Recenzja gry PS4

Starlink: Bitwa o Atlas (2018)
Marek Klimczuk
Richard Carrillo

Kosmiczna kawaleria

Modyfikowalne statki, szeroka gama pilotów i arsenał broni mogący zawstydzić działaniem najwspanialsze myśliwce uniwersum Gwiezdnych Wojen. Bo czy nie o tym marzyliśmy, będąc dziećmi? Niemal
"Starlink: Bitwa o Atlas" - recenzja
Eksperymenty z grami wykorzystującymi zewnętrzne zabawkowe akcesoria udawały się w różnym stopniu. Pierwsze podejście w wykonaniu Mattel ("U.B. Funkeys") do dziś jest skrupulatnie pomijane przez graczy i zdawać by się mogło, że powinno zostać wymazane z annałów historii. O wiele cieplej przyjęte "Skylanders", "Disney Infinity" czy "LEGO Dimensions" również nie przeżyły zbyt długo w świecie, w którym walka o zainteresowanie "casuala" jest bezlitosna i nie bierze jeńców. Złoty środek w tym zamęcie znalazło jednak Nintendo, którego amiibo nie dość, że są spójne i współgrają ze znakomitą większością oferowanych gier, to mają dodatkowo wymiar kolekcjonerski. Czy w obecnym stanie rynku jest miejsce na nową linię produktów? 



Z tym wyzwaniem mierzy się Ubisoft, próbując urzeczywistnić dziecięce marzenia o locie w kosmos. "Starlink: Battle for Atlas" próbuje zawojować rynek czymś, czego nikt inny wcześniej nie próbował. Modyfikowalne statki, szeroka gama pilotów i arsenał broni mogący zawstydzić działaniem najwspanialsze myśliwce uniwersum Gwiezdnych Wojen. Bo czy nie o tym marzyliśmy, będąc dziećmi? Niemal każdy z nas pragnął polecieć w kosmos, postrzelać do obcych i kąpać się w galaktycznym splendorze.

I to właśnie przede wszystkim do dzieci kierowane jest najnowsze dzieło Francuzów. W grze wcielą się w jednego z kilku dostępnych pilotów, na którego barkach spoczywa rozprawienie się z Legionem, wrogą plagą próbującą dokonać podboju galaktyki. Poza głównym wątkiem fabularnym, zadaniem gracza jest zapobieżenie stuprocentowemu przejęciu świata przez Legion. Każda z napotkanych planet jest infekowana przez ekstraktory, przypominające szyby wydobywcze konstrukcje drążące zasoby naturalne prosto z jądra. Te z kolei zasadzane są przez przypominające olbrzymie mrówki Pierwszych. One zaś połączone są więzią psychiczną z zawieszonymi w przestrzeni kosmicznej Dreadnoughtami. Wyeliminowanie statków kosmicznych osłabia inwazję Pierwszych, rozprawienie się z Pierwszymi zapobiega sadzeniu kolejnych ekstraktorów. Odparcie najeźdźcy nie jest jednak trwałe. W zależności od poziomu trudności czas do ponownego pojawienia się przeciwników ulega zmianie.

Złowrogie szpony obcych sięgają we wszystkie zakamarki kosmosu. Dostępne krainy przypominają bajkowością tereny prezentowane w "Destiny", czy też "No Man’s Sky". Pustynie, morza lawy, ośnieżone szczyty, gargantuiczne grzyby przysłaniające niebo. To tylko kilka z przygotowanych przez twórców widoków. Krainy te przemierzane są przez różnego rodzaju wymyślne monstra. I w tej kwestii zabrakło mi urozmaicenia, bo trzy oddzielne gatunki na każdą planetę to jednak trochę za mało – o ile światy te cechują się nadzwyczajną florą, o tyle zabrakło już pary, by ożywić go fauną. Jest jej tak mało, że ledwie można ją dostrzec. Zwierzęta można katalogować i zdarzało mi się spędzać dziesiątki minut na poszukiwaniu tego jednego, brakującego stworzenia. 



Teraz czas na najważniejsze. Jak w praktyce sprawdzają się dołączane do gry statki? Chociaż zestawy startowe mają z góry określony dostępny statek, bronie i pilota, nic nie stoi na przeszkodzie, by poszerzyć swoje możliwości bojowe przez dokupienie kolejnych akcesoriów. Podłączenie samego statku działa odrobinę inaczej w zależności od platformy i nie jest przesadnie skomplikowane, natomiast składanie poszczególnych elementów wygląda tak samo w przypadku każdej z platform. W wolne sloty wciskamy po kolei pilota, statek, a następnie preferowaną broń. Każdy ze statków dysponuje innymi parametrami. Jedne polegają na obronie, inne zyskują przewagę dzięki szybkostrzelności. Podłączana do nich broń reprezentuje jeden z pięciu żywiołów. Napotykani przeciwnicy mogą być zamrażani, przypiekani, traktowani bronią grawitacyjną, kinetyczną lub stazą. Twórcy podkreślają, by pilnować, którą stroną podłączamy bronie do dostępnych slotów, aby nie okazało się, że strzelamy do tyłu zamiast do przodu, jednak są w grze sekwencje, w których płynna podmiana działka "przodem na tył" może nam uratować skórę. Piloci również wyróżniają się specjalnymi zdolnościami. Dostępny w zestawie startowym Mason potrafi sprowadzić na przeciwnika zadający duże obrażenia atak orbitalny.



Gra jest dostępna w pełnej polskiej lokalizacji. Niestety, dialogi brzmią bardzo nierówno. Mamy tu zarówno dobrze zgrane, właściwie nacechowane emocjonalnie kwestie, jak i teatralne, sztuczne wypowiedzi nie zawsze pasujące tonem do sytuacji lub sekwencje dukane niczym z syntezatora mowy. Zaskakuje również dobór słownictwa. Gra ma PEGI 7, sugerowany wiek to 8+, a w grze na porządku dziennym jest wyzywanie się postaci od jełopów. Nie słyszałam tego określenia od wczesnego liceum i nie sądziłam, że jeszcze ktokolwiek dziś tak mówi. Trochę nie pasuje mi to do gry kierowanej do najmłodszych.

Również poziom trudności może okazać się dla dzieciaków barierą nie do pokonania. Nawet najmłodsi, którzy od wczesnych lat szczenięcych są przyzwyczajani do pada, mogą mieć problemy z przyswojeniem dużych ilości informacji dostępnych od samego początku, nie wspominając już o wymagającym sterowaniu i założeniach rozgrywki, które wymagają od grającego skupienia i koncentracji. Warto mieć na uwadze, że przejmowanie kolejnych kluczowych punktów, budowanie warsztatów, rafinerii i innych konstrukcji mających na celu zwalczenie Legionu może przerosnąć najmłodszych.



Sama gra również nie zachwyca długością. Przejście podstawowego scenariusza zajęło mi około 9 godzin. Znalezienie wszystkich gatunków zwierząt, roślin i elementów krajobrazu to drugie tyle poświęcone światu Atlasa. Dostępny w zestawie startowym statek ma w gruncie rzeczy najlepsze parametry i nie widziałam potrzeby, by podmieniać go w trakcie gry na inny pojazd. Idiotyczna byłaby konieczność kupowania innego pojazdu, bo początkowy okazuje się za słaby na przejście gry. Jaki jest jednak inny cel, niż kolekcjonerski, by kupować nowe pojazdy, skoro nie dają one wymiernych korzyści w grze?

Co istotne, grę można kupić cyfrowo i nie zaprzątać sobie głowy plastikowymi zabawkami. W ten sposób "Starlink" zamienia się w "zwykłą" grę o lataniu statkiem; wszelkie modyfikacje robimy z poziomu menu gry, a dodatkowe statki dokupujemy w formie DLC. Takie rozwiązanie przypadnie na pewno do gustu "dorosłym graczom", którym marzy się szybki komplet trofeów, ale też najmłodszym, dla których utrzymanie pada z uchwytem i założonym na to statkiem może być wyzwaniem, bo trochę to całe ustrojstwo waży.



Mam mieszane uczucia co do "Starlinka". Z jednej strony jestem zachwycona dostępnymi modelami, dbałością o szczegóły i sposobem, w jaki każdy może stworzyć swoją ulubioną kombinację do walk. Przedstawione w grze planety zachwycają, a zadania poboczne są zrobione na tyle dobrze, że nie pozwalają popaść w rutynę. Z drugiej strony zaś wiem, że nie do końca należę do grupy docelowej, w którą mierzą twórcy. Początkowe obietnice o przeszło dwudziestogodzinnej rozgrywce rozpłynęły się dość szybko, dubbing woła miejscami o pomstę do nieba, a fabuła jest wtórna do bólu. Liczę na to, że obiecane przez Ubisoft rozwijanie ekosystemu Atlasu będzie następowało w regularny, dynamiczny sposób i że nie zostanie ono przedwcześnie porzucone.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones