Są różne filmy na świecie."Singapore Sling" na pewno się do nich zalicza. Jest różny. Inny niż wszystkie. Może trochę podobny w niektórych aspektach, ale w istocie odmienny. Jest to opowieść o szaleństwie, łapczywym jedzeniu oraz wydalaniu. Bohaterami filmu są trzy osoby. Pewien zagubiony prywatny detektyw o niejasnej przeszłości oraz nietypowa rodzina. Matka i córka, których głównym zajęciem jest uśmiercanie swoich gości i zakopywanie ich w domowym ogrodzie. Mężczyzna jest na tropie miłości swojego życia, a ślad prowadzi prosto do posiadłości morderczych kobiet.
Obraz Nikosa Nikolaidisa stylizowany jest na kino noir. Świadczą o tym czarno białe zdjęcia, morderstwo w tle, monologi głównego bohatera, jego zawód, femme fatale, a nawet dwie femme fatale, deszcz na szybach oraz intryga, w którą uwikłanych jest trójka uczestników wydarzeń. Twórcom udaje się bardzo umiejętnie odtworzyć klimat tego typu dzieł. Dodają jednak sporo od siebie. Można wręcz nazwać Singapore Sling parodią kina noir. Nie obcy mu jest bowiem czarny humor oraz ekstrawagancki erotyzm. Silnym motywem przewodnim jest tutaj konsumpcja. Nie jest to jednak pełna konsumpcja. Można powiedzieć, że nie dochodzi do niej w pełni. Ani w sensie żywieniowym, ani seksualnym. Możemy obserwować, jak bohaterowie nachalnie spożywają posiłki, do tego stopnia się napychając, aż zwracają niestrawioną jeszcze zawartość jam ustnych. Podobnie w scenach seksu da się odnieść wrażenie, że postacie nie są w stanie osiągnąć satysfakcjonującego szczytu. Niezależnie czy robią to sami, w dwóje czy w trójkącie. Obsesyjność zachowań związanych z ludzką fizjologią jest w obrazie dobrze widoczna i silnie podkreślona.
Film nie ma wartkiej akcji. Służy bardziej jako studium pewnych okołoludzkich zachowań, które zdecydowanie nie mieszczą się w sferze akceptowalnych norm społecznych. Jeśli chodzi o grę aktorów, na pierwszy plan wysuwa się Meredyth Herold, która odgrywa rolę córki. Stanowi ona zbilansowane połączenie dziecinnej infantylności, seksapilu i szaleństwa. Ponoć ktoś tam w filmie zajada się odchodami, lecz ja czegoś podobnego nie dostrzegłem. Nawet jeśli to nie powinien być to powód do odrzucenia tego dzieła. Podobnie jak, chociażby sceny masturbacji czy kazirodczego seksu. Elementów tych trudno szukać w ogólnie dostępnych produkcjach. Na plus filmu przemawiają stylowe aranżacje, piękne kostiumy czy wysmakowane kadry. Jest to naprawdę nie lada gratka dla ludzi, którzy lubują się w czerni i bieli na ekranie, dla fetyszystów doznających spazmów rozkoszy na widok głębokiej czerni zestawionej z czystą bielą. To połączenie perwersji i obrzydliwości z wysmakowaną stylistyką daje ciekawy efekt.
"Singapore Sling" to istne antidotum na normalność. Jest to film dla poszukujących nowych wrażeń w kinie, dla tych wszystkich znudzonych już i obrzydzonych serwowaniem nam ciągle tych samych nieciekawych historii. Jest także dla osób, które gardzą konwenansami i porządkiem społecznym, jak również tych, których nudzą rozmowy o nowych lampach i przebytych chorobach.