Recenzja gry Switch

Triangle Strategy (2022)
Kazuya Miyakawa
Shai Matheson

Pieśń soli i ognia

Mająca miejsce prawie cztery lata temu premiera "Octopath Traveler" mocno spolaryzowała graczy. Z jednej strony zachwycano się fantastycznym użyciem grafiki HD-2D, z drugiej zaś narzekano na
"Triangle Strategy" - recenzja
Mająca miejsce prawie cztery lata temu premiera "Octopath Traveler" mocno spolaryzowała graczy. Z jednej strony zachwycano się fantastycznym użyciem grafiki HD-2D, z drugiej zaś narzekano na wtórność i miałkość fabuły. Jedno było pewne. Artystyczne nawiązania do grafiki z Super SNES-a uruchomiły w ludziach na tyle duże pokłady nostalgii, że z szeroko otwartymi rękami zaczęli oni przyjmować kolejne produkcje utrzymane w tym stylu. Idealnym przykładem jest zbliżający się powoli "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes", duchowy spadkobierca "Suikodena", który z impetem przetoczył się przez Kickstartera. Także Square Enix po raz drugi próbuje uszczknąć swój kawałek tortu, wracając do nas z "Triangle Strategy".



Produkcja studia Artdink nie ma nic wspólnego ze wspomnianym wyżej "Octopathem". A takie wrażenie można odnieść, patrząc chociażby na portrety postaci. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro przy obu tytułach pracował Naoki Ikushima. Dzięki niemu plejada bohaterów walczących o pokój w Norzelii mocno wyróżnia się na tle innych wojowników obecnych w turowych taktycznych erpegach.

Po raz kolejny mamy do czynienia z historią, która uświadamia nam, że nawet najbardziej błahy i wyimaginowany problem prowadzić może do cierpienia niewinnych osób. Delikatna równowaga panująca między trzema rządzącymi nacjami – Glenbrook, Aesfrost i Hyzante – pryska niczym bańka mydlana. Wojna nieustępliwie przetacza się przez cały kontynent, zbierając żniwo nie tylko wśród wojskowych, ale i ludności cywilnej. W tej sieci intryg i zawoalowanych relacji swoje miejsce próbuje znaleźć Serenoa Wolffort, dziedzic jednego z domów podległych królestwu Glenbrook. 



W trakcie swojej przygody z grą nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już widziałam te wydarzenia. Oszalały srebrnowłosy władca, egzotyczna nacja osądzająca ludzi poprzez próbę walki, czy też małżeństwa aranżowane nie do końca z wolą zainteresowanych niewiast brzmią jak składanka złotych przebojów pochodzących prosto z prozy George’a R.R. Martina. "Triangle Strategy" nie oszczędza swoich bohaterów i pomimo tego, że prezentowana przemoc nie jest może zbyt graficzna – w końcu mamy do czynienia z pixel artem – to wciąż daje wiele do myślenia i potrafi mocno zaskoczyć.

Jeden z trailerów gry zadawał graczowi pytania o to, co jest w życiu słuszne oraz jakimi wskazówkami w podejmowaniu decyzji powinniśmy się kierować. Ma to swoje odzwierciedlenie w grze. Wielokrotnie dialogi otworzą przed nami trzy ścieżki – moralności, użyteczności i wolności. Każda decyzja podjęta przez Serenoę będzie miała wpływ na to, jakie obejrzymy zakończenie. Protagonista może zdecydować się na poświęcenie najbliższej osoby, by w dalszej perspektywie przełożyło się to dobro całej społeczności. Inną ścieżką będzie twarda i nieustępliwa obrona tej osoby bez względu na dalsze konsekwencje, a nawet sprytne przekonanie pozostałych członków drużyny, że zachowanie jej przy życiu to najlepsze, co można zrobić.



Często dalsze losy wojny zależeć będą od decyzji podjętej przez członków drużyny. Możemy ich przeciągnąć na swoją stronę tak, by postawieni przed legendarnym artefaktem będącym w posiadaniu Glenbrook uwzględnili forsowane przez nas argumenty. Nie będzie to takie łatwe, gdyż towarzysze mają dość twarde i konkretne poglądy, więc kierują się przede wszystkim tym, co jest słuszne w ich opinii. To pozwala na rozgałęzianie się historii i pomimo wielu punktów wspólnych umożliwia prowadzenie gry na kilka różnych sposobów.



Rozbudowana historia przerywana jest co jakiś czas turowymi potyczkami. Nie zawsze będą się one sprowadzać do sztampowego wybicia wszystkich przeciwników. Czasem konieczne będzie wyeliminowanie konkretnego wrogiego generała, dotarcie w bezpieczne miejsce przez określoną postać, a nawet błyskawiczne przemieszczanie się wózkami górniczymi, by nie dopuścić do wybuchu bomb podkładanych przez wrogie armie. Zmysł taktyczny gracza odegra tu szczególną rolę. Najefektywniejsze będzie oczywiście zachodzenie mobków od tyłu lub flankowanie i maksymalizowanie obrażeń. Sami zaś zostaniemy szybko spacyfikowani, gdy postanowimy olać zdrowy rozsądek i rzucimy się bezmyślnie do przodu. Fani "Fire Emblem" i "Final Fantasy Tactics" z pewnością poczują się tu jak w domu. Do walki poślemy bohaterów wyszkolonych w różnych stylach walki. Wachlarz specjalizacji jest na tyle szeroki, że bez problem dostosujemy je do preferowanej strategii. Nasze szeregi zasilą magowie, kapłani, łucznicy, zabójcy i cała plejada innych postaci. Każda z nich opowie swoją indywidualną historię. Szkoda tylko, że wprowadzane są do głównego wątku tak szybko, że nie sposób szybko znaleźć swojego ulubieńca i zaangażować się w losy danego wojownika. 



Niestety, "Triangle Strategy" nie radzi sobie dobrze z zachowaniem balansu między opowiadaną historią a prowadzonymi walkami. Raz na jakiś czas długie, fabularne sekwencje przerywane są potyczkami z antagonistami. Prowadzić to może do mylnego wrażenia, że mamy do czynienia z visual novelą, a nie typowym taktycznym erpegiem. Absolutnie nie znaczy to, że historia przedstawiona w grze jest słaba. Ta wciągnęła mnie od pierwszych minut. Jednakże zabrakło mi tu większej ilości czasu na polu bitwy.

Chwile spędzone w Norzelii z pewnością nie należą do zmarnowanych, aczkolwiek w zestawieniu chociażby z ostatnią odsłoną "Fire Emblem" trudno nie oczekiwać czegoś więcej. Pixel art ponownie zachwyca urokliwością, nawiązując do klasyków gatunku. Dojrzałość opowieści zaskakuje, a wątki w niej poruszane zdają się wybrzmiewać o wiele mocniej w kontekście ostatnich wydarzeń.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones