Mam poważny problem z najnowszą produkcją FromSoftware. Ginąc raz po raz w "Soulsach" różnej maści, pogodziłam się z tym, że o wszystkie niepowodzenia mogę obwiniać tylko siebie. Odgrażanie się
Mam poważny problem z najnowszą produkcją FromSoftware. Ginąc raz po raz w "Soulsach" różnej maści, pogodziłam się z tym, że o wszystkie niepowodzenia mogę obwiniać tylko siebie. Odgrażanie się twórcom, czy też samej grze wydawało mi się zawsze najmniej racjonalną opcją. W końcu nikt normalny tak nie robi, prawda? Aż przyszedł moment premiery "Elden Ring Nightreign" a ja z każdą kolejną spędzoną w grze godziną miałam coraz większą ochotę na to, memiczne już, wywrócenie stolika razem z padem, konsolą i jeszcze telewizorem do kompletu.
From Software
Bandai Namco Games
"Elden Ring" mógł zmylić część graczy. To w końcu najprzystępniejsza ze wszystkich dotychczasowych umieralni Fromów. Otwarty świat, duża dowolność i zmyślne sztuczki ułatwiające grę uśpiły co niektórych naiwnie liczących na to, że być może marka otwiera się na bardziej casualowych zawodników. Nic bardziej mylnego. "Nightreign" nie ułatwi Wam życia i bez mrugnięcia okiem dociśnie obcasem do gleby tak, że zaczniecie zastanawiać się nad sensem dalszego grania.
From Software
Bandai Namco Games
Cały ten niecny proceder rycia głowy zaczyna się już w tutorialu, który swoją drogą jest jednym najbardziej wprowadzających w błąd, jeśli chodzi o gry Miyazakiego. Po jego ukończeniu będziecie wiedzieli jedynie, jak poradzić sobie ze sterowanie oraz jak dostać łomot od bossa. Prawdziwym tutorialem natomiast będzie de facto pierwsza rundka po nieprzyjaznych ziemiach Limveld.
From Software
Bandai Namco Games
Z czym się je to "Nightreign" i o co tak naprawdę w nim chodzi? Jak ryba w wodzie poczują się tu ci, którzy zjedli zęby na przeróżnego rodzaju battle royalach. Z tym, że zamiast skakać sobie wzajemnie do gardeł, ruszymy na minikrucjatę przeciwko Panom Nocy. Realizację tego celu ułatwi dobranie się w trzyosobową drużynę. Gra dopuszcza również samodzielnie mierzenie się z trudami Limveld, ale na dłuższą metę nie ma to absolutnie żadnego sensu. Chyba że ktoś lubi sobie utrudniać życie i popisywać się przed kolegami, że został hardcorem.
From Software
Bandai Namco Games
Członków drużyny wybierzemy na początku spośród sześciu (później ośmiu) predefiniowanych postaci, z których każda posiada unikalne umiejętności. Granie nimi różni się od siebie i wymusza na graczu konkretne zachowania. Tanki pokroju Wilczana (chapeau bas za tłumaczenie) czy też Najeźdźcy nie będą bały się rzucenia w wir walki, Żelazne Oko (łucznik) pozostanie w bezpiecznej odległości, prując w cel zatrutymi strzałami. Magiczna Rekluza lub eteryczna Zjawa będą potrzebowały wyraźnej osłony ze strony potężniejszych sojuszników, gdyż w przeciwnym razie ich bytność pośród żywych zakończy się w mgnieniu oka. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by złożyć drużynę z samych czarodziejek, aczkolwiek znów wchodzimy tutaj w strefę samozaorania i autodestrukcji. Zwłaszcza że gra wymaga od graczy niesamowitej synergii nie tylko z postaciami, ale i samymi graczami.
From Software
Bandai Namco Games
"Nightreign" pozostawia zaledwie mikroskopijny margines na popełnianie błędów. Premiuje szybkie, zsynchronizowane drużyny. Bezlitośnie natomiast spunktuje bezcelowe przebieżki. Dlaczego optymalizowanie kolejnych sekwencji jest aż tak istotne? Każde podejście dzieli się na pięć segmentów. Zbieranie zasobów w pierwszym i drugim dniu zwieńczone jest walką z losowo generowanym bossem. Po drugim bossie natomiast stajemy w szranki z wybranym wcześniej Panem Nocy. By mieć z nim jakiekolwiek szanse, musimy maksymalizować przebiegi i w trakcie zbierania zasobów wbić nie tylko jak najwięcej punktów doświadczenia, ale i skonfigurować odpowiednie wyposażenie.
From Software
Bandai Namco Games
By nie biegać jak kurczaki z uciętymi głowami, skorzystamy z mapki, na której zaznaczono pomniejszych bossów, kościółki z dodatkowymi estusami, kopalnie z surowcami i inne pomocne aktywności. Wszystko to wygląda pięknie na papierze. Gorzej prezentuje się w praktyce. Trudno pogodzić ze sobą wszystkie potrzeby gracza, gdy na jego szyi powoli zaciska się pętla Przypływu Nocy. Strefa bezpieczna dla gracza zacieśnia się bezlitośnie, a w jego głowie priorytetem zawsze powinno być przede wszystkim nabijanie poziomu doświadczenia. Każde udane starcie z minibossem poza runami przyniesie postaci nową broń, umiejętność pasywną lub modyfikację chociażby odporności.
Problemem jest to, że nie zawsze uraczeni zostaniemy bronią odpowiednią dla naszej postaci. Losowość bywa tu prześmiewczo koszmarna i o ile pierwsze pechowe losowanie nic z reguły nie znaczy, o tyle kolejne mogą spisać run na straty, gdy już na koniec pierwszego dnia będziemy wiedzieć, że dalsze granie nie ma sensu, a szanse na wygraną to matematyczne fikołki porównywalne do wyliczania szans Polaków na awans na Mistrzostwach Świata. Można oczywiście wyposażyć łucznika w tarczę i krwawiącą glewię, ale przecież nie po to wybieramy taką postać, by gra zmuszała nas do tworzenia alternatywnego, nieefektywnego buildu.
From Software
Bandai Namco Games
Po moich mniej i bardziej udanych podejściach do gry oceniam, że bezpiecznym minimum do walki z Panem Nocy jest osiągnięcie dwunastego poziomu (z piętnastu możliwych). Staje się to o tyle trudniejsze, gdy padniemy po drodze, a gra zabierze nam za karę jeden poziom, którego odzyskanie wcale nie musi być takie łatwe. Swoją drogą, to chyba jedyna gra, w której półżywego towarzysza podnosimy z gleby, ładując w niego kolejne ciosy bronią. Ani przez chwilę nie możemy brać tu niczego za pewnik. Noc wywołuje kataklizmy na tyle upierdliwe, że nagle możemy znaleźć się w centrum złośliwej szarańczy pozbawiającej nas kolejnych poziomów. Jeden błędny krok i znajdziemy się w zasięgu Oka Saurona rzucającego na nas szaleństwo albo zostaniemy wchłonięci przez bańkę, w której spotkamy jakiegoś przykrego przeciwnika.
From Software
Bandai Namco Games
Nie narzekam na to wszystko, bo "było mi za trudno". Po wielu godzinach spędzonych w grze głównie w zespołach ludzi mających pojęcie, co robią, odniosłam wrażenie, że grupa docelowa "Nightreigna" może okazać się zaskakująco wąska. Granie z randomami zdaje się mieć niewiele sensu, gdy każdy koń ciągnie zaprzęg w swoją stronę, próbując ugrać tylko indywidualne cele bez szerszej perspektywy. Nie wróży to dobrze całości i choć po cichu liczę na to, że się pomylę, nie widzę tego tytułu wśród żywych za dwa lub trzy miesiące. Zostaną przy nim najwięksi wyjadacze i zgrane ekipy tworzące piękne rzeczy z nawet najbardziej pechowych buildów.
Wracając jeszcze do tematu bossów. Ci pomniejsi stanowią przegląd przeciwników, z którymi mieliśmy do czynienia w "Elden Ring". Jednak najwspanialszą niespodzianką są starcia na koniec dnia. Tu możemy liczyć na przegląd adwersarzy zarówno z "Elden Ringa", jak i trylogii "Dark Souls". Żeby nie zdradzać zbyt wiele, napiszę tylko, że z wielkim uśmiechem powitałam Demona Kuźni i Freję z "Dark Souls 2". Główni źli, czyli Panowie Nocy to odrębna historia. W starciu z nimi nie ma co liczyć na szczęście. Walki potrafią trwać długo i wyciskać z drużyny siódme poty. Natomiast satysfakcja z pokonania takiego przeciwnika jest przeogromna. A jeśli to nie wybrzmiało wcześniej, to podkreślę, że po nieudanym runie musimy zaczynać wszystko od nowa – zbierać poziomy, bronie i po raz kolejny mierzyć się z losowo wybranymi bossami. Brzmi jak zabawa, prawda?
From Software
Bandai Namco Games
Moje podejście do "Elden Ring Nighreign" raczej nie ulegnie zmianie. To, że po oczach bije mi wielki napis FromSoftware, nie znaczy, że zamierzam być wobec tej gry bezkrytyczna i piać z zachwytu, gdy de facto nie ma nad czym. Tytuł ten wydaje mi się mocno niedopracowany i nie zdziwię się, jeśli krótko po premierze część bossów zostanie "znerfiona". Nie wróży to też dobrze przyszłorocznemu "The Duskbloods". Wolałabym, żeby Miyazaki eksperymentował w ramach dużych fabularnych gier, bez rozdrabniania się na żonglowanie gatunkami, o których ma średnie pojęcie.