Recenzja serialu

Shingetsutan Tsukihime (2003)
Katsushi Sakurabi
Ken'ichi Suzumura
Hitomi Nabatame

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie? Nic nie będzie!

Historie o wampirach lubią niemal wszyscy. Klimat wąskiej, ciemnej uliczki, księżyca w pełni, pulsującej w żyłach krwi i walki z odwiecznym instynktem, z różnym stopniem natężenia przemocy,
Historie o wampirach lubią niemal wszyscy. Klimat wąskiej, ciemnej uliczki, księżyca w pełni, pulsującej w żyłach krwi i walki z odwiecznym instynktem, z różnym stopniem natężenia przemocy, strachu, tajemniczości i dramatyzmu, pociąga rzesze osób. Wiedzą o tym twórcy filmowi i wychodząc naprzeciw oczekiwaniom widzów, z lepszym lub gorszym skutkiem, od lat komponują rozmaite opowieści o krwiopijcach. Produkcją o tejże tematyce jest także Shingetsutan Tsukihime. Zasadniczy rys fabularny zawiera w sobie wiele popularnych schematów i motywów. Główna bohaterka to wampir, główny bohater – mężczyzna, a między nimi relacja uczuciowa. Złe wampiry atakują ludzi, a dobre z pomocą innych ludzi z nimi walczą. Mamy sporo starć, sporo tajemnic z przeszłości, sporo dylematów moralnych i uczuciowych. Mamy krew, kły, długowieczność, zew nocy i księżyca w pełni. Niestety, za tymi oklepanymi wątkami nie kryje się nic wyjątkowego ani oryginalnego. Seria jest całkowicie przeciętna, zarówno w formie jak i treści.

Główny bohater – Shiki Tohno to z pozoru zwykły licealista. W dzieciństwie przeżył wypadek samochodowy, po którym została mu osobliwa umiejętność: wszędzie widzi dziwne, czerwone linie. Tnąc je specjalnym nożem powoduje śmierć ludzi i przedmiotów na których się znajdują. Na co dzień nosi jednak specjalne, magiczne okulary, dzięki którym linie są niewidoczne. Pewnego dnia Shiki dostaje wiadomość od swojej siostry – dziedziczki rodzinnej fortuny, która prosi, by po śmierci ojca zamieszkał z nią w rodowej rezydencji. Niedługo potem chłopak spotyka na ulicy nieznaną, jasnowłosą kobietę, którą morduje swoim nożem. Kobieta jednak pojawia się przed nim następnego dnia. Okazuje się wampirem i jako wynagrodzenie poniesionych w wyniku morderstwa strat moralnych i fizycznych oczekuje od chłopaka pomocy w odnalezieniu i zabiciu Złego, zwanego Roa, który pustoszy miasto, zabijając rzesze ludzi. Shiki zgadza się pomóc Arcueid (gdyż jak przystało na Bohatera serii jest odważny, zdecydowany i nie waha się poświęcić własnego życia dla ratowania ludzkości) i od tej pory każdej nocy przemierzają ciemne uliczki miasta w poszukiwaniu Roa. Z początku łączą ich sprawy czysto "zawodowe", i zbieżność interesów, z czasem jednak owa więź przeradza się w sympatię, przyjaźń, a wreszcie miłość.

Stopień ich zażyłości nie wzrasta jednak równomiernie. Więź emocjonalna bohaterów przez większą część serii niemal niezauważalna, ograniczona do drobnych gestów, uśmiechów i półsłówek, nagle ujawnia się gwałtownym i niespodziewanym przejawem uczuć, które nie bardzo wiadomo skąd się właściwie wzięły. Niestety, podobna do historii związku bohaterów jest akcja – nierówna, niespójna i często pozbawiona logiki. Z początku wolna, dokładna, spokojna, wyważona, przyśpiesza nagle w 10 odcinku, w 11 osiąga prędkość niemal zawrotną, a w 12 zostaje urwana szybko, brutalnie, pozostawiając widza z jednym konkretnym pytaniem w głowie i na ustach, którego ze względu na zawieranie "słów powszechnie uważanych za wulgarne" cytować nie będę. Masa zagadek i tajemnic, nawarstwianych przez kolejne odcinki w celu zaciekawienia widza i przekonania go, by jednak wytrwał do końca serii, nie zostaje w ogóle wytłumaczona. Twórcy ograniczyli się do wyjaśnienia tylko najpotrzebniejszych spraw, pozostawiając widza samemu sobie z wątpliwościami i pytaniami, na które odpowiedzi wcześniej mu obiecywali. Pewnym uzasadnieniem tych nieścisłości może być fakt, że seria powstała na podstawie gry komputerowej – uzasadnieniem, ale nie usprawiedliwieniem. Twórcy zdecydowanie postawili na klimat opowieści – ponury, tajemniczy, niespokojny. Osiągnąć go próbowali właśnie za pomocą bardzo powściągliwej, wyciszonej narracji. Wiele uwagi poświęcili bliskim ujęciom, detalom w wyglądzie osób czy przedmiotów. Czy wywołało to pożądany efekt mroczności, czy było nudne i niepotrzebne to rzecz dyskusyjna, w moim przypadku niestety to drugie.

Bohaterowie niestety również nie zachwycają. Żaden z nich niczym mnie nie ujął, za to każdy czymś denerwował. Wszyscy są nieprzekonujący, płascy i beznamiętni, a ich konstrukcje emocjonalne sprowadzone do podstawowych, schematycznych konwencji. Robią tylko to, co niezbędne do poprowadzenia akcji, nie przejawiając żadnych dodatkowych uczuć, które mogłyby pogłębić ich osobowość. Ich charakteru w zasadzie bardziej się domyślamy, niż faktycznie go widzimy. Dialogi między bohaterami albo sprowadzają się do wymiany informacji potrzebnych widzowi do jakiegokolwiek rozeznania się w sytuacji, albo są puste i głupie, zapełniając bezsensownie czas odcinka.

Rozczarowany fabułą Shingetsutan Tsukihime widz nie może także zwrócić swojej uwagi w stronę doznań wizualnych. Przyczyna jest prosta – nie ma tak naprawdę na co patrzeć. Graficznie seria sprowadzona jest do niezbędnego minimum, tak by nie odpychać widza swoją prostotą i surowością. Kreska konkretna, wyraźna, dokładnie i twardo określająca tylko najpotrzebniejsze formy i kształty. Gama barwna zwężona, ograniczona do kilkunastu bladych, neutralnych odcieni. Tła i scenerie, w których rozgrywają się sceny, są ciągle te same – niezmiennie, do znudzenia powtarzane identyczne ujęcia przedmiotów, wnętrz, krajobrazów i budynków. To samo tyczy się wyglądu i stroju bohaterów; irytował mnie zwłaszcza nieśmiertelny, biały golf Arcueid.

Jedyną rzeczą, na którą w tej serii w żaden sposób narzekać nie można, jest muzyka. To właśnie kompozycje autorstwa Toshiyukiego Omori tworzą klimat tej opowieści. Piękne, poruszające, nastrojowe, idealnie dopasowane do rozgrywających się na ich tle scen. Genialne są zwłaszcza utwory początkowy i końcowy. Dużo smyczków, częste chóry, nietypowe, przekłuwające uwagę brzmienia. Ścieżka dźwiękowa do Shingetsutan Tsukihime jest bez wątpienia jedną z lepszych, jakie słyszałam w życiu.
 
Pytanie, czy warto oglądać serię tylko dla niej. Oprócz poszukujących wyjątkowych doznań muzycznych, anime na pewno zobaczyć mogą osoby, które historie o wampirach uwielbiają do  tego stopnia, że sprawy prawdopodobieństwa psychologicznego przesuwają na dalszy plan, a także ci, którzy mają dużo wolnego czasu i  nie odstręcza ich przeciętność. Shingetsutan Tsukihime nie jest bowiem serią złą, tylko niedopracowaną, brakującą, która niczym szczególnym (prócz muzyki) się nie wyróżnia. Biorąc jednak pod uwagę rankingi zachodnich serwisów internetowych, w których okupuje ona czołówki w swojej kategorii tematycznej, są tacy, którzy widzą w niej coś istotnego i wartościowego. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... może dla kogoś coś jednak gdzieś będzie.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?