Recenzja filmu

Różowa Pantera (2006)
Shawn Levy
Steve Martin
Kevin Kline

Teksańska masakra...

Nie! Tak zdecydowanie się nie robi. Nowa <b>"<a href="http://rozowa.pantera.filmweb.pl/" class="n">Różowa pantera</a>"</b> jest nieśmieszna, źle napisana i okropnie pomyślana. Oto najlepszy
Nie! Tak zdecydowanie się nie robi. Nowa "Różowa pantera" jest nieśmieszna, źle napisana i okropnie pomyślana. Oto najlepszy przykład tego, jak można zniszczyć dobre wspomnienie. Amerykanie powinni mieć ustawowy zakaz dotykania się do europejskich filmów. Powstała w 1963 roku pierwsza "Różowa pantera" była początkiem jednej z najciekawszych serii komediowych w historii filmu. Bohaterem był mocno gapowaty inspektor Clouseau, którego zadaniem było upilnowanie cennego diamentu, tytułowej Różowej pantery, przed kradzieżą. Inspektor rzecz jasna diamentu nie upilnował, co powodowało całą serię przezabawnych sytuacji. Z czasem seria obniżała swoje loty. Dość powiedzieć, że ostatnia część oryginalnego cyklu powstała dwa lata po śmierci odtwarzającego główną role Petera Sellersa. Przygotowano ją montując fragmenty poprzednich filmów. Dosłowne odgrzewanie starego materiału nie brzmi dobrze. W 1993 roku próbowano jeszcze wskrzesić serię kręcąc "Syna różowej pantery" z Roberto Begninim w roli głównej. Obraz został skrytykowany przez fanów i w ten sposób filmowcy porzucili serię na kilkanaście lat. Teraz postanowiono reanimować ją raz jeszcze. Niestety. Nowa "Różowa pantera" została pomyślana jako wstęp do dawnej serii. Idąc do kina poznamy więc początkującego funkcjonariusza la sécurité publique, który z miejsca zostaje rzucony na głęboką wodę. Ma rozwiązać tajemnicę śmierci idola całej Francji - trenera piłkarskiej reprezentacji narodowej. Żandarm Clouseau jedzie więc do Paryża. Kurtyna w górę! Tak zaczynają się 93 minuty drogi przez mękę. Nowej wersji nie można nazwać inaczej, jak kolosalnym nieporozumieniem. Film został najwyraźniej przystosowany do poczucia humoru przeciętnego Amerykanina, który myśli, że to jankesi odkryli Europę, a pierdnięcie jest najlepszym sposobem na rozbawienie znajomych. Dokładnie taki rodzaj humoru przygotowali nam scenarzyści. Dzięki temu mamy wątpliwą przyjemność oglądania serii gagów kolejno złożonych z przewracającej się staruszki, dziadka rozbijającego się "podkręconym" wózkiem inwalidzkim i znakomitego na każdą okazję puszczania bąków. Przyznam szczerze, że sam nie wiem, dlaczego zostałem w kinie aż do napisów końcowych. Chyba, przez złudną nadzieję, że film jakoś się uratuje. Niestety. Nie udało się. Komedia stała się dramatem, a siedzenie w kinie tragedią. Grający główną rolę Steve Martin jest zupełnie innym typem aktora niż Peter Sellers. Martin postanowił znaleźć swój przepis na zagranie roli Clouseau. Przybrał więc odpowiednią postawę i zaczął używać pseudofrancuskiego akcentu. To ostatnie wyszło mu akurat najlepiej. Resztę można określić jako żenującą próbę bycia śmiesznym. Tak jest drodzy czytelnicy. Steve Martin wrócił i znów próbuje być śmieszny. Film nie ma wiele wspólnego z oryginałem. Poznajemy nowych bohaterów, a starzy zostali zupełnie pozmieniani. Wielbiciele oryginału będą szczerze zawiedzeni po wyjściu z kina. Ostrzeżenia jednak zdają się na nic, bo widzowie za oceanem już ustawiają w kolejkach do kin. Obawiam się więc, że w Europie nie będzie inaczej. Tych, którzy jednak zdecydują się na pójście do kina, przyciągnie zapewne legenda pierwowzoru. Innych zachęci obsada składająca się ze Steve'a Martina, Kevina Kline'a, Jasona Stathama i Jeana Reno. Znajdą się być może i tacy, których zwabi uroda Beyonce Knowles. Tych wszystkich ostrzegam, by nie ulegali pokusie. Lepiej, żeby Różowa pantera kojarzyła Wam się z czymś przyjemnym. Kurtyna w dół.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po przejrzeniu kilku statystyk, rzuciła mi się w oczy pewna zależność - średni czas, jaki musi minąć od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones