Charlie Chaplin wiedział, co to bieda. Wychowany w Londynie przełomu wieku, sam na własnej skórze jej doświadczył. Musiał od najmłodszych lat radzić sobie z przeciwnościami. Z utratą ojca i
Charlie Chaplin wiedział, co to bieda. Wychowany w Londynie przełomu wieku, sam na własnej skórze jej doświadczył. Musiał od najmłodszych lat radzić sobie z przeciwnościami. Z utratą ojca i postępującą chorobą matki. Dzięki talentowi, pracowitości i szczęściu – już w Ameryce – nie musiał martwić się o przyszłość. Nigdy nie zapomniał skąd pochodzi. Rola biednego trampa, którą grał w swoim filmowym uniwersum, tego dowodzi. Zyskał sobie sympatię rzesz Amerykanów, w większości takich samych imigrantów co on. Mimo zdobycia fortuny i zostania jednym z najbardziej wpływowych ludzi świata, nigdy nie zrezygnował w swoich filmach z przedstawienia ekonomicznego i społecznego wykluczenia.
Ale czasy się zmieniły. Minął kryzys lat 30, Stany Zjednoczone zostały po wojnie światowym liderem. Ludziom zaczęło żyć się lepiej. Pozostali jednak konserwatywni. Etyka chrześcijańska, zwłaszcza protestancka, nadal dużo znaczyła dla wielu. Lata 40. XX w. to też paranoiczny strach przed komunizmem. Wywrotowych idei szukano w środowiskach naturalnie progresywistycznych, takich jak intelektualiści i artyści. I takie też znaleziono w filach Chaplina z lat 30. Jawna krytyka kapitalizmu w "Dzisiejszych czasach" oraz pełne pasji przemówienie pokojowe o równości wszystkich ludzi kończące "Dyktatora", mogły być odczytany jako pochwała komunizmu. Także poza filmem Chaplin wypowiadał się o ZSRR z sympatią, chwaląc nawet czystki (!!!), jakich tam się dopuszczano. Autorytet komika zbladł też za sprawą skandali obyczajowych, których dopuszczał się już od lat 20, czyli przede wszystkim romansów z bardzo młodymi kobietami. W połowie lat czterdziestych opinią społeczną wstrząsnął proces wytoczony Chaplinowi o ojcostwo.
W takiej atmosferze zabrał się za tworzenie nowego filmu o seryjnym mordercy kobiet. Niewątpliwie zagrał tym pomysłem na purytańskiej moralności Ameryki oraz kobietach, przez które miał kłopoty. Jakże to był inny film od tych, którymi zdobył podziw świata. Nie ma już "małego człowieczka", zagubionego, pociesznego, ale tez lekko złośliwego, który jednak nie przekracza pewnych granic. Teraz pojawił się, co prawda dżentelmeński, ale bezwzględny morderca. Słowa, jakie Chaplin wkłada w usta pana Verdoux pełne są żalu i cynizmu do świata, do kobiet.
Stojąc przed sądem, wygłasza perorę do nas, do całego świata:
– Czyż świat nie zachęca nas do zabijania ludzi? Czy nie produkuje broni masowej zagłady? Wysadza w powietrze niewinne kobiety i małe dzieci? I to z naukową dokładnością. W porównaniu z tym, ja jestem zwykłym amatorem.
Potem w celi śmierci zapytany przez dziennikarza, czy jego zbrodnie się opłaciły, stwierdza: – Nie. Nie na małą skalę. – Co chcesz przez to powiedzieć? – Aby osiągnąć sukces, trzeba być dobrze zorganizowanym
I dalej: – Rabowałeś i mordowałeś ludzi. – To był interes. – Inni nie prowadzą tak interesów. – Niejedna wielka firma tak postępuje. Wojny, konflikt zbrojny, to wszystko interes. Jedno morderstwo czyni z ciebie złoczyńcę, miliony – bohatera. Masowe zbrodnie są odpuszczane.
Zabawne, że ostatnie słowa brzmią łudząco podobnie do powiedzenia przypisywanemu Józefowi Stalinowi (o, którym Chaplin wypowiadał się z podziwem).
"Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka".
Porównanie masowych mordów do prowadzenia firmy, musiało wtedy szokować. Kapitalizm, wzrost gospodarczy, przedsiębiorczość, pieniądz, to był bożek, któremu trzeba było oddawać cześć. Chaplin miał jednak świadomość ciemnych stron działalności gospodarczej i próbował w swoich filmach zadawać pytania. Nie wszyscy chcieli już go słuchać.
Pan Verdoux nie widzi w sobie winy. Miał szlachetny powód. Zarobić na utrzymanie rodziny w trudnych czasach, w jakikolwiek sposób. Przecież żadna praca nie hańbi, a cel uświęca środki.
To nie mogło się spodobać Amerykanom. Jeszcze nie nadeszły czasy podziwu dla zła, dla zniewalających nas swoim "urokiem" morderców z "przesłaniem", którymi karmi się popkultura.