Recenzja filmu

Prawdziwe życie aniołów (2022)
Artur W. Baron
Krzysztof Globisz
Kinga Preis

Człowiek też anioł

Anioł Giordano zwykł mawiać, że "anioł też człowiek". Natomiast bohaterowie "Prawdziwego życia aniołów" udowadniają tezę odwrotną, że człowiek też niekiedy bywa aniołem. I jest nim nie tylko
Człowiek też anioł
Bez wątpienia najpopularniejszą rolą Krzysztofa Globisza jest anioł Giordano, który przypadkowo zawędrował z nieba do Krakowa. Może właśnie dlatego to akurat reżyser "Anioła w Krakowie" postanowił opowiedzieć o doświadczeniu walki aktora z chorobą. Jednocześnie Artur W. Baron stworzył swojego rodzaju kontynuację przeboju sprzed lat. Tym razem jednak to nie Globisz wciela się w rolę anioła. To odgrywana przez niego postać potrzebuje pomocy niebiańskiej istoty. 


I choć brzmi to szalenie pretensjonalnie, wcale takie nie jest. "Prawdziwe życie aniołów" z łatwością mogłoby się osunąć w wyciskacz łez eksploatujący ludzką tragedię albo w naiwną przypowieść podszytą ludowym katolicyzmem. Niejednokrotnie jest tego blisko. Wydaje się kilka razy, że film nie ma do zaproponowania nic poza sztampą opowieści o chorobie i rekonwalescencji, że za łatwo sięga po tischnerowski realizm magiczny, że baśniowa krakowszczyzna znana z wcześniejszych filmów Barona całkowicie pochłonie projekt. I za każdy razem jakoś ostatkiem sił reżyser omija te wszystkie zagrożenia. Wydaje się, że nie udałoby się to, gdyby nie konkret zmagającego się z afazją aktora, którego obecność na ekranie zaświadcza o dobrych intencjach twórców i zwyczajnie staje się dowodem autentyczności opowiadanej historii. Nawet jeśli o jeden piękny widok gór czy jedną złotą myśl jest tu za dużo.

Czy można lepiej uhonorować aktora, niż dać mu grać? Chyba nie. I właśnie tą drogą postanowił podążyć Baron, starając się docenić zmagania z własnym ciałem jego ulubionego aktora. Choć rola, którą powierzył Globiszowi, wcale nie jest pierwszoplanowa, bo ta przypadła Kindze Preis, wcielającej się w żonę aktora Adama, który doznaje udaru. Tak, w filmie Krzysztof jest Adamem, ale cała reszta się zgadza – nawet żona Globisza – Agnieszka – zachowała na ekranie swoje imię. Oczywiście jest też kilka innych zmian względem rzeczywistości. Gdy Adam trafia do szpitala, jego alter ego ląduje w górskim domku, otoczonym niebiańsko białym puchem śniegu. Tam spotyka znajomych, którzy jednocześnie odwiedzają jego unieruchomione ciało w szpitalu. W domku znajduje się również wiecznie włączony telewizor z zapętloną sceną z "Anioła w Krakowie", w której Giordano recytuje wiersz o potędze miłości. Górska chata to metafizyczny azyl, miejsce wolności umysłu mężczyzny uwięzionego w sparaliżowanym ciele. Coś na kształt przedsionka nieba, z którego niegdyś Giordano przybył na Ziemię.  


Na szczęście Baron nie sili się na więcej metafor czy bardziej rozbudowaną niebiańską symbolikę. Co prawda oddaje Tischnerowi co tischnerowskie, sprawiedliwości podhalańskiemu mistycyzmowi staje się również zadość, ale główna akcja koncentruje się na chorobie, rekonwalescencji, trudzie rehabilitacji i zmaganiach rodziny z nową sytuacją. Najważniejsza jednak pozostaje żona – w tej historii odgrywająca rolę anioła, który nie odpuszcza, walczy i zaciska zęby. Film jest jej zadedykowany. Posiada wręcz formułę hołdu – złożonego nie tylko jej personalnie, ale wszystkim osobom toczącym podobną walkę. I choć nietrudno docenić jej trud, współodczuwać z nią i razem z nią trzymać kciuki za powodzenie terapii, to – niestety – rola Preis jest zbudowana w taki sposób, że ani na moment nie zbacza z kolein konwencji i psychologicznej sztampy. Jej postać jest kalką wszystkich podobnych bohaterek, które oddają siebie mężom, żonom, ukochanym, walcząc o ich zdrowie, godność i chęć do życia.   

Znacznie ciekawszy pomysł Baron miał na rolę Adama. Przede wszystkim obsadzenie Globisza sprawiło, że historia otrzymuje głębię autentycznych losów aktora. Powraca on do wydarzeń ze swojego życia i robi pewnego rodzaju rekonstrukcję, by nadać własnej przeszłości odpowiedni kontekst. Ale Adam to nie tylko Krzysztof, to połączenie historii choroby Globisza z jego scenicznym wizerunkiem, branżową legendą i aktorskimi rolami, na czele – rzecz jasna – z aniołem Giordanem. 


Film zaczyna się od kwestionariusza. Krzysztof/Adam odpowiada w nim na ostateczne pytania: czym jest dla ciebie piekło?; co daje sława?; jakbyś chciał, żeby ludzie cię zapamiętali? Jego odpowiedzi nabierają nowych znaczeń w kontekście choroby. Ukonkretniają się, zostają poddane testowi, w jakiś dziwaczny sposób wypełniają się. Proroczo brzmią również jego niegdysiejsze wypowiedzi na temat afazji, która aktora ponoć fascynowała długo przed własnym doświadczeniem. Te odpryski osobowości Globisza, rozsypane po filmie o fikcyjnym Adamie, komplikują ekranową postać, jednocześnie pozwalając lepiej zrozumieć pierwowzór. A Baron wcale nie ma zamiaru stawiać swojego aktora na piedestał, nie chce wyciskać łatwych łez, nie stwarza ikony. Wręcz przeciwnie – pokazuje skonfliktowanego z nim syna, wskazuje na trudną relację z żoną, nie zawsze najlepsze prowadzenie się. Tym ciekawszą postać kreuje. Bez względu na to, jak blisko jej do autentycznej osoby Globisza.

Anioł Giordano zwykł mawiać, że "anioł też człowiek". Natomiast bohaterowie "Prawdziwego życia aniołów" udowadniają tezę odwrotną, że człowiek też niekiedy bywa aniołem. I jest nim nie tylko poświęcająca się dla męża żona, ale także stary kumpel, który pamiętał o koledze i dał mu do zagrania rolę na miarę jego talentu. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones