Recenzja filmu

Shrek Forever (2010)
Anna Apostolakis-Gluzińska
Mike Mitchell
Mike Myers
Eddie Murphy

Ostatni jęk zielonego ogra

Kiedy w 2001 roku na ekranach kin pojawił się "Shrek", pewnie nikt nie przypuszczał, że zagości tam aż tak długo. Opowieść o zielonym ogrze była zamkniętą historią, która sama w sobie wzbudzała
Kiedy w 2001 roku na ekranach kin pojawił się "Shrek", pewnie nikt nie przypuszczał, że zagości tam aż tak długo. Opowieść o zielonym ogrze była zamkniętą historią, która sama w sobie wzbudzała ogromne uznanie wśród krytyków i widzów. Jednak zyski z produkcji okazały się tak duże, że grzechem byłoby nie pokusić się o sequel, dlatego postanowiono nie zabijać drogocennego ogra i kuć żelazo póki gorące. Trzy lata później pojawiła się całkiem dobra druga część, ale następny w kolejności "Shrek Trzeci" był już nieudaną próbą powrotu do źródeł. A jak jest ze wchodzącą właśnie na ekrany polskich kin czwartą odsłoną serii: "Shrek Forever"? Pomijając to, że film powstał wyłącznie w celach zarobkowych, twórcom udało się jedno: zaserwowali doskonały przepis na to, jak nie powinno się robić kontynuacji. Niestety tak to jest, gdy celem są wyłącznie zielone banknoty.

Fabuła przedstawia się następująco. Shrek postanowił się ustatkować i wraz z Fioną przeniósł się na bagno, gdzie pełni obowiązki dobrego męża i ojca. W końcu wydaje się, że wszystko wróciło do normy, bo ogr wreszcie znalazł się w swoim ukochanym mieszkanku u boku pięknej(przynajmniej dla niego) żony razem z licznym potomstwem, pośród fantastycznych przyjaciół z osłem i kotem w butach na czele. Niestety wraz z przebytymi wcześniej przygodami znacznie zmienił się wizerunek zielonego potwora wśród okolicznych mieszkańców, który już nie budzi strachu w ich szeregach, a o efektownym rozprawianiu się się z kolejnymi atakami buntowników może jedynie pomarzyć, bo co najwyżej poproszą o autograf. Shrek, zmęczony monotonią takiej egzystencji zaczyna tęsknić do życia "jak na ogra przystało". Nieoczekiwaną pomoc oferuje tajemniczy Rumplesnick, który proponuje mu podróż do alternatywnego Zasiedmiogórogrodu, a Shrek nie mając innego pomysłu na odzyskanie dawnego życia przystaje na propozycję. Niestety szybko okazuje się, że świat rządzony przez podstępnego karała nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą. Tu na ogry urządza się profesjonalne polowania, a Shrek nigdy nie spotkał Fiony, ani przyjaciół. W takiej sytuacji musi jak najszybciej odwrócić zaklęcie i uratować bliskich.

Muszę przyznać, że fabuła na pierwszy rzut okaz wydała mi się bardzo interesująca. Co z tego, że wiele razy w filmach używano podobnego zabiegu, czegoś na wzór podróży w czasie, ale teraz miałem nadzieję, że będzie to doskonały pretekst do urozmaicenia historii Shreka i reszty ferajny. Niestety okazało się, że reżyser Mike Mitchell i scenarzysta Josh Klausner polegli na całej linii. Ten drugi przez cały czas podąża wydeptanymi ścieżkami, a wykorzystywanie utartych schematów jest dla niego jak chleb powszedni. Szczególnie rzuciło mi się w oczy podobieństwo do pierwszej części, w której Shrek znów poznaje późniejszych towarzyszy i spieszy na ratunek ukochanej, nie wspominając już o innych produkcjach. Wbrew moim wcześniejszym poglądom doszedłem do wniosku, że jaka by nie miała być ta czwarta część, to lepiej byłoby, gdyby zrobiono "czysty" sequel. Natomiast Mike'owi Mitchellowi nie wybaczę tego, że zmarnował jedyną szansę na uratowanie tego filmu. Mam na myśli alternatywny świat Rumplesnicka, który dawał wielkie pole do popisu. Oprócz ciekawie zaprezentowanej nazwy Zasiedmiogórogrodu na wzór zepsutego Hollywoodu, nic nie robi na mnie wrażenia. Zamiast ciemnych uliczek, tajemniczych zakamarków i ponurej atmosfery jest nadzwyczaj kolorowo. Gdyby nie było to wyjaśnione wcześniej pewnie nie domyśliłbym się, że nie jest to miejsce z trzech poprzednich części.

Równie słabo jest z bohaterami filmu. Miejsce, w którym wylądował nasz zielony przyjaciel kompletnie pozbawiło ich uroku, jakim obdarzyli ich scenarzyści pierwszych dwóch części. Shrek jest do bólu ucywilizowany, przez co nie jest już tak charyzmatyczny i nie budzi tyle sympatii, bo jest po prostu nijaki. Podobnie rzecz się ma z dwoma komikami serii, czyli osłem i kotem, którzy zostali przedstawieni w innym wcieleniu, w którym spotykają Shreka po raz pierwszy. Zapewne miało to dodać im świeżości, bo na kontynuowanie ich losów zabrakło pomysłów. Jednak osioł z utemperowanym językiem i zgrubiały kocur nie okazali się strzałem w dziesiątkę, a wręcz odwrotnie. Dotychczas to oni byli motorem napędzającym humor i nie rzadko mrugali okiem do starszego widza, a tutaj pełnią jedynie rolę zbędnych dodatków. Z ważniejszych postaci pozostaje jeszcze czarny charakter, którym tutaj był przebiegły karzeł Rumplesnick. Mimo że dzięki wielkim staraniom wciśnięcia w niego zarówno postaci humorystycznej jak i przerażającej (w granicach rozsądku) było w nim jakieś życie, to daleko mu do Księcia z bajki, czy Lorda Farquaada. Wykluczenie kilku epizodycznych postaci parodiujących bajkowe stereotypy też nie wyszło na dobre. Trochę lepiej od scenariusza prezentuje się oryginalny dubbing. Wprawdzie nie ma się czym zachwycać, ale wpadek też nie ma żadnych. Na większą uwagę zasługuje jedynie świetny Antonio Banderas udzielający głosu Kotu w butach, który może być niewielkim pocieszeniem.

Najmocniejszą stroną "Shreka Forever" jest sposób realizacji. Specjaliści z DreamWorks zaserwowali widzom kolejną wizualną perełkę - wszystko jest dopracowane do perfekcji, a postaci mają niezwykle realistyczne ruchy i mimikę twarzy. Wydaje się, że jest jeszcze lepiej nić w "Shreku Trzecim". Najlepiej prezentuje się alternatywny Kot butach, który wygląda jak żywy albo przeniesienie Shreka do nowego świata. Gdyby cała ekipa trzymała taki poziom jak graficy, to pewnie mielibyśmy arcydzieło. Niestety nawet muzyka tym razem jest z niższej półki, na której zabrakło takich przebojów jak czy Livin la vida loca czy All Star.

Na szczęście Joshowi Klausnerowi udało się w to wszystko wcisnąć czytelny morał. Shrek, pomimo obowiązków wynikających z założenia rodziny, myślał tylko o sobie i, porzuciwszy wszystko, wyruszył w poszukiwaniu wygodnego życia, co w efekcie dało mu porządną nauczkę. Okazuje się, że nic nie jest takie, jak się wydaje, a my często nie doceniamy tego, co mamy, jesteśmy aroganccy i brakuje nam szacunku do innych. Jednak kiedy to do nas wreszcie dotrze, może być już za późno, a wtedy historia nie skończy się na: "i żyli długo i szczęśliwie".

Na koniec należy zadać pytanie: ile w "Shreku Forever" zostało z tej postmodernistycznej baśni zapoczątkowanej dziewięć lat temu, która łamała wszelkie zasady rządzące Disneyowskimi bajkami? Jak widać nie wiele. Historia zatoczyła koło i Shrek wrócił na swoje bagno, gdzie prawdopodobnie wymęczony przez twórców wyda swój ostatni jęk rozpaczy. Bowiem nie ma już żadnych szans, by w tym miejscu zagościło jeszcze życie wśród fauny i flory, no chyba że dla malin, które na takim gruncie mają naprawdę duże szanse na aklimatyzację.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Shreka nikomu przedstawiać nie trzeba. Jak wszyscy dobrze wiemy, 9 lat temu zrobił on w kinach prawdziwą... czytaj więcej
"Shrek" to film, który wprowadził nie lada rewolucję, nie tylko w animacji, ale w całym kinie. Ironiczna,... czytaj więcej
Nie będę owijać w bawełnę. Po trzeciej części przygód Shreka byłam mocno zniechęcona do filmu wytwórni... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones