Hack’n’sleep

"Torchlight 3" przeszło długą drogę, zanim gra finalnie trafiła do cyfrowych sklepów. Mieliśmy fazę Early Access na pecetach, była zmiana nazwy, a nawet porzucenie modelu free2play na rzecz
"Torchlight 3" przeszło długą drogę, zanim gra finalnie trafiła do cyfrowych sklepów. Mieliśmy fazę Early Access na pecetach, była zmiana nazwy, a nawet porzucenie modelu free2play na rzecz standardowego premium, w którym za grę płacimy tylko raz. Po spędzeniu z nowym "Torchlight" ponad 40 godzin mam wrażenie, że choć długa, to ta droga i tak była za krótka, a gra powinna wrócić na stół kreślarski.



Tak sobie myślę, że trudno chyba zepsuć coś tak prostego jak hack’n’slash. Dostajemy kontrolę nad ludkiem, chodzimy po lokacjach, zabijamy tabuny przeciwników i zbieramy wypadające ze skrzynek przedmioty. Dobrze, jakby w tle przewijał się jakiś wątek fabularny, abyśmy wiedzieli, po co w sumie eksterminujemy dziesięć pokoleń goblinów; lokacje natomiast powinny być w miarę zróżnicowane, aby nie przysypiać między jednym a drugim bossem. Mając takie inspiracje jak seria "Diablo", "Path of Exile", "Titan Quest" czy nawet dwa pierwsze "Torchlighty", wydawać by się mogło, że Echtra Games wjedzie na bogato i zrobi dobrze fanom gatunku. Jakimś jednak cudem wyszedł im z tego nudny do bólu średniak.



Akcja "Torchlight 3" dzieje się 100 lat po wydarzeniach z dwójki, a Novastraia znów jest celem inwazji. Naszym zadaniem jest stawić czoła Netherimom i przegonić ich przez trzy akty historii. Szkoda, że animowane przerywniki to zlepek kilku zmieniających się obrazków, a dialogi z napotykanymi postaciami, które mogłyby pozwolić nam zgłębić lore, są napisane bez polotu. Aż świerzbi palec, żeby je wszystkie pomijać i jak najszybciej wracać do walki. Wróćmy jednak na sam start gry, gdzie do wyboru dostajemy jedną z czterech klas postaci, które dodatkowo możemy zmodyfikować jednym z pięciu reliktów. Nie, nie daje to 20 klas – to wciąż cztery główne, z tym że każda z nich może występować w 5 delikatnie różniących się wersjach. Nie zmienia to jednak faktu, że rozbudowywanie postaci to najlepszy element tej gry. Dzięki punktom umiejętności możemy spersonalizować swoją postać, wybierając spośród wielu pasywnych i aktywnych zdolności. Do tego dochodzi również masa ekwipunku zwiększającego nasze możliwości i pozwalającego nam na dalszy rozwój w wybranym przez nas kierunku.



Kiedy już trafimy na mapę i zaczniemy tłuc przeciwników, to pierwsze wrażenie jest całkiem niezłe. Okej, gra nie wygląda jakoś porywająco, ale o tym później. Morduje się całkiem przyjemnie, walka jest dynamiczna, a sam bohater bardzo responsywny. Pierwsze pół godziny bawiłem się naprawdę nieźle, ale już po chwili entuzjazm zaczynał opadać. Lokacje w obrębie jednego aktu wyglądają praktycznie tak samo, wciąż walczymy z tymi samymi przeciwnikami, którzy na dodatek są do bólu przewidywalni i momentalnie da się rozgryźć, jak sobie z nimi radzić. Co gorsze, na standardowym poziomie trudności żaden z nich nie sprawił mi problemu i parłem cały czas do przodu, nie potrzebując w ogóle grindu. Nawet starcia z pomniejszymi bossami ograniczały się do biegania wokół nich i rzucania czarów, a w sumie to ci na koniec aktów też nie byli jakoś specjalnie wymagający. To może chociaż wypadający ze skrzynek loot? Tu też bez szału, bo gra kocha wyrzucać rzeczy dla innej niż wybrana przez nas klasy postaci, więc sprowadza się to do ciągłego teleportowania się do handlarza, aby sprzedać zbędne rzeczy, tyle że za zarobioną w ten sposób kasę nic nie da się kupić, bo ich asortyment to jakiś żart. To może chociaż pomniejsze lokacje, do których przejścia znajdujemy na głównej mapie? No też nie, bo jest ich mało i ograniczają się do jednego czy dwóch pomieszczeń z paroma przeciwnikami. Myślałem, że gorzej niż w "Minecraft Dungeons" nie da się tego zrobić, ale jednak się myliłem.



Największym problemem "Torchlight 3" są monotonia, nijakość i niedopracowanie techniczne. Stworzone przez twórców lokacje są nudne, a my mamy wrażenie, że ciągle chodzimy po tej samej mapie. Nic nie zapada w pamięć i na tę chwilę dużo więcej pamiętam z niezłego "Torchlight 2", aniżeli ze skończonej właśnie trójki. No i niedociągnięcia techniczne są tym, co ciągnie tę grę na dno. Średnio dziennie gra zaliczała mi 3-4 crashe (czy to w postaci wyrzucenia do ekranu startowego czy też w formie niekończącego się ekranu wczytywania), często zdarzało jej się zapomnieć wyświetlić cel aktualnego zadania, a w trzecim akcie zapominała nawet o wyświetleniu tekstur i biegałem po pustym ekranie. Wisienką na tym torcie żalu i rozpaczy był moment, kiedy po premierowym patchu gra nie chciała odczytać mojego zapisu akcji i twierdziła, że jest uszkodzony. Sytuacji nie ratuje oprawa graficzna, która mogłaby się podobać na małym ekranie Nintendo Switcha, ale na podłączonym do 55-calowego telewizora 4K Xboksie One X prezentowała się conajmniej przeciętnie. Nie mam za to zarzutów do oprawy audio, bo choć w kółko słuchamy tych samych dźwięków broni i ginących przeciwników, to przygrywające w tle utwory muzyczne są naprawdę miłe dla ucha.



Zostały jeszcze dwie kwestie i za chwilę wracamy do domu. Tryb multiplayer, w którym możemy grać ze znajomymi, jest miłym dodatkiem, choć wymaga od nas stworzenia zupełnie nowej postaci i rozpoczęcia zabawy od początku. Nie ma tu żadnych znanych z "Diablo 3" sezonów, więc zupełnie nie rozumiem takiego ruchu. Nowością w serii jest za to tryb budowania własnej bazy (no dobra, fortu!), w której możemy stawiać figurki, budować chatki i podmieniać towarzyszące nam zwierzątko. Fakt, możemy tam wybudować specjalne świątynie, w których poświęcając konkretne przedmioty, dostajemy ulepszenie postaci, ale są to bonusy w stylu "+1% odporności na ogień", więc warte tyle co nic.



Oto całe "Torchlight 3" – gra nudna, niedopracowana i pełna błędów. Smutno patrzeć, jak nisko upadła seria, którą kiedyś określaną prawdziwą konkurencją dla "Diablo". Zupełnie nie rozumiem, co twórcy robili przez te kilka miesięcy, kiedy gra była w Early Access, ale na bank nie słuchali uwag graczy, bo nie wierzę, że nikt im nie zwrócił uwagi na monotonną rozgrywkę. Mógł być niezły zapychacz czasu, umilający czekanie na "Diablo IV", a wyszedł kalający dobre imię serii średniak. Lepiej po raz setny wrócić do "Diablo III" i przejść inną niż zawsze klasą.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones