Recenzja filmu

Robale (2006)
James Gunn
Nathan Fillion
Elizabeth Banks

Śmieszny horror, znaczy zły?

Szczerze powiem, że przy pierwszym spotkaniu z Pełzaczami ("Robale") (a był to bodajże trailer), byłem pewny, że mam do czynienia z niszowym nic nie wnoszący do gatunku tytułem, który przemknie
Szczerze powiem, że przy pierwszym spotkaniu z Pełzaczami ("Robale") (a był to bodajże trailer), byłem pewny, że mam do czynienia z niszowym nic nie wnoszący do gatunku tytułem, który przemknie niezauważony przez szerszą publiczność.. Jak się okazało w połowie miałem rację... Film przenosi nas do spokojnego, amerykańskiego miasteczka Wheelsy, w którym życie toczy się swoim własnym, wolnym torem (jak w większości temu podobnych miast - przynajmniej panuje taki stereotyp). Jednak pewnego dnia, do pobliskiego lasu spada niezidentyfikowane jajo. Pech chce, że najbogatszy mieszkaniec mieściny o wdzięcznym imieniu i nazwisku Grant Grant, w parę godzin po wyjściu z domu i opuszczeniu swej żony, zabiera się z zapoznaną w swojej młodości kobietą, do nieszczęsnego lasu. I jak nie trudno się domyślić, oboje natrafiają na wspomniane "kosmiczne" jajo, a to "coś", co się z niego wykluje, zapoznają naprawdę, naprawdę dogłębnie. Więcej zdradzać nie będę, bo przyznać muszę, że mimo że film jest w pewnym stopniu kalką kilku innych dobrych filmów, niektóre wydarzenia, które spotykać będą nasi bohaterze są, delikatnie mówiąc, zaskakujące, ale również i... śmieszne! Tak, tak jest to jak najbardziej czarna komedia. Szczególnie przypadły mi do gustu, niektóre teksty postaci, choć czasami ten ich humor jest zbyt dosadny i zastosowanie go w niektórych momentach troszkę razi (mimo że, jak wspomniałem, jest to czarna komedia). Razi szczególnie wtedy, gdy film nabiera już całkiem poważnego charakteru, a tu nagle jakiś tekst głupi ktoś powie i cały klimat szlag trafia... Podczas seansu, kilka razy możemy się nieźle wystraszyć, co oczywiście wpływa pozytywnie na końcową ocenę. Nie wiem, czy spadniecie z krzesła, ale włos na głowie, bardziej strachliwym osobom może się zjeżyć. Jeżeli natomiast chodzi o grę aktorską, to moim zdaniem jest ona co najwyżej na średnim poziomie, miejscami może troszkę ponad. Powiedzmy, że ci bardziej doświadczeni aktorzy grają trochę lepiej. Przykładowo Michael Rooker oraz Elizabeths Banks (choć akurat ona też zbyt długiej kariery na razie nie ma), w niektórych scenach spisują się naprawdę nieźle, a dla kontrastu grający szeryfa Billiego Pardy, Nathan Fillion spisuje się, powiedzmy szczerze, poniżej oczekiwań (choć jego teksty czasem powalają). Osobiście zawiódł mnie trochę, doświadczony Gregg Henry, ale mimo wszystko w jego przypadku nie jest źle. Reszta aktorów to już raczej klasa B, którzy zbyt wiele w recenzowanym filmie nie pokazali. Cóż, w dobrym, nowoczesnym horrorze nie mogło zabraknąć oczywiście zaawansowanych efektów specjalnych. I tak jest w przypadku "Slithera". Niektóre sceny (przykładowo ta z przecięciem jednego z policjantów na pół) zostały pokazany na prawdę dosadnie i w niezwykle brutalny sposób (nie polecam podczas seansu jeść z ukochaną/ym romantycznej kolacji). Scenarzyści oraz ludzie od efektów specjalnych porządnie wykonali swoją pracę. Jak na początku wspomniałem, film niewątpliwie korzysta z wzorców zawartych w innych filmach. Przykładowo znajdziemy tu motywy, które mogą skojarzyć się nam z takimi tytułami, jak: "Oni" (polecam przy okazji), "Pożeracze ciał" czy "Noc żywych trupów". Jednak nie jest to całkowite skopiowanie pomysłów innych reżyserów. Niektóre z nich zostały w ciekawy sposób "przyprawione" dla nadaniu filmowi barwy, i udaje się to im naprawdę dobrze. Cóż ja mogę jeszcze dodać... Muzyka, choć przyzwoita, nie wpada za bardzo w ucho. Czasem usłyszymy jakiś dobry rockowy, licencjonowany kawałek, ale najczęściej jedynie cichszą muzykę, która doskonale wkomponowuje się w tworzenie specyficznego klimatu... Podsumowując, film zaskoczył mnie jak najbardziej pozytywnie, połączenie niezłego klimatu i "ciekawego" humoru (teksty!!!) stworzył naprawdę wybuchową mieszankę. Świetne efekty specjalne oraz niekiedy gra aktorów dopełniają obraz filmu dobrego, choć nie idealnego. Niespełna 40-letni amerykański reżyser James Gunn wykonał kawał dobrego "mięcha" (aluzja dla tych, którzy oglądali film) Wracając do myśli z początku recenzji, powiem tak: dobry film, który niestety zbyt wielu ludzi nie obejrzało, ponieważ miał po prostu słabszą kampanię reklamową... A szkoda, bo jest naprawdę warty polecenia. Moja ocena 8.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones