Recenzja filmu

Niżyński (2001)
Paul Cox
Derek Jacobi
Chris Haywood

Taniec ze zmysłami

Przyznaję się bez bicia, że nie potrafię tańczyć. 
Przyznaję się bez bicia, że nie potrafię tańczyć. Zawsze stroniłem od tej aktywności z uwagi na wrodzoną niechęć do zwracania na siebie uwagi. Krótko mówiąc, uważam, że nie wyglądam wtedy korzystnie. Taniec zdaje się niezręczną czynnością. W kwestii tej podzielam zdanie H.P. Lovecrafta, autora słów mówiących, że tańczą jedynie ludzie pijani lub niespełna rozumu. Na szczęście część z tych ludzi istniało, by raczyć nas swoimi popisami. Zawodowi tancerze to osoby, które można jak najbardziej podziwiać. Imponują oni swoją kondycją i tężyzną fizyczną połączoną z wdziękiem. Taniec może być jak najbardziej sposobem na wyrażanie siebie, stanowiąc najdoskonalszą formę ekspresji. Ci, którzy są w tym mistrzami, przechodzą do historii, stając się prawdziwymi ikonami. Jedną z takich osób był Wacław Niżyński. Ten rosyjski tancerz polskiego pochodzenia triumfy święcił w na początku XX wieku. Mimo upływu stulecia nadal pozostaje on wzorem dla nowych pokoleń baletmistrzów. Uważany jest za jednego z najlepszych i najważniejszych tancerzy w historii. Jego kariera przerwana została przez chorobę umysłową. Resztę życia spędził na pisaniu pamiętników.

To właśnie dzienniki Niżyńskiego posłużyły za kanwę do nakręcenia filmu o jego burzliwym życiu. Zadania tego podjął się holenderski reżyser Paul Cox. Efektem jego starań jest "Niżyński", międzynarodowa produkcja z 2001 roku. Obraz ten opowiada o życiu artysty, bazując na wspomnieniach spisanych przez niego samego. Śledzimy zatem losy artysty jego własnymi oczami. Poświęca on sporo czasu na relacje ze swym otoczeniem. Poznajemy kulisy jego związków z najbliższą rodziną w postaci matki oraz z innymi kobietami, w tym jego żoną. Sporą część zajmują także szczegóły znajomości z Siergiejem Diagilewem (Kevin Lucas), który był znanym impresario baletowym. Oprócz tego znaczącą część zajmuję także obserwacje Niżyńskiego na temat wielu aspektów codziennego życia. Możemy poznać wiele jego poglądów od stosunku do jedzenia mięsa po wojnę. Można pokusić się o stwierdzenie, że momentami wywody baletmistrza nabierają głęboko filozoficznego znaczenia. Niestety losy jego mają słodko-gorzki posmak, jako że ostatnie trzydzieści lat spędził on na leczenie w różnych zakładach zamkniętych. W 1919 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię i od tego czasu nie wystąpił już publicznie ani razu.

Sposób ukazania owego potoku myśli stanowił największe wyzwanie dla twórców. Słyszy się czasem, że pewne dzieła literackie są wręcz niemożliwe do ukazania na ekranie. Pamiętniki Niżyńskiego na pewno mogą podchodzić pod tę kategorię. Jak bowiem za pomocą kamery pokazać subiektywne odczucia, emocje i myśli człowieka, żyjącego prawie sto lat wcześniej, w dodatku popadającego w chorobę psychiczną? Reżyser jednak znalazł na to sposób. Z pomysłem nakręcenia filmu o tancerzu nosił się wiele lat, a zakiełkował on w jego głowie, gdy usłyszał ich fragmenty czytane w radiu. W przypadku swojego filmu posłużył się podobną techniką, a mianowicie wykorzystał głos narratora, aby przekazać treści zawarte we wspomnieniach Niżyńskiego. Funkcję tą pełnił brytyjski aktor Derek Jacobi, znany ze swego klasycznego doświadczenia oraz charakterystycznego głosu. Tłem natomiast do czytanych słów stały się sceny z życia baletmistrza, przeplecione z różnego rodzaju wizualnymi impresjami. Ich trzon stanowią taneczne układy, które symbolizować mają emocje, jakimi targany był bohater opowieści. Czyni to z obrazu Coxa pozycję nietypową i różniąca się znaczącą od większości produkcji, z jakimi mamy do czynienia na co dzień. Jest to intrygująca wyprawa, wgłąb ludzkiego umysłu i świata sztuki na najwyższym poziomie. Geniusz ten jest jednak obarczony mentalnym cierpieniem, uwydatniając kruchość ludzkiego umysłu.

"Niżyński" to dzieło awangardowe. Łamie wszelkie zasady kręcenia filmów, zwłaszcza tych biograficznych. Skupia się nie tyle na ukazaniu konkretnych wydarzeń z życia bohatera, a na oddaniu jego ducha. Twórcy położyli nacisk na artystyczną wizualizację myśli tancerza, rezygnując całkowicie z wszelkich dialogów i fabularnych ekspozycji. Zasiadając do seansu filmu, należy nastawić się na pełną symboli i metafor podróż, opierającą się na grze słów i obrazów. Jest to pozycja wymagająca skupienia uwagi zarówno na stronie wizualnej, jak i nawet w większym stopniu na mowie. Spod ręki reżysera wyszedł produkt, który służyć może jako idealny przykład sytuacji, w której forma równa się treści. To ona właśnie określa istotę filmu. Śmiało można stwierdzić, że Cox podołał zadaniu, tworząc spójne i inspirujące dzieło o artyście w człowieku i człowieku w artyście.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Niżyński
Trudno nazwać "Niżyńskiego" filmem. Dla mnie jest to rodzaj wizualnej ilustracji do czytanych na głos... czytaj więcej