Recenzja filmu

Pieśń buntu (2012)
Paweł Narożnik

Co za dużo, to niezdrowo

Paweł Narożnik zadebiutował w roku 2006 dramatem "Dzisiaj jest piątek". Film okazał się klapą zarówno pod kątem artystycznym, jak i komercyjnym. Nic zatem dziwnego, że reżyser na swoją kolejną
Paweł Narożnik zadebiutował w roku 2006 dramatem "Dzisiaj jest piątek". Film okazał się klapą zarówno pod kątem artystycznym, jak i komercyjnym. Nic zatem dziwnego, że reżyser na swoją kolejną szansę musiał długo czekać. Po sześciu latach milczenia nakręcił następne dzieło, dokument "Pieśń buntu". Czy po długiej przerwie twórca wykazał się większą sprawnością realizacyjną? Tak, chociaż trudno tu mówić o rewolucji.

Największą wadą dzieła jest brak jednego wyraźnego tematu. W najpłytszym wymiarze jest nim istniejący od 2010 r. zespół R.U.T.A., czyli grupa muzyków grających na punkową modłę pieśni folkowe z mniej lub bardziej odległej przeszłości. Nie ograniczają się oni do dawania koncertów, lecz angażują się również w akcje społeczne takie jak obrona mieszkańców squatów przed usiłującymi wyeksmitować ich przedstawicielami władzy.

W pewnym stopniu jest to również opowieść o historii polskiego punka. Przywołanych zostaje kilka ważnych rodzimych kapel z lat osiemdziesiątych (Dezerter, Moskwa). Inaczej niż miało to miejsce na Zachodzie, buntownicy z naszej części Europy mieli przeciwko sobie rozrośnięty i sprawny aparat represji z brutalną milicją, Służbą Bezpieczeństwa i niesamodzielnymi, surowymi sądami. Znajdowało to przełożenie na teksty, zdecydowanie bardziej polityczne i ostrzej antysystemowe niż miało to miejsce w przypadku Sex Pistols, The Clash i The Ramones.

Szersze omówienie źródeł inspiracji zespołu R.U.T.A. prowadzi także do refleksji nad charakterem polskiej kultury ludowej. Muzycy sięgają do pochodzących nawet z XVI wieku pieśni, w których chłopi skarżyli się na istniejący feudalny porządek społeczny, grożąc panom buntem. Szczególnie ciekawy jest wątek tradycyjnego ludowego antyklerykalizmu, będącego reakcją na obżarstwo i lubieżność księży.

Druga połowa filmu znacząco różni się od pierwszej. Oto bowiem w centrum uwagi reżysera znajduje się Białoruś (skąd wywodzi się dwoje członków zespołu), walcząca o demokrację, opierająca się rusyfikacyjnym zabiegom władz.

Wszystkie te płaszczyzny razem budują pokrewieństwo między szesnastowiecznym chłopem, nie posiadającym jeszcze świadomości narodowej, Polakami żyjącymi w PRL a dzisiejszymi Białorusinami. Paweł Narożnik pokazuje też widzom, że i nasza wolność jest tylko pozorem w świecie, w którym o losie jednostki decyduje nie tyle talent i pracowitość, co zasobność portfela i przynależność do odpowiedniej politycznej kasty.

Niestety powyższe elementy przeplatają się ze sobą w sposób chaotyczny. Co gorsza, przetykane są rozpraszającymi uwagę scenami takimi jak nagrywanie piosenek w studiu czy samodzielna produkcja bębnów dla zespołu. Widać tu niezdecydowanie reżysera, czy chce robić film o muzyce, czy o rzeczywistości społecznej, jaka ją zrodziła. W dodatku wielość wątków w połączeniu ze stosunkowo niedługim czasem trwania sprawia, że są one potraktowane bardzo powierzchownie. Wady te nie są wprawdzie na tyle poważne, żeby całkiem pozbawić "Pieśń buntu" wartości. Trudno jednak traktować ją inaczej niż jako roboczy szkic, któremu zabrakło solidnego wykończenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones