Sukces pierwszego sezonu "Opowieści podręcznej" był jednocześnie początkiem końca jakości całego serialu. Wyczerpawszy całą zawartość krótkiej powieści Margaret Atwood i wykorzystując co tylko
Serialowi wyprodukowanemu przez Hulu, a dystrybuowanemu w Polsce przez Max, udała się w 2017 roku rzecz wielka. Niemal od razu stał się rozpoznawalnym fenomenem i czytelnym symbolem nawet dla osób, które go nie oglądały. Powieść z 1985 roku zyskała dzięki ekranizacji ponury, aktualny wydźwięk także w Polsce, w której uczestniczki czarnych protestów przebierały się za właśnie za podręczne, podkreślając podobieństwo swojej sytuacji do tej serialowej i ostrzegając przed kierunkiem, w jakim może prowadzić zaostrzenie praw antyaborcyjnych.
Disney
Steve Wilkie
Opowieść o dystopijnych Stanach Zjednoczonych, przemienionej w reżim religijny Gilead, zdobyła uznanie krytyki, a także okazała się bliska widzom i przede wszystkim widzkom. Serial opowiadał o niedalekiej przyszłości, w której ze względu na różne czynniki, w tym zanieczyszczenie środowiska, ludzkość boryka się z niepłodnością. Społeczeństwo pogrąża się w fanatyzmie religijnym, doszukując boskiej kary w tej klęsce, a władza zaczyna kontrolować rozrodczość. Płodne kobiety stają się najcenniejszym towarem. Zmuszone do posłuszeństwa, poddane odmóżdżającemu treningowi, zostają siłą wcielone do grupy podręcznych – kobiet oddelegowanych do rodzenia dzieci wpływowym mężczyznom i ich bezpłodnym żonom.
Sukces pierwszego sezonu "Opowieści podręcznej" był jednocześnie początkiem końca jakości całego serialu. Wyczerpawszy całą zawartość krótkiej powieści Margaret Atwood i wykorzystując co tylko można z osadzonych w tym samym świecie "Testamentów", showrunnerzy zaczęli na własną rękę kontynuować historię June Osborne. Od drugiego sezonu począwszy, produkcja całkowicie zatraciła swój pierwotny charakter. W miejsce kameralnej historii zwyczajnej kobiety, z której perspektywy poznawaliśmy fragment po fragmencie realia reżimu Gilead, pojawiała się dystopijna sztampa. Z perspektywy czasu widać, że showrunnerzy chcieli pchnąć historię w stronę prostej walki "źli kontra dobrzy", zastąpić subtelną przypowieść o etyce, prawach człowieka i kobiecości większą ilością akcji i stworzeniem rozbudowanej franczyzy.
Disney
Steve Wilkie
Paradoksalnie to rozszerzenie świata i wprowadzenie nowych frakcji oraz państw nie sprawiło, że serialowa rzeczywistość stała się bogatsza. Wręcz przeciwnie: dystopijne, zamordystyczne Stany Zjednoczone kurczyły się z sezonu na sezon. Całe Gilead wydawało się w pewnym momencie złożone z kilku powiązanych ze sobą osób. Wątki polityczne zastąpiły telenowelowe: rodzinno-miłosne koligacje, dramaty, zdrady, kłamstwa. W warstwie wizualnej zniknęło unikatowe połączenie purytańskiej estetyki czerwonych płaszczyków podręcznych ze stylizowanymi na amerykańskie lata 50. eleganckimi, zielonymi sukienkami ich pań. Paletę barw wypełniły przykurzone szarości i żółcie, przywodzące skojarzenia raczej z "The Walking Dead" czy innym postapokaliptycznym show. Zniknęła ironiczna narracja z offu June, a razem z nią elementy humorystyczne, które były tak niezbędne dla przełamywania ciężaru całości. W nowej "Opowieści podręcznej" zapanował niepodzielnie patos. Próbowano gdzieniegdzie wskrzeszać jej dawny styl, np. poprzez stosowanie charakterystycznych teledysków na koniec odcinka, co miało raczej znamiona żerującej na minionej chwale nekrofilii niż nostalgii.
Po pięciu sukcesywnie obniżających poziom sezonach twórcy postanowili wreszcie zakończyć żywot umęczonej "Podręcznej". W finałowej odsłonie jednocześnie przegadana i pozbawiona treści, fatalnie napisana historia kręci się wokół tych samych postaci i wątków, nie prowadząc jednocześnie donikąd. Dopiero w ostatnich trzech odcinkach zaczynają dziać się istotne rzeczy – wcześniejsze siedem epizodów to przeciągnięte preludium. Najbardziej intrygujący aspekt finału piątego sezonu, czyli pojednanie June i Sereny, zostaje zażegnany już w drugim odcinku sezonu szóstego. Cała wewnętrzna droga Sereny zostaje zaprzepaszczona, kiedy chwilę po przejrzeniu na oczy w kwestii jednego religijnego reżimu naiwnie wpada w objęcia drugiego. Z kolei June finalizuje swoją transformację w mdłą Mary Sue. Chyba jedyna postać, która pozostaje ciekawa i której wątek ma coś głębszego do przekazania, to grana przez Ann Dowd ciotka Lydia. Służbistka, która zbyt późno orientuje się co do prawdziwej natury serialowej władzy; samotna kobieta, która głęboko troszczy się o swoje podopieczne, nie rozumiejąc jednocześnie skali krzywdy, jaką im wyrządziła – tragedia szarej osoby w totalitarnym systemie.
O tym, jak nieefektywnie twórcy poprowadzili narrację, niech świadczy to, że w finałowym sezonie zajmujemy się dokładnie takimi samymi problemami, co na początku sezonu drugiego. Nadal zastanawiamy się, czy Nick jest dobry, czy zły. June nadal szuka córki i tkwi w trójkącie miłosnym, rozdarta między ojcami dwójki swoich dzieci. Twórcy ewidentnie postarali się o maksymalne skapitalizowanie sukcesu pierwszego sezonu, nadmiernie rozciągając historię pomimo braku pomysłu na jej poprowadzenie. Finałowy sezon "Opowieści podręcznej" wypełniają długie sekwencje ciszy i zbliżeń na a to zaciętą, a to zmęczoną twarz Elisabeth Moss. Rozpisana na dziesięć odcinków fabuła dałaby się opowiedzieć na przestrzeni trzech.
Finał "Opowieści podręcznej" jest bardzo rozczarowujący. Moja ocena może wydawać się surowa, ale wynika z ogromu zmarnowanego potencjału tej produkcji. Różnica jakości pomiędzy tym, jak serial się zaczął, a jak skończył, jest po prostu rażąca. Trudno też nie zdenerwować się na marnotrawstwo wietrzących zysk platform streamingowych: marnotrastwo środków produkcyjnych, czasu antenowego, cierpliwości widzów. "Opowieść podręcznej" kończy tak jak jej autorka, Margaret Atwood. Pisarka przeszła drogę od ikony feminizmu i orędowniczki me too do osoby, która popadła w niełaskę przez swoje kontrowersyjne wypowiedzi. Serial na podstawie najpopularniejszej książki jej autorstwa niemal momentalnie po premierze stał się ikoniczny dla wielu kobiet, a dzisiaj już niemal nikogo nie obchodzi. Finał przeszedł właściwie bez echa. Max i Hulu nie poddają się i planują jeszcze trochę pomęczyć temat podręcznych, póki jeszcze jest jako tako płodny – zapowiedziano już spin-offy. Pytanie, co jeszcze można o tym uniwersum opowiedzieć i kogo ono będzie obchodzić na tyle, by śledzić wątki poboczne historii June.