarską naiwność dziewczyny i sprowadził ją poniekąd na niebezpieczną drogę.

Czy film jest więc beztroską afirmacją odkrywania sfery seksualnej i emancypacyjnym manifestem? Nie jest, ale też nie ma potrzeby zapędzać się za daleko w robieniu z niego moralitetu. Luna mógł widzieć ciemne strony erotycznych wojaży, ale ewidentnie lubił je pokazywać. Trzeba przy tym zaznaczyć, że tak mocne związanie rozwoju bohaterki ze sferą seksualną odbiło się na narracji filmu. Ta redukcja sprawia, że na całą historię patrzymy nieufanie, skok z udramatyzowanego erotyku w sensację i thriller nie wydaje się wszakże do końca wiarygodny, a postać Lulu jest jakby niepełna. Ciekawostką może być debiut Javiera Bardema – tutaj w drugoplanowej, ale wyrazistej roli – który w filmach Luny stał się prędko upostaciowieniem machismo. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?