Recenzja filmu

Paranormal Activity: Naznaczeni (2013)
Christopher Landon
Andrew Jacobs
Jorge Diaz

Pobite gary

O ile horrorowi nie można wybaczyć braku napięcia, o tyle można by przemilczeć niedostatki logiki. Problem w tym, że nielogiczność jest tu jedyną zasadą. Landon mnoży nonsensy, zupełnie nie
Piętrzące się absurdy i warsztatowa niedoskonałość w "Paranormal Activity: Naznaczeni" są elementem reżyserskiej strategii. Film Christophera Landona, który jest stałym scenarzystą "paranormalnej" serii, ani przez moment nie trzyma w napięciu. Zamiast mrozić krew w żyłach, wywołuje zażenowanie.  

Landon usiłuje skopiować narracyjny schemat, który zapewnił "Paranormal Activity" finansowy sukces. Zaczyna się więc długą, żmudną ekspozycją, która ma uśpić uwagę widzów. Po niej  powinno nastąpić mocne uderzenie. Ale u Landona próżno go wyglądać. Akcja toczy się od grepsu do grepsu, jeden wygłup nastoletnich chłopców poprzedza kolejny ich wspólny wyczyn. Jak w podrzędnej komedii o licealistach. Nie ma tu napięcia, brakuje też sensu. Jest za to zestaw zgranych rekwizytów i chwyty znane z dziesiątków horrorów.



Mamy więc tajemniczą dziwaczkę z sąsiedztwa, wiedźmy, okultyzm i opętaną zabawkę. Są gangsterzy z shotgunami walczący z sabatem czarownic, są dziewczynki w białych podomkach i z bielmem na oku, jest dwóch kumpli-idiotów, no i koleżanka, która im towarzyszy z niejasnych powodów. Brakuje tylko napięcia i sensu. Zwłaszcza brak pierwszego jest niewybaczalny. Landon nie panuje nad emocjami publiki, a jedynym sposobem na wyrwanie z marazmu są szybkie szwenki i montażowe cięcia.

O ile horrorowi nie można wybaczyć braku napięcia, o tyle można by przemilczeć niedostatki logiki. Problem w tym, że nielogiczność jest tu jedyną zasadą. Landon mnoży nonsensy, zupełnie nie szanując swojej publiczności. Wszystko byłoby dobrze, gdyby obie strony w zbliżonym stopniu bawiły się stworzonym przez niego ekranowym spektaklem. Tymczasem na "Paranormal…" bawić się nie sposób. Zamiast kibicować nieszczęsnym bohaterom, przez większość czasu zaciskamy kciuki, by jak najszybciej padli ofiarami opętanych zjaw i skończyli swoją i naszą niedolę.



W "Paranormal Activity: Naznaczeni" frajdę ma chyba tylko jedna osoba – operator Gonzalo Amat. Przez osiemdziesiąt minut urządza tu sobie artystyczne ćwiczenia, stylizując obraz na domowe wideo i cały czas podążając za swym bohaterem. Szkoda, że pozostali twórcy (głównie aktorzy) nie potrafią się zdobyć na podobną rzetelność.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwsze "Paranormal Activity" zrewolucjonizowało gatunek horrorów. Nakręcony małym nakładem finansowym,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones