Recenzja filmu

Sala samobójców. Hejter (2020)
Jan Komasa
Maciej Musiałowski
Agata Kulesza

Pieprzony Żoliborz

Jeszcze parę lat temu jego Komasy wzbudziłby może uśmiech politowania swoją drapieżnością i przesadą, ale nie dziś... Wszyscy znamy kontekst dzisiejszej debaty społeczno-politycznej, pamiętamy
Kręcąc "Salę samobójców. Hejtera", Jan Komasa miał najwyraźniej duże ambicje. Chciał uchwycić w filmowym kadrze aktualną, rozjątrzoną polską rzeczywistość, podjąć się wiwisekcji naszego "tu i teraz". Na ekranie zobaczymy więc zarówno polsko-polskie utarczki, przepaść społecznych i ekonomicznych podziałów, mroki kontent marketingu, który ma ambicje wpływać na nasze postawy, i wreszcie, w samym centrum, bohatera bez właściwości, który - w tym bezwzględnym świecie konfliktów i pozorów - chce osiągnąć zadowalającą pozycję społeczną, stać się członkiem warszawskiej elity. Pragnie "stać się kimś".

Zagra więc kartami, jakie rozda mu los. I zagra genialnie.

Być "kimś" to znaczy zdobyć dobrą pracę, dziewczynę oraz szacunek jej dobrze sytuowanych rodziców. Jest w tym jakaś gorzka prawda, która daje siłę tej opowieści, ale z drugiej strony, gdy śledzimy kolejne osiągnięcia Tomka (Maciej Musialowski), jego karierę od słoika do szarej eminencji, nie da się nie zauważyć ryzykownej, psychologicznej struktury tej postaci - zbyt perfidnej, zbyt utalentowanej i janusowej. To postać niemożliwa, urodzony agent do zadań specjalnych.

"Tomala", jak nazywają go Krasuccy, przyjechał ze wsi, by studiować prawo. Już samo to sporo mówi o jego postawie i determinacji. Oczywiście, jak każdy millenial, zna internet jak własną kieszeń. Używa go choćby po to, by podstępem znaleźć się wśród znajomych Gabi (Vanessa Aleksander). Jest ambitny, ale sfrustrowany ilością przeszkód, jakie napotyka - wliczając w to tzw. "społeczny darwinizm" i krzywdzące stereotypy. On i Gabi znają się od dawna. Kiedyś Krasuccy przyjeżdżali na prowincję, by wypocząć i dać zarobić rodzicom Tomka, teraz, czując pewien sentyment do chłopaka z nizin, opłacają jego stypendium. Niebawem Tomala ich zaskoczy. Ale nas może zaskoczyć jeszcze bardziej...

A jednak dramaturgii nie brakuje do samego końca, choć nić identyfikacji z (anty)bohaterem szybko się urywa. Komasa sięga po najmocniejsze tezy o prekariacie, przemocy, zbrukanej polityce i nadwiślańskim terroryzmie. W dramaturgicznej konsekwencji doprowadza swoją opowieść do ekstremum, bo za późno już na filmowe lekcje w stylu "zbrodnia i kara". Jeszcze parę lat temu jego film wzbudziłby może uśmiech politowania swoją drapieżnością i przesadą, ale nie dziś... Wszyscy znamy kontekst dzisiejszej debaty społeczno-politycznej, pamiętamy jej język. W "Hejterze", zgodnie z duchem czasu, nie ma więc miejsca na gloryfikowanie prawdy, piękne, humanistyczne wartości i społeczną solidarność. Liczy się tylko makiaweliczna skuteczność w dążeniu do celu.

Wszystko to gra na gruzach dawnych ideałów - przekonują nas twórcy. Warszawski sen o społecznej równości i otwartej dla wszystkich drodze do społecznego awansu przerodził się w koszmar. (I nawet wirus w koronie by tego nie zmienił.)

Ta gorzka, chwilami groteskowa, baśń o Polsce daje widzowi jednak jakąś ambiwalentną, wstydliwą przyjemność, jaką przynosi oglądanie widowiskowej katastrofy z pozycji bezpiecznej domowej kanapy. Choćby tylko katastrofy na polską miarę, choćby tylko - alegorycznej. Sugestywny, gęsty tok wydarzeń napisany przez Mateusza Pacewicza, jeszcze bardziej podsyca emocjonujący trip do tej niedalekiej rzeczywistości. Szeroko nakreślony drugi plan, wraz z zamieszkującymi go plemionami nieznającymi wspólnego języka: bojowo nastawionym środowiskiem narodowców, sztabem wyborczym lewicowego polityka o cudnie naiwnym obliczu Macieja Stuhra czy wreszcie snobistycznymi koneserami sztuki z Krasuckimi na czele, jest na tyle wyrazisty, że nie tyle obnaża znaną nam rzeczywistość, co ją właściwie ośmiesza.

To, co nie udało się do końca Andrzejowi Jakimowskiemu w "Pewnego razu w listopadzie" czy Xaweremu Żuławskiemu w "Mowie ptaków" udało się wreszcie w chłodnym i zdystansowanym "Hejterze", który nie nobilituje żadnej grupy społecznej. Z pewną niechęcią identyfikujemy się więc z przedstawioną polskością, z jej językowymi kodami i plemiennym etosem, bo musimy przecież gdzieś się odnaleźć w tym obrazie, prawda?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sala Samobójców. Hejter" porusza kilka problemów współczesnego świata. Nie wchodzi w żaden z nich zbyt... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones