Recenzja filmu

Przeszłość (2013)
Asghar Farhadi
Bérénice Bejo
Ali Mosaffa

Kino Wielkich Pytań

Najnowszy film Farhadiego porusza wszystkie właściwe struny i naprawdę imponuje. Pokazywać codzienność w taki sposób, bez wywołania efektu znudzenia czy pretensjonalności to duża sztuka. Sprawić,
Tuż przed seansem "Przeszłości" dowiedziałam się, że doskonały polski reżyser, Krzysztof Kieślowski umarł rozczarowany stanem kina. Twierdził, że filmy, które zadawały te wielkie i najważniejsze pytania przeminęły, odeszły w zapomnienie i wszystko idzie w kierunku prostej bądź pustej i popcornowej rozrywki. Bardzo więc szkoda, że nie dożył do czasu objawienia się talentu Farhadiego, który właśnie wydaje się być spadkobiercą kina, za którym tęsknił Kieślowski.

"Przeszłość" to film o codzienności. Wszystko rozgrywa się pomiędzy kilkoma bohaterami, a forma jest prosta jak drut, po to by wyeksponować to, co najważniejsze, czyli treść. A treściowo ten film jest jak królicza nora. Bez dna. Warstwa skryta za warstwą, ukrywająca się pod kolejną warstwą. Jak matrioszki. Gdy już się wydaje, że coś wiemy, że coś rozumiemy... bach! Zwrot akcji, nowe informacje, as z rękawa. Postrzeganie bohaterów i ich postaw zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Farhadi robi to kilkakrotnie. Nie pozwala przyzwyczaić widza do jednego punktu widzenia, do jednej opinii. Każe myśleć! Nie ma łatwych odpowiedzi na trudne pytania, co więcej, czasem nie ma ich w ogóle. Narracja jest zbudowana na słowie i na geście, ciągła zmiana stron sprawia, że utrzymane jest pełne napięcie i przez film kroczy się równo z bohaterami, ani na chwilę nie zwalniając.

Farhadi nie tworzy żadnych moralitetów, nie pozwala na to, by łatwo było przesądzić o czyjejś winie czy niewinności. Trzeba nadążać za jego bohaterami i zmieniającą się sytuacją na ekranie. Zatrzymanie na chwilę grozi stratą minut, które są napęczniałe od treści, emocji i przekazu. Każde słowo ma znaczenie, każdy gest ma znaczenie. Wszystko razem składa się na dopracowaną całość.

Doskonały jest sposób, w jaki Farhadi prowadzi swoich aktorów. Z rzadko spotykaną wrażliwością, delikatnie, jakby byli na niewidzialnej nitce pociąganej w odpowiednich momentach przez swojego lalkarza. Wydobywa z nich wszystko, co najlepsze. Emocje można spijać z ich twarzy, gestów, ruchów ciała. Nie ma tu żadnych niepotrzebnych szarży, żadnej ucieczki w słowa. Każdy z nich gra całym sobą od początku do końca.

Dla Farhadiego niesamowicie ważne są kwestie etyczne, to jest kamień węgielny jego filmu, fundament na którym buduje wszystko inne. Nieustannie zadaje pytania, wypowiadane ustami jego bohaterów, nieustannie poszukuje odpowiedzi, które wcale nie nadchodzą. Nawet jeśli się to zdarza, to wcale nie są takie jakich by się oczekiwało. Dylematy moralne ukazane są na naszych oczach, ale Farhadi zdjął je z piedestału i oczyścił z patosu, pozwalając im się rozgrywać w problemach dnia codziennego. Dzięki temu brzmią one odpowiednio głośno i odpowiednio ważnie. Bez całej patetycznej i niepotrzebnie zdobniczej otoczki, widz nie ma się gdzie schować. Pytania padają zadawane prosto w oczy, sprawiają, że trzeba wystąpić z szeregu, wymagają wyjścia poza bezpieczne granice. Jak pisałam wyżej, siłą zmuszają do myślenia.

Jest tylko jedna wpadka i jeden element, który w "Przeszłości" nie tylko nie pasuje, ale także drażni. Niestety, ważny element, zakłócający odbiór całości. To ostatnia scena filmu, która jest zupełnie zbędna. Unosi bowiem kurtynę, która powinna do końca być opuszczona, niszczy subtelność i dopowiada coś, co powinno być niedopowiedziane. Byłam wręcz niemiło zaskoczona, nie mogąc uwierzyć, że ten geniusz odpowiedzialny za całość, pokusił się o tak tani chwyt. Wygląda to tak, jakby Farhadi nie mógł się powstrzymać, jakby chciał koniecznie powiedzieć coś głośno i dobitnie. Niepotrzebnie. Już wcześniej wszystko zostało powiedziane. Po cichu, ale naprawdę bardzo wyraźnie.

Chciałabym, żeby "Przeszłość" tej sceny nie miała, chciałabym film obejrzeć bez wiedzy, że tam na końcu czai się ona zdradziecko. Teraz już za późno i pierwszego wrażenia nie da się zmienić, ale fakt faktem - najnowszy film Farhadiego porusza wszystkie właściwe struny i naprawdę imponuje. Pokazywać codzienność w taki sposób, bez wywołania efektu znudzenia czy pretensjonalności to duża sztuka. Sprawić, by to miało znamiona prawdziwości, a całkowicie uniknąć przeintelektualizowania to sztuka jeszcze większa. Dzieło prawie kompletne.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Asghar Farhadi jest jednym z nielicznych prawdziwych mistrzów współczesnego kina. Udowodnił to ponad... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones