Recenzja filmu

Tydzień z życia mężczyzny (1999)
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Gosia Dobrowolska

Zapytaj Stuhra

Stuhrów-reżyserów jest dwóch. Pierwszy to wnikliwy socjolog, sprawny realizator i rozważny filozof. Drugi – konwencjonalny reżyser, powierzchowny obserwator i bezrefleksyjny sędzia. Ten pierwszy
Stuhrów-reżyserów jest dwóch. Pierwszy to wnikliwy socjolog, sprawny realizator i rozważny filozof. Drugi – konwencjonalny reżyser, powierzchowny obserwator i bezrefleksyjny sędzia. Ten pierwszy nakręcił "Historie miłosne" i "Duże zwierzę", drugi – "Pogodę na jutro" i właśnie "Tydzień z życia mężczyzny". Stuhr rozważny zadaje pytania, waży problemy, drąży głęboko i niczego nie dopowiada, pozostawiając widza zawieszonego przed zaprezentowanymi mu tylko, lecz nierozstrzygniętymi do końca zagadnieniami. Stuhr z "Tygodnia..." jest banalny, schematyczny i toporny. Co właściwie chce przekazać? Mam wrażenie, że wszystko i nic, gdyż wychodzi z tego jakiś straszny miszmasz o krytycznych dla bohatera siedmiu dniach, w których nawał zdarzeń i decyzji do podjęcia mnoży kolejne etyczne dylematy, jakie na cel wziął sobie Stuhr. Czego tam nie ma! Jest i zerwany romans, i pokusa nowego, jest o sympatiach politycznych i polskich zaszłościach, są kłopoty finansowe, nie zabrakło odpowiedzialności za prokuratorskie decyzje, jest chora na raka matka, jest dziecko, którego nie da się pokochać, a na deser jest i leczący się u psychiatry kolega z chóru. A wszystko złożone z okropnych uproszczeń, chwilami drętwo zagrane i bardzo przewidywalne. Podczas sceny zerwania z kochanką, Adam tak oto przemawia (bo on właśnie przemawia, a nie - wyjaśnia, perswaduje, tłumaczy się lub przekonuje): "Krzywdzę ją [żonę] i to we mnie rośnie. Tutaj fałsz, w domu fałsz". Przecież można by tę scenę pokazywać studentom jako jedną z listy 'Tego nigdy nie rób!'. Kochanka udaje beztroskę, a za chwilę Adam wraca i widzi ją - jakże by inaczej! - jak łka zwinięta na łóżku. "Don't turn around, 'cause you're gonna see my heart breaking". Takich łatwych rozwiązań, będących gotowymi zlepkami sekwencji jest mnóstwo. A jeśli czasem zabraknie gotowca, to jest i coś oryginalnego, owszem, tylko zupełnie nie wiadomo po co. Na przykład wątek kolegi z zaburzeniami psychicznymi. To prawda – aktor nieźle tę rolę odegrał, ale poza tym nie widzę punktu zakotwiczenia tego konceptu w fabule. Kompletnie bezsensowne jest zakończenie wątku chłopca z sierocińca. Na decyzję Anny ma wpływ - uwaga, uwaga! psychologia dla opornych - fakt, iż nie była kochana jako dziecko. I już mamy w jednym krótkim filmie zahaczony także problem traumy z dzieciństwa i jakże przemożnego wpływu tych doświadczeń na dorosłe życie! Jakie to wszystko proste i jednoznaczne (choć głęboko tragiczne, oczywiście, żeby sobie widzowie mogli też łezkę uronić). I tak dalej. Stuhr w roli kaznodziei wypada żałośnie. Czemu tak kusi go ta rola, dlaczego za wszelką cenę chce ferować wyroki, grozić palcem i wygłaszać kazania o oczywistościach? To naprawdę rzadko się udaje.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stuhr nie pyta, Stuhr odpowiada... Trudne czasy nastały dla mężczyzn. Kobiety coraz sensowniej... czytaj więcej
Katarzyna Kubisiowska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones