Odbuduj sobie królestwo

Choć dla Amerykanów i Japończyków "Dragon Quest VII: Fragments of Forgotten Past" to zwykły remake, my, oficjalnie, powinniśmy patrzeć na niego jak na zupełnie nowy produkt – w końcu oryginał na
"Dragon Quest VII: Fragments of Forgotten Past" - recenzja
Choć dla Amerykanów i Japończyków "Dragon Quest VII: Fragments of Forgotten Past" to zwykły remake, my, oficjalnie, powinniśmy patrzeć na niego jak na zupełnie nowy produkt – w końcu oryginał na pierwsze PlayStation nigdy nie trafił do Europy.



W "Dragon Quest VII" wcielamy się w syna rybaka, który przez wiele lat żył w przekonaniu, że wyspa, na której mieszka z rodziną, to jedyny ląd na całym świecie. Wszystko zmienia się, kiedy bohater odkrywa wraz z przyjacielem, Kieferem, sekret pewnych ruin i dowiaduje się, że kiedyś świat wyglądał zupełnie inaczej. W tym momencie zaczyna się główna historia, w której, mocno upraszczając, naszym zadaniem jest podróżowanie w czasie i ratowanie istniejących dawniej wysp przed zagładą. W tym celu musimy zbierać tytułowe "fragmenty" i odtwarzać z nich przeszłość. Ukończenie całej historii zajęło mi prawie 80 godzin, jednak wiem, że da się to zrobić nawet w niecałe sześćdziesiąt – ja prawdopodobnie spędziłem zbyt dużo czasu na pobocznych aktywnościach.



Sama rozgrywka to klasyczne do bólu japońskie rpg, co jednocześnie jest zaletą i wadą tej gry. W stosunku do oryginału z PlayStation zmieniono pojawianie się przeciwników na mapach – teraz są oni widoczni i aby rozpocząć pojedynek, musimy do nich podejść. Po rozpoczęciu starcia rozgrywka dzieli się na tury, z możliwością odgórnego zdefiniowania, jak mają zachowywać się nasi kompani – wtedy ograniczamy się do bezpośredniego kontrolowania ruchów głównego bohatera. Choć walka prezentowana jest w staroszkolnym stylu, warto włączyć w jej trakcie efekt 3D w konsoli – sprawdza się rewelacyjnie.



Największą zmianą w stosunku do oryginały z PlayStation jest przejście w pełen trójwymiar, z możliwością dowolnego obracania kamery. Gra prezentuje się naprawdę ładnie na małym ekranie 3DSa, choć muszę przyznać, że widać po niej, że to produkcja z 2013 roku (wtedy ukazała się w Japonii). Najlepszym tego przykładem jest chociażby brak jakiegokolwiek wsparcia dla konsol New 3DS i New 3DS XL – większa moc obliczeniowa pozwoliłaby twórcom na utrzymanie płynności animacji czy większe pole widzenia. Osobiście nie pogardziłbym też obsługą kamery przypisaną do drugiego analoga, bo obracanie jej przyciskami L i R bywa męczące.



A skoro już poruszony został temat grafiki to nie można zapomnieć od bardzo ważnej sprawie, która bez wątpienia zaważyła na popularności tej gry, jak i całej serii. Za projektami postaci i całego świata stoi nie kto inny, jak znany bardzo dobrze fanom serii "Dragon Ball" Akira Toriyama. Od razu po włączeniu rozpoznacie charakterystyczną dla niego kreskę. Scenariusz "siódemki" to kolejne wielkie nazwisko – Yuji Horii, scenarzysta poprzednich "Dragon Questów" i "Chrono Triggera". Trzecim, wielkim, który maczał palce przy tej grze, jest Koichi Sugiyama, legendarny japoński kompozytor. Nic dziwnego, że gra odniosła gigantyczny sukces w Japonii, mając na pokładzie takie nazwiska.



Grając w "Dragon Quest VII: Fragments of Forgotten Past", można odnieść wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, w którą stronę mają pójść ze zmianami i starali się zrobić dobrze każdemu graczowi. Nowi, niedoświadczeni w japońskich erpegach na pewno docenią niezbyt wysoki poziom trudności, który dodatkowo można znacząco obniżyć poświęcając parę godzin na początku zabawy na szybkie grindowanie. Pytanie jednak, ilu tych nowy graczy dotrwa do pierwszej walki, gdyż początek gry jest nudny jak flaki z olejem i zanim złapiemy miecz w dłoń, spędzimy ponad godzinę na czytaniu pojawiających się na ekranie dialogów. To oczywiście element żywcem przeniesiony z oryginalnej "siódemki", który ma budować klimat, no ale nie oszukujmy się – jest rok 2016 i cały ten prolog można było upchnąć w krótkim CGI. Choć z drugiej strony, ma on budować klimat i swoje zadanie spełnia na piątkę z plusem.



Bardzo miłym dodatkiem w tej wersji gry są dungeony, które możemy odblokować, łącząc się z siecią bądź uruchamiając usługę Street Pass. Dostęp do nich uzyskujemy dopiero po dotarciu do Haven i zwerbowaniu trzech potworów (czyli poświęceniu grze kilkunastu godzin). Otrzymujemy wtedy dostęp do tzw. Download Bar, w którym pobieramy z sieci zupełnie za darmo nowe lokacji i przygody. Aby jednak uzyskać dostęp do wszystkich przygotowanych dodatków, powinniście kupić grę już teraz i na bieżąco sprawdzać, czy nie ma czegoś nowego.

"Dragon Quest VII: Fragments of Forgotten Past" to naprawdę niezły remake legendarnej gry, po którym bez wątpienia powinien sięgnąć każdy fan gatunku. Gra może i ma pewne bolączki, ale pamiętajmy, że koniec końców jest to niesamowity, gigantyczny erpeg. Warto się też pośpieszyć, bo już w przyszłym roku do Europy trafi odświeżone "Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King".
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones