Recenzja filmu

Zwierzak (2001)
Luke Greenfield
Rob Schneider
Colleen Haskell

Ni pies ni wydra

Człowiek ma bardzo dziwną naturę. Z jednej strony jest bardzo wrażliwy na wszelkie przejawy swoich pierwotnych instyktow i jako istota wyższa tępi je, narzucając sobie wszelkiego rodzaju kody
Człowiek ma bardzo dziwną naturę. Z jednej strony jest bardzo wrażliwy na wszelkie przejawy swoich pierwotnych instyktow i jako istota wyższa tępi je, narzucając sobie wszelkiego rodzaju kody moralne, etyczne i inne zasady postępowania. Z drugiej strony, im bardziej się w ten sposób ogranicza, tym bardziej staje się to uciążliwe i sfrustrowany zazdrości zwierzętom ich niesamowitej swobody. Tak samo zresztą podziwia ich osobliwe zdolności. Któż choć raz nie chciałby pływać jak ryba, biegać szybko jak gepard, być silnym jak tur. Z tej właśnie tęsknoty zrodził się pewnie pomysł "Zwierzaka" i choć nie jest to rozprawa na temat dwoistości natury ludzkiej, chcąc nie chcąc dotyka tego problemu. I mimo, iż jest przy tym płytki i prymitywny, udaje mu się przy tym być dość śmieszną komedią. Czy to ptak? Czy to pies? Nie, to Rob Schneider. Parafrazując początek pewnej znanej kreskówki, tak można by rozpocząć streszczenie fabuły. Otóż Schneider, gwiazda programów "Saturday Night Live", a polskim widzom znany z beznadziejnego obrazu "Boski Żigolo", wciela się tu w rolę Marvina, pracownika działu dowodów policyjnych, który marzy o przywdzianiu munduru i zostaniu prawdziwym, twardym gliną, jak kiedyś jego tata. Niestety, nie jest to takie proste, a biorąc pod uwagę, że Marvin jest życiowym fajtłapą i tchórzem, staje się prawie niemożliwe. Pewnego dnia jednak nasz bohater ulega wypadkowi i w wyniku eksperymentów pewnego szalonego doktora, staje się tworem rodem z filmów o Frankensteinie. Jego inność nie polega jednak na szpetocie zewnętrznej (choć Schneidera trudno nazwać przystojniakiem, ani też bujne owłosienie jego pośladków w filmie nie należy do przyjemnych widoków), to jego zachowanie staje się co najmniej dziwne. Wszczepione mu zwierzęce geny powodują, iż rosną mu mięsnie i wyostrzają się zmysły, a koza staje się obiektem czułych zalotów. Wprawdzie nowe zdolności pomagają mu stać się sławnym policjantem, jednak sprawa staje się skomplikowana, gdy na horyzoncie pojawia się piękna kobieta. Z biegiem czasu jego zachowania staja się coraz bardziej nieprzewidywalne i bynajmniej nie są wynikiem spożywania reklamowanego napoju odżywczego o wdzięcznej nazwie "Mleko borsuka". Fabuła sugeruje, że film będzie jednym wielkim zlepkiem gagów wynikających ze zderzenia człowieczej i zwierzęcej strony Marvina. I tak jest w rzeczywistości. Jego absurdalne przygody okraszone są dużą porcją rubasznego dowcipu i sytuacyjnego humoru, który nie raz i nie dwa sięga niemalże rynsztoka. Twórcy starają się, by śmieszyło wszystko, począwszy od wspomnianego już superowlosienia pośladków, skończywszy na obrazie połamanego Schneidera po samochodowym wypadku (który dla kogoś, kto ma podobne traumatyczne wspomnienia będzie co najmniej rażący). Wyraźnie widać tutaj szkołę dowcipu wyniesioną ze współpracy z Adamem Sandlerem, który jest zresztą jednym z producentów "Zwierzaka". Nie będę się tu rozwodzić nad zawiklaniami fabuły, w której twórcy starają się pod koniec wyprowadzić widza w pole podsuwając mu kolejne warianty odpowiedzi na pytanie "kto właściwie jest bestią?", aczkolwiek przyznam, że robią to wyjątkowo prosto i tym samym inteligentnie. Nie będę też omawiać gry obsady, która tworzą w większości doświadczeni w bojach z widownią komicy i filmowi artyści. Po prostu upewnię w przekonaniu tych, którzy podejrzewają "Zwierzaka" o plebejski humor, wychodzący często poza ramy dobrego smaku. Tych jednak, którzy lubią tego rodzaju rozrywkę, pragnę zapewnić, że będą się dobrze bawić.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones