Części przeklętej Maglownicy zostają poskładane przez szaleńca. Opętany przez maszyną staje się jej żywotną formą i dla niej dokonuje mordów. W miasteczku zaczynają ginąć ludzie, szaleniec wie,
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Części przeklętej Maglownicy zostają poskładane przez szaleńca. Opętany przez maszyną staje się jej żywotną formą i dla niej dokonuje mordów. W miasteczku zaczynają ginąć ludzie, szaleniec wie, że tylko zabijając innych zdoła uchronić siebie. Tak w skrócie wygląda fabuła drugiej części historii o morderczej "Maglownicy". Jakie wrażenia po seansie? Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, to sama fabuła tego filmu: nawiedzona Maglownica wywołała u mnie uśmiech na twarzy. Pomyślałam: "Pięknie, no to mam kolejną bajkę...". Dużo się nie pomyliłam. Mamy tu bajkę jakich mało, a może niestety - jakich coraz więcej na rynku, podpisanych mianem "Kina Grozy". Co nam serwuje ponad 80 minutowy film? Ano serwuje nam kino gore, niestety w miernej wersji. Znajdzie się tu wszystko, co może oferować kiepskie kino dla znudzonych i niewymagających widzów: od "akcji", która ciągnie się jak flaki z olejem, smęcące i tandetne dialogi oraz brak logiczności w większości scenach, jak np. facet, który dosłownie na oczach sąsiada porywa nieszczęsną kobietę, po dość głośnej szamotaninie w ogrodzie. A obok mężczyzna spokojnie sobie kosi trawę... Morderca uderza swoje ofiary młotkiem w sposób, w którym ja przybijam gwoździk do ściany... Mamy dziwaczny dom zbryzgany krwią, mnóstwo krzyku i pisku biednych ofiar szaleńca, który z apetytem posiłkuje się "zupą" z krwi... No, litości! Sama postać szaleńca opętanego przez morderczą maszynę, wywołała u mnie nie tyle uczucie grozy, co wręcz irytację. Jego zachowanie, sposób bycia - mdłości. Nawet same sceny morderstw nie mają w sobie żadnego napięcia, grozy. Zero dreszczyku, nie mówiąc już o zaciekawieniu. Jak to bywa w wielu podobnych produkcjach - z góry możemy przewidzieć, co stanie się za chwilę. Jakby tego było mało - o pomstę do nieba woła także muzyka. Chaotyczna i nieadekwatna do danej sytuacji. Na szczęście muzyki tu jak na lekarstwo, a więc zaoszczędzi nam to kolejnych cierpień podczas oglądania "Maglownicy - Odrodzenia". Aż trudno uwierzyć, że film powstał w oparciu o opowiadanie S. Kinga. Chociaż, o ile do samych opowiadań czy powieści tego autora nie mam nic przeciwko, o tyle z doświadczenia wiem, że produkcje filmowe, z reguły nie są górnych lotów i okazują się, delikatnie mówiąc, mało interesujące. Tak więc, odradzam ten film miłośnikom horrorów, dla których napięcie i groza czy też zwały logiczność sytuacji wgniatają w fotel i sprawiają, że ciarki po ciele przechodzą. Ta produkcja to nuda, nuda i jeszcze raz nuda! Na długie, sobotnie i zimowe wieczory film ten nie nadaje się kompletnie. Już wolałabym iść do kina na... "Świadka koronnego". Nie polecam. Szkoda czasu.